Pobierz cały dokument Agatha Christie Czarna kawa (2).docx Rozmiar 612,8 KB |
Agata Christie
Czarna kawa
Adaptacja autorstwa ChailesaOsborne'aartAgataChristie"Czarna kawa"
Tłumaczyła Beata Chądzyńska
I
Herkulesa Poirotamiałmały,ale przytulne mieszkanie w eleganckim bloku Whitehall Mansions w Mayfair, najbardziej ekskluzywnej dzielnicy Londynu. Zjadł śniadanie, które składało się ze słodkiego rogalika i kubka gorącej czekolady. Chociaż był człowiekiem o pewnych zwyczajach, które rzadko zmieniał, tego dnia skierował do swojego sługi Jerzego niezwykłą prośbęge'akolejny kawałek czekolady. Dla zabicia czasu wpatrywał się w swoje odbicie w dużym lustrze, które wisiało naprzeciwko niego. Był niewysokim mężczyzną po sześćdziesiątce, z jajowatą głową, raczej szczupłą, ale z przyjemnie zaokrąglonym brzuchem i przystrzyżonym wąsem, fantazyjnie zakręconym do góry. Skinął głową, wyraźnie zadowolony ze swojego wyglądu, i spojrzał na torbę na stoleporanna korespondencja.
Ze swoją zwykłą pedanterią ułożył rozrzucone koperty w jeden stos. Otworzył je bardzo ostrożnie nożem do papieru w kształcie miniaturowego miecza, który dostał na urodziny wiele lat temu od swojego starego przyjaciela, kapitana Hastingsa. Na drugim stosie znajdowały się przedmioty, które Poirot uznał za nieważne – głównie formularze, zawiadomienia, zaproszenia itp. – o które prosił.George'a,do wyrzucenia. Trzeci stos zawierał listy, na które należało odpowiedzieć, a przynajmniej potwierdzić. Postanowił to zrobić po śniadaniu, ale nie przed dziesiątą. Poirot uważał, że niegodne prawdziwego profesjonalisty jest rozpoczynanie dnia przed dziesiątą. Jeśli był zamieszany w sprawę... no cóż, wtedy oczywiście było inaczej. Przypomniał sobie, że pewnego razu przed świtem on i Hastings udali się do… Nie, Poirot nie chciał rozpamiętywać przeszłości. szczęśliwa przeszłość. Po rozwiązaniu zagadki śmierci lorda Edgwy,re'azamykając w ten sposób ostatnią sprawę, nad którą pracowali razem
Cowali, Hastingswrócił do swojego rancza i żony w Argentynie; Chociaż miał teraz wrócić do Londynu na kilka tygodni w interesach, jego współpraca z Herkulesem Poirotem przy rozwiązywaniu intrygujących zagadek należała już do przeszłości. Życie było takie ekscytujące, pomyślał Poirot. - Ale co teraz zrobimy? Jedliśmy kilka razy w Ritz, eleganckim luksusowym hotelu, w którym zatrzymał się Hastings. Było bardzo fajnie, podobnie jak w teatrze, w którym kilka razy razem chodziliśmy. Ale to były czasy, kiedy… Nie, naprawdę nie powinien myśleć o przeszłości, ale było mu ciężko teraz, kiedy Hastings na krótko wrócił do Londynu.
Czy to dlatego Herkules Poirot był tak niespokojny tego jasnego, majowego poranka 1934 roku, kiedy wiosna była późna? Najwyraźniej emerytowany Poirot wracał do swojego zawodu, ilekroć zwracano się do niego ze szczególnie interesującą sprawą. Lubił pracować z Hastingsem, który działał jako rezonator dla jego teorii i pomysłów. Teraz jednak Hastings spędzał większość czasu na drugim końcu świata, a Poirot nie znalazł w ciągu ostatnich kilku miesięcy niczego, co mogłoby go zainteresować zawodowo. Czy wyimaginowani przestępcy już wyginęli? Pozostała wulgarna przemoc i brutalność, rodzaj nikczemnych morderców i rabusiów, z którymi miał do czynienia poniżej swojej godności?
Myśli te zostały przerwane przez pojawienie się ciszyGeorge'a,który przyniósł drugą, długo oczekiwaną filiżankę czekolady. Oczekuje nie tylko przyjemności picia tego napoju, ale także dlatego, że dzięki niemu może zapomnieć, choćby na kilka chwil, że w ten wspaniały słoneczny poranek czeka go tylko spacer po parku i Spacer z Mayfair do Soho, gdzie sam zje lunch w Twojej ulubionej restauracji – co tym razem zamówiłeś? - na początek może kawałek placka, potem sólpiękna kobieta...
Rozpoznał toJerzy,Stawia przed nastolatkiem filiżankę czekolady i coś do niego mówi. Zawsze spokojny, nienagannie wychowanyJerzy,Całkowicie angielski, o nieprzeniknionym wyrazie twarzy, przez pewien czas był lokajem Poirota i doskonale przystosował się do wymagań detektywa. Nigdy nie wtrącał się w cudze sprawy i niechętnie wyrażał swoje opinie, ale był kopalnią informacji o angielskiej arystokracji i człowiekiem równie skrupulatnym jak sam wielki detektyw. Poirot często mu to powtarzał.powtarza}: „Twoje spodnie są idealnie wyprasowane,Jerzy, achNie mają wyobraźni, ale Herkules Poirot miał wielką wyobraźnię i jego zdaniem znacznie większym osiągnięciem było umiejętne wyprasowanie spodni.Jerzypracuje dla niego.
„…więc pozwoliłem sobie obiecać, panie, że oddzwonisz do niego dziś rano” – powiedział służący.
- Przepraszam,Jerzywykrzyknął Poirot. - Nie myślałem, myślałem o czymś innym. Mówiłeś, że ktoś dzwonił?
- W rzeczy samej. Zeszłej nocy, kiedy byłeś sam ze sobą w teatrzeOliver.Poszedłem spać, zanim wróciłeś do domu, nie zostawiając wiadomości, ponieważ było bardzo późno i czułem, że to niepotrzebne.
- Kto to był?
- Zaprezentujęjako Claud Amory, proszę pana. Zostawił swój numer, sugerując, że dzwoni z Surrey. Powiedział, że to bardzo delikatna sprawa i poprosił, żebyś nie przedstawiał się, dzwoniąc, tylko po prostu z nim porozmawiał.
- DziękiTak, GeorgeLubię tonumer na moim biurku. Zadzwonię do niego, jak tylko przeczytam dzisiejszy Times, jest za wcześnie na wywiad, zwłaszcza w drażliwej sprawie.
Jerzyukłonił się i wyszedł, podczas gdy Poirot powoli pił czekoladę.Oliwier,jej stary przyjaciel, który uważa się za detektywa-amatora. Ta sztuka Alibi dotyczyła rozwiązania zagadki morderstwa, a Charles Laughton, słynny brytyjski aktor, wcielił się w rolę detektywa, który rozwiązuje tę zagadkę.Oliveriebyłaby najmniej zadowolona, gdyby Poirot odkrył mordercę pierwszy.
— Nie wiem, jak odgadłeś to tak szybko, Poirot — poskarżyła się, ale detektyw przerwał jej z irytacją okrzykiem:
- Nigdy nie zgadnę, proszę paniOliver.Używam swojej inteligencji. Małe szare komórki... - Nie miał czasu dokończyć, bo pOliwier,który wiele razy słyszał jego wykład o komórkach mózgowych, przerwał mu nagle:
- NIE! Nie te cholerne szare komórki. Chodźmy lepiej do kawiarniCafé Royal, tyw rogu. Możesz postawić mi drinka przed kolacją.
Poirot uśmiechnął się i potrząsnął głową. Kochana AriadnoOliwier,naprawdę bardzo ją lubił. Wypił swoją czekoladę i zachichotał na wspomnienie wieczoru w teatrze, który spędził w jej towarzystwie, i wyszedł na balkon z poranną gazetą w dłoni.
Kilka minut później odłożył „Timesa” na bok. Wiadomości ze świata były równie przygnębiające jak zawsze. Ten okropny Hitler zamienił sądy w organy partii nazistowskiej, faszyści doszli do władzy w Bułgarii, a co najgorsze, w Belgii, rodzinnym kraju Poirota, 42 górników z kopalń w pobliżu Mons byłoby prawdopodobnie trochę bardziej optymistyczne: pomimo oficjalnej rezerwacje, tenisiści mogli nosić krótkie spódniczki na tegorocznym Wimbledonie. Nekrologi też nie były pocieszające, jak wydawało się ludziom w wieku Poirota lub młodszym, którzy wyjątkowo spieszyli się na ten świat.
Poirot odłożył gazetę i wyciągnął się wygodnie w wiklinowym fotelu, opierając stopy na podnóżku. Claude Amory, pomyślał. Imię brzmiało znajomo. Musiał to już gdzieś słyszeć. Tak, sir Claud był celebrytą w pewnych kręgach. Ale w jakich kręgach? Polityk? Prawnik? A może emerytowany urzędnik? Klaudiusz Amory. amory
Balkon znajdował się po wschodniej stronie, co pozwalało Poirotowi wygrzewać się na słońcu przez kilka minut. Wkrótce miało być bardzo gorąco, a on nie był fanem opalania. Jeśli upał wepchnie mnie do środka, pomyślał, to sprawdzę, kto jest kim. Jeśli ten Sir Claud jest czymś znaczącym, będzie tam. A jeśli nim nie jest? Mały detektyw wzruszył ramionami. Lubię Claude'a Amora za jego rycerskość. Jeśli jest wspomniany w Who's Who, który obejmuje występy Herkulesa Poirota, to być może ten Sir Claud zasługuje na uwagę.
Poirot wrócił do biblioteki pod wpływem nagłego podmuchu zimnego wiatru i rosnącej ciekawości. Podszedł do półki z książkami i wziął gruby czerwony tom; Z tyłu wytłoczony złotymi literami był tytuł „Kto jest kim.” Przerzucił strony i znalazł wpis, którego szukał.
„Amora” – przeczytał. - Pan Claud (Herbert); tytuł szlachecki od 1927 r.; urodzony 24 października 1878, żonaty w 1907 z Heleną Graham (zm. 1929); syn. Wykształcenie: Weyliceum ustne; królaKolegium, Londyn. fizyk laboratoryjnyGEC1,1905; RAE2, Farnborough (Departament Komunikacji), 1916; Uczestnik projektu badawczego Ministerstwa Obrony Powietrznej, Swanage, 1921. Odkrycie nowej metody przyspieszania cząstek: liniowego akceleratora fal, 1924. Otrzymał Medal Monroe'aTowarzystwo Fizyków itp. Autor wielu publikacji naukowych. Adres:Cleve opata,RynekSprytne, Surrey. Tel.:RynekKleve304. Klub: Ateneum.
O tak, powiedział do siebie Poirot. - Słynny naukowiec.
Przypomniał sobie rozmowę, którą odbył kilka miesięcy temu z członkiem rządu Jej Królewskiej Mości po tym, jak udało mu się zdobyć brakujące dokumenty, które mogły zostać ujawnione przez władze. Rozmawiali o bezpieczeństwie, a polityk przyznał, że podjęte w tym celu środki są generalnie niewystarczające. – Na przykład – powiedział poPoirota
- to, nad czym teraz pracuje Claud Amory, ma szansę odegrać niezwykle ważną rolę w konfliktach zbrojnych w przyszłości, ale nie chce pracować w laboratorium, w którym byłby chroniony, nalegając na pracę samotną w swoim wiejskim domu. zero bezpieczeństwa. Straszny."
„Interesujące” — pomyślał Poirot, odkładając książkę z powrotem na półkę"Kto jest kim"
- Zastanawiam się, czy Sir Claud chciałby zatrudnić Herkulesa Poirota jako starego, zmęczonego psa stróżującego? Wynalazki wojenne, tajna broń - to nie dla mnie. Jeśli...
Zadzwonił telefon w sąsiednim pokoju i Poirot go usłyszałJerzychwyta za telefon. Po chwili w progu pojawił się służący.
– To znowu pan Claud Amory, proszę pana – oznajmił. Poirot podszedł do telefonu.
- Cześć. To jest Herkules Poirot.
-HerrPoirota? Nie znamy się osobiście, chociaż mamy wspólnych znajomych. Nazywam się Amory, Claude Amory...
— Słyszałem o panu, sir Claudzie — powiedział Poirot.
— Posłuchaj, Poirot — kontynuował rozmówca. – Mam na myśli diabelnie trudną sprawę. A raczej mogłem to zrobić. Nie jestem pewny. Chcę jednak podkreślić to, co mam do powiedzenia
dzieciaku, to poufne. Gdyby to było upublicznione...
— Drogi panie Amory — przerwał mu Poirot — zapewniam pana, że jestem — jak to się nazywa? — uosobieniem dyskrecji. Wszystko, co mi powiesz, zostaje między nami.
- Dziękuję bardzo. Wiem, że mogę Ci w pełni zaufać. Mam następujący problem: od jakiegoś czasu pracuję nad próbką bomby atomowej - nie będę wchodził w szczegóły, ale Departament Obrony uważa to za sprawę priorytetową. Teraz praktycznie skończyłem; Wyprowadziłem formułę, aby stworzyć nowy śmiercionośny materiał wybuchowy i mam powody sądzić, że ktoś w moim domu próbuje ukraść tę formułę. W tej chwili nie mogę powiedzieć więcej, ale byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś zechciał przyjść w weekendCleve opata,jako mój gość. Chcę, żebyś zabrał próbkę do Londynu i przekazał ją komuś z Ministerstwa Obrony. Kurier z Ministerstwa z jakiegoś powodu nie może. To musi być ktoś, kto wygląda skromnie, zwyczajnie, ale jednocześnie na tyle inteligentnie, by...
Claude Amory mówił dalej. Herkules Poirot, patrząc w lustro na swoją owalną, łysą głowę i starannie przystrzyżone wąsy, nie wspominając już o eleganckich spodniach w paski i marynarce od smokingu, pomyślał, że nigdy wcześniej w swojej długiej karierze nie został nazwany i nie uważał się za mało znanego . Perspektywa spędzenia weekendu na wsi, gdzie miałby okazję osobiście poznać wybitnego uczonego, wydawała mu się zachęcająca. I bez wątpienia wdzięczne władze będą mu wdzięczne - choćby za to, że niósł w kieszeni tajemniczy, być może nawet śmiercionośny okaz z Surrey do Whitehall.
- Chętnie to zrobię, drogi panie Claud - powiedział. Ale muszę chwilę pomyśleć. Dziś jest środa,Czyż niePrzyjadę w sobotę po południu, jeśli nie masz nic przeciwko, aw poniedziałek rano wrócę do Londynu, zabierając ze sobą, co chcesz. bardzo mi miło p.
Dziwne, pomyślał Poirot, odkładając słuchawkę. „Model Sir Clauda może zainteresować zagranicznych agentów wywiadu, ale czy może to być ktoś z rodziny naukowca?… Cóż, bez wątpienia więcej zostanie ujawnionych w weekend”.
-Jerzy- zawołał strażnik - proszę zanieść do pralni moją ciepłą tweedową marynarkę, wieczorowy garnitur i spodnie. Muszę je mieć w piątek, bo wyjeżdżam na weekend na wieś.
Brzmiało to tak, jakby jechał na całe życie w stepy Azji Środkowej.
II
Dom Claude'aAmory'ego, Abbot's Cleve,znajdował się na obrzeżach RynkuKleve- małe miasteczko, a raczej duża wioska w hrabstwie Surrey, około czterdziestu kilometrów na południowy wschód od Londynu. Żwirowa droga biegnąca od stróżówki (obecnie pełniącej funkcję domku ogrodnika) do drzwi wejściowychCleve opata,Wędrowałem wśród drzew i gęstych krzaków. Na tyłach domu znajdowało się patio i trawnik prowadzące do dobrze utrzymanego, regularnego ogrodu.
W piątek wieczorem, dwa dni po rozmowie telefonicznej z Poirotem, Claude Amory siedział w swoim gabinecie pogrążony w myślach. Do tego małego, ale komfortowo wyposażonego pomieszczenia na parterze we wschodnim skrzydle kamienicy można było się dostać jedynie przez bibliotekę. Sir Claude'owi bardzo się to podobało, ponieważ pozwalało mu pracować w spokoju i samotności, a członkowie jego rodziny wiedzieli, że w ciągu dnia muszą trzymać się z dala od biblioteki w drugim skrzydle domu na kawę i drinka.
Biurko uczonego było ustawione tak, że siedział twarzą do drzwi biblioteki, z oknem wychodzącym na ogród, widok, który rzadko podziwiał. Na zewnątrz zaczynało się ściemniać. Butler Tredwell właśnie zwołał obiad i rodzina zaczęła się zbierać w jadalni.
Pan CLaud zabębnił palcami po biurku; zawsze tak robił, kiedy musiał podjąć szybką decyzję. Był to mężczyzna średniej budowy, w wieku około pięćdziesięciu pięciu lat, z wysokim czołem i siwymi włosami zaczesanymi do tyłu, przeszywającym chłodem.
niebieskie oczy, a jego twarz przybrała teraz wyraz mieszający strach ze zdumieniem.
Rozległo się dyskretne pukanie do drzwi gabinetu iw progu pojawił się służący Tredwell, wysoki, ponury mężczyzna o nienagannych manierach.
- PPrzepraszam, panie Claude. Myślałem, że może nie słyszałeś dzwonka...
- W porządku, Tredwell. Powiedz wszystkim, że jestem zajęty telefonem i zaraz wracam. Zaraz do kogoś zadzwonię. Możesz teraz rozpocząć karmienie.
Tredwell cicho odszedł, a Amory wziął głęboki oddech, przyciągając telefon bliżej siebie. Przekartkował notatnik, który wyjął z szuflady biurka i podniósł słuchawkę. Słuchał przez chwilę, zanim zaczął mówić.
- Tu MarketKleve304. Proszę połączyć mnie z Londynem. Podał numer, odchylił się w fotelu i czekał. Znów nerwowo bębnił palcami po biurku.
Kilka minut później ClaudAmory opuścił swoje biuro przez bibliotekę i korytarz i dołączył do reszty towarzystwa w jadalni w zachodnim skrzydle domu; Zajął honorowe miejsce na jednym końcu stołu, gdzie siedziała już reszta rodziny. Obok niej, na prawo od sir Claude'a, siedziała jego siostrzenica Barbara AmoryRyszardAmory, jedyny Synsir ClaudaI; następnie włoski lekarz o nazwisku Carelli, zaproszony na obiad, po prawej stronie Carelliego, naprzeciw sir Claude'a, jego siostry Caroline Amory. Była kobietą po sześćdziesiątce, która nigdy nie założyła własnej rodziny, była gospodynią brata, którego żona zmarła kilka lat temu. Pani Amory siedziała obok sekretarza Sir Claude'a, Edwarda Raynora, a obok niego żona RichardaAmory'ego, Łucja;Jej sąsiadem po prawej stronie był sam pan domu, Sir Claud.
Tym razem obiad nie przebiegał w przyjemnej atmosferze. Caroline Amory, staromodna kobieta o nieco irytującym sposobie bycia, próbowała skontaktować się z dr. Carelli, który udzielał jej dość uprzejmych odpowiedzi, ale nie wydawał się zbyt rozmowny. Potem panna Amory zwróciła się do Edwarda Raynora, ale zwykle uprzejmy i towarzyski młody człowiek wzdrygnął się.
chodził nerwowo po pokoju, mamrocząc coś przepraszającego; Wyglądał na zawstydzonego. Sir Claud był jeszcze cichszy niż zwykle. Jego synRyszardod czasu do czasuod czasu do czasu rzucał zmartwione spojrzenie swojej żonie Lucii. Tylko młoda Barbara Amory wydawała się być w dobrym nastroju; ciągle rozmawiała z ciocią Karoliną.
„Ciociu Karolino, ta sól jest pyszna” – zawołała i zaczęła ją chętnie jeść. „Tak się cieszę, że korzystasz z usług tego nowego sprzedawcy ryb”. Jest bardziej godny zaufania niż stary Hobbs.
Ciotka wymamrotała odpowiednią odpowiedź.
Kiedy Tredwell podawał sałatkę owocową na deser, Sir Claud nagle przemówił do niego głośno, tak aby wszyscy przy stole go usłyszeli.
„Tredwell”, powiedział, „zadzwoń do sklepu Jacksona w Market”.Klevei poproś ich, aby wysłali samochód z kierowcą na stację kolejową. O ósmej pięćdziesiąt dwa panowie przychodzą do nas po kolacji.
— Bardzo dobrze, proszę pana — odparł Tredwell, wychodząc. Gdy służący zamknął za sobą drzwi, przemówiłemRyszard.
- Jacy panowie, ojcze? Kogo spodziewasz się po kolacji? Ktoś z Londynu?
Ojciec uciszył zebranieGłosowanie.
- Wkrótce wszyscy się przekonacie. Po kolacji złożę oświadczenie w bibliotece, do tego czasu nie mam nic więcej do powiedzenia.
W tym momencie Lucia Amory, po wymamrotaniu „przepraszam”, wstała nagle od stołu i wybiegła z jadalni, korytarzem do biblioteki, dość dużego, ale bardziej przytulnego niż eleganckiego pomieszczenia, w którym służyła jako nie tylko jedna osoba. biblioteka, ale także salon prowadzący na frontowy taras i część ogrodu, drzwi na drugim końcu pokoju prowadziły do zegara gabinetowego Sir Clauda, kilku ozdób i wazy fidubus. kolejne drzwi prowadzące bezpośrednio do reszty domu, przedpokoju i klatki schodowej do sypialni na pierwszym piętrze i kwater służby powyżej.
Meble w bibliotece składały się z biurka z telefonem na lewo od drzwi na korytarz; duży, dobrze wyposażonypółka na książki na prawo od francuskich drzwi; Tabela z gramami
Fonemy i płyty oraz kanapa z ławką. Proste krzesło i wygodny fotel ustawiono wokół okrągłego stołu na środku pokoju, a na małym stoliku pod ścianą stała roślina doniczkowa. Większość mebli była tradycyjna, ale nie na tyle stara ani piękna, by można je było uznać za antyczne.
Lucia Amory, piękna młoda dwudziestopięcioletnia kobieta, z gęstymi, ciemnymi włosami opadającymi na ramiona i piwnymi oczami, które czasami się błyszczały, ale teraz zdradzały niejasne, ukryte emocje, stała niezdecydowanie na środku pokoju. Potem podeszła do okna, zaciągnęła nieco zasłony i wyjrzała na zewnątrz, gdzie było już ciemno. Z ledwo słyszalnym westchnieniem w zamyśleniu przycisnęła czoło do chłodnej szyby.
W korytarzu słychać było wołanie panny Amory:
- Lucia... Lucia... gdzie jesteś?
Po chwili do pokoju weszła Karolina. Wzięła młodą kobietę pod ramię i poprowadziła ją na kanapę.
- Usiądź tutaj, kochanie - poleciła, wskazując miejsce w kącie. Przez chwilę zastanawiała się nad Lucią, zanim postawiła diagnozę. - Poradzisz sobie za kilka minut.
Lucia posłała Caroline słaby uśmiech wdzięczności.
„Tak, oczywiście” – potwierdziła – „Właściwie czuję się teraz lepiej.” Chociaż jej angielski był nienaganny – może nawet zbyt nienaganny – intonacja zdradzała, że angielski nie jest jej pierwszym językiem. „Po prostu czułam się słabo, to wszystko” – kontynuowała. - To jest zabawne. Nigdy nic takiego mi się nie przydarzyło. Nie mam pojęcia, co się stało. Możesz już wracać, ciociu Caroline. Wszystko będzie dobrze.
Caroline Amory patrzyła z troską, jak Lucia wyjęła z torebki chusteczkę i otarła oczy. Znowu się uśmiechnęła:
- Wszystko będzie dobrze. powtórzyła. - Naprawdę, uwierz mi.
Panna Amory nie była tego do końca pewna.
- Nie wyglądałaś zbyt dobrze przez cały wieczór, moja droga - powiedziała, patrząc na dziewczynę z troską.
- Naprawdę?
- Tak. Panna Amory usiadła na kanapie obok Lucii. – Może się przeziębiłeś, kochanie. Lato w Anglii może być czasem zdradliwe. Bardzo różni się od włoskiego upału, do którego jesteś przyzwyczajony. Włochy to taki wspaniały kraj.
- Italia - szepnęła w zamyśleniu Lucia i odłożyła torebkę. -Włochy...
- Wiem, moje dziecko. Musisz bardzo tęsknić za ojczyzną. Różnice między naszymi krajami są ogromne – weźmy na przykład pogodę i zwyczaje. Anglicy muszą ci się wydawać tacy fajni i zrelaksowani, podczas gdy Włosi...
– Nie, wcale nie tęsknię za Włochami – wykrzyknęła Lucia z gwałtownością, która zdumiała pannę Amory. - Zupełnie nie!
„Ale drogie dziecko, nie musisz się wstydzić swojej tęsknoty za domem…
- Niczego się nie wstydzę, nienawidzę Włoch. Zawsze nienawidziłem. Czuje się jak w niebie być tutaj w Anglii z tak cudownymi ludźmi. Po prostu w siódmym niebie!
„Jesteś bardzo miły, kochanie”, powiedziała Caroline, „chociaż jestem pewna, że życzliwość cię napędza.” To prawda, że wszyscy bardzo się staramy, żebyś była szczęśliwa, żebyś czuła się jak w domu, ale byłoby to naturalne. tęsknić za krajem od czasu do czasu. A poza tym brak matki...
– Proszę, nie wspominaj o mojej matce – przerwała Lucia.
- GebProszę, jeśli chcesz. Nie chciałam cię denerwować (O mój Boże, pomyślała, ci cudzoziemcy!) Chcesz trochę wytrzeźwieć? Jesteś w moim pokoju.
– Nie, dziękuję – odparła Łucja. „Naprawdę doszedłem do siebie.
– To nie jest dla mnie problem – upierała się Caroline. - Mam sole zapachowe w bardzo ładnej różowej butelce. Również bardzo silny. To chyba salami. A co z alkoholem salicylowym? Nie pamiętam. W każdym razie, to nie jest środek do czyszczenia wanny.
Lucia uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Panna Amory wstała, najwyraźniej niezdecydowana, czy iść po sole trzeźwiące. W końcu podeszła do kanapy i zaczęła wygładzać poduszki.
- Tak, myślę, że się przeziębiłeś - kontynuowała. „Dzisiaj rano wyglądałeś zdrowo. A może denerwowałeś się spotkaniem ze swoim włoskim przyjacielem, dr. To musiał być dla ciebie niezły szok.
Wszedł do bibliotekiRyszard,Mąż Lucii, niezauważony przez pannę Amory. Słowa Caroline wydawały się zdenerwować Lucie,
która wcisnęła się na kanapę i zamknęła oczy; ona się trzęsła.
- Co ci jest, kochanie? — spytała panna Amory. - Znowu poczułeś się słaby?
RyszardZamknął drzwi i podszedł do kobiet. Był dość przystojnym młodym mężczyzną około trzydziestki, o jasnorudych włosach, średniego wzrostu i krępej, muskularnej budowie.
– Idź przygotować kolację, ciociu Caroline – powiedział do panny Amory. - Zajmę się Lucią. Wszystko będzie dobrze.
Carolina Amory wciąż wyglądała na niezdecydowaną.
– Ach, to ty, Richardzie. Cóż, może naprawdę powinnam już iść – zgodziła się niechętnie i powoli, z wahaniem skierowała się do drzwi prowadzących na korytarz. - Wiesz, jak bardzo twój ojciec nienawidzi takiego zamieszania. Zwłaszcza jeśli mamy gościa. To nie to samo, co goszczenie bliskiego przyjaciela rodziny. Zwróciła się do Łucji. „Chciałem tylko powiedzieć, czyż nie, co za dziwny zbieg okoliczności, że dr. Carelli po prostu się pojawił, nie wiedząc, że mieszkasz w tej części świata”. Po prostu spotkałeś go po drodze i zaprosiłeś na herbatę. To była dla ciebie wielka niespodzianka, prawda, kochanie?
– Tak – potwierdziła mechanicznie Lucia.
"Świat jest taki mały! Zawsze to powtarzam – kontynuowała panna Amory. - Twój chłopak jest bardzo przystojny, Lucio.
- Tak myślisz?
„Oczywiście wygląda jak obcokrajowiec”, przyznała panna Amory, „ale mimo to jest bardzo przystojny.” I mówi doskonale po angielsku.
- Myślę, że tak.
Panna Amory najwyraźniej nie miała ochoty zmieniać tematu rozmowy.
„Naprawdę nie miałeś pojęcia”, zapytała, „że on był w tej części świata?”
– Nie mam pojęcia – odparła z naciskiem Lucia.RyszardAmory bacznie obserwował żonę. W końcu powiedział cicho:
-ZroMyślę, że masz wielką niespodziankę, Lucio.
Lucia spojrzała na niego, ale nie odpowiedziała. Z drugiej strony panna Amory promieniała.
– Tak, zdecydowanie – kontynuowała. - Znałaś go dobrze we Włoszech, moja droga, był dla ciebie bardzo miły? chyba tak.
W głosie młodej kobiety pobrzmiewała gorycz:
- Nigdy nie był moim przyjacielem.
- O tak. Zupełnie normalny znajomy, a jednak dość szybko przyjął moje zaproszenie na obiad, czasem myślę, że obcokrajowcy potrafią być trochę nachalni. Och, oczywiście, nie mam na myśli ciebie, kochanie... Panna Amory zatrzymała się w samą porę i zarumieniła. - W końcu jesteś w połowie Anglikiem. Spojrzała na siostrzeńca z figlarnym błyskiem w oczach.
nie Richardpozapowiedział i podszedł do drzwi, otworzył je i zaprosił pannę Amory do wyjścia.
- Cóż - powiedziała, niechętnie podchodząc do niego - jeśli jesteś pewien, że nic więcej nie mogę zrobić...
- Tak - ton Richarda był ostry, podobnie jak jego słowa. Panna Amory zrobiła miejsce Lucii niepewnym gestem i ostatnim nerwowym uśmiechem.
RyszardZ ulgą zatrzasnął za nią drzwi i podszedł do żony.
– Mówiła i mówiła – warknął. - Myślałem, że nigdy nie odejdzie.
- Ona tylko próbowała być miła, Richardzie.
- Och, może tak. Ale cholera, ona za bardzo się stara.
– Chyba mnie lubi – szepnęła Lucia.
- Co? O tak, oczywiście, powiedziałRyszardKupidyn roztargniony. Zatrzymał się i uważnie obserwował żonę.Na kilka chwil zapadła pełna napięcia cisza. Potem podszedł do niej i zapytał:
- Na pewno niczego nie potrzebujesz?
Lucia posłała mu wymuszony uśmiech.
- Nie, dziękuję, Richardzie. Możesz wrócić do salonu. Czuję się teraz naprawdę dobrze.
- Zostanę tu z tobą.
Ale wolę być sam.
Zapadła cisza. Potem idziesz na kanapęRyszardpowiedzial:
- Chcesz jeszcze jedną poduszkę pod głowę?
- Nie, dziękuję. Muszę jednak wpuścić trochę powietrza. Może możesz się otworzyćNIE?
Podszedł do okna; Przez chwilę bawił się klamką.
- Do piekła! wykrzyknął. „Stary człowiek zainstalował tutaj jeden ze swoich cholernych wynalazków. Nie możesz ich otworzyć bez klucza”.
Łucja wzruszyła ramionami.
— Cóż — powiedziała — niezupełnieznaczenia.RyszardWrócił na środek pokoju i usiadł na krześle przy okrągłym stole, pochylając się do przodu i opierając łokcie na udach.
- Stary człowiek jest niemożliwy, ciągle wymyśla nowe wynalazki.
- Zgadza się. Pewnie dużo na tym zarobił.
- Bardzo– potwierdził ponuro. - Ale nie to jest dla niego najważniejsze, wszyscy ci okropni naukowcy są tacy sami. Zawsze gonią za czymś niepraktycznym, co może być interesujące tylko dla nich samych. Bomba atomowa, na litość boską!
- Jej ojcem jest onawspaniały człowiek.
– Być może nawet jeden z największych żyjących obecnie naukowców – przyznał niechętnieRyszard.- Przynajmniej tak wszyscy mówią. Ale akceptuje tylko swój własny punkt widzenia - powiedział z rosnącą irytacją. - Zawsze traktował mnie bardzo źle.
„Wiem," powiedziała Lucia. „Trzyma cię w tym domu, jakbyś była jego więźniem. Dlaczego zmusił cię do porzucenia kariery wojskowej i zamieszkania z nim?"
„Prawdopodobnie miał nadzieję, że pomogę mu w badaniach”. Ale powinien był wiedzieć, że nie przydałby mi się. Po prostu nie mam na to ochoty. Przynajmniej Raynor ma jakieś przygotowanie. Jest kimś więcej niż sekretarką. Naprawdę bardzo pomaga staremu człowiekowi swoimi doświadczeniami. Przysunął swoje krzesło do Lucii i ponownie pochylił się do przodu. „Mój Boże, Lucio, czasami doprowadza mnie to do rozpaczy”. Mam bogatego ojca, który inwestuje wszystkie swoje pieniądze w te cholerne eksperymenty. Że pozwoli mi wziąć trochę tego, co pewnego dnia i tak będzie moje; wtedy mógłbym się stąd wydostać, póki jestem jeszcze wystarczająco młody, by ułożyć sobie życie.
Łucja usiadła prosto.
- Pieniądze! — zawołała z nutą goryczy w głosie. - Więc to zależy!
„Czuję się jak mucha złapana w pajęczą sieć” – kontynuowałRyszard.- Bezbronny Całkowicie bezbronny.
Spojrzała na niego błagalnie.
- O Richardzie! wykrzyknęła. - Ja też. Nie rozumiem? Wpatrywał się w nią, zaskoczony. Miał oddzwonić
jak powtórzyła:
- TakCzuję się też bezbronny. Chcę się stąd wydostać. - Schudła
nagle i podszedł do niego i powiedział poważnie: „Richard, na litość boską, zabierz mnie stąd, zanim będzie za późno!”
- Wyciągnąć cię stąd? — powtórzył apatycznie z rezygnacją. - Gdzie? Dokąd, u licha, możemy się udać?
- Ogólnie! — wykrzyknęła Lucia, coraz bardziej podekscytowana. - Jak najdalej od tego domu. Tylko to się liczy, wynoś się z tego domu!” Boję się, Richardzie. Mówię ci, bardzo się boję. Te cienie... Obejrzała się przez ramię, jakby je widziała. - Wszędzie są cienie.
Ryszardnie poruszył się.
- Jak możemy obejść się bez pieniędzy? - On zapytał. Spojrzał na nią i kontynuował z goryczą: - Szczerze mówiąc, mężczyzna bez pieniędzy nie jest wiele wart dla kobiety.I? PRAWDA?
Łucja wyprowadziła się.
- Dlaczego to mówisz? Zapytała. - Ryszard, o czym ty mówisz? Patrzył na nią w milczeniu, jego twarz była napięta,
ale dziwnie bez wyrazu.
- Co się z tobą dzieje, Richardzie? Jesteś dzisiaj dziwny... Wstał z krzesła.
- Naprawdę?
- Tak... co ci jest?
– Cóż… – zaczął, ale ugryzł się w język. - Nic. Naprawdę to nic.
Chciał odwrócić się do niej plecami, ale Lucia powstrzymała go, kładąc ręce na jego ramionach. „Richard, kochanie…” Odepchnął jej ręce od siebie i spojrzał na nią.
– Richard – powtórzył błagalnie. Mężczyzna założył ręce za plecami.
- Uważasz mnie za kompletnego idiotę? warknął. „Nie sądzisz, że widziałem, jak twój stary przyjaciel wręczał ci liścik?” Wypowiedział słowa „stary przyjaciel” ze szczególnym naciskiem.
– Chcesz powiedzieć, że podejrzewasz mnie… – Przerwał jej i gwałtownie wykrzyknął:
- Dlaczego wyszedłeś z jadalni? Nie czułaś się słaba, to była tylko wymówka. Chciałeś być sam, aby móc przeczytać swoją cenną notatkę. Po prostu nie mogłaś się doczekać. Byłeś prawie szalony, tak ci się spieszyło, żeby od nas uciec; najpierw od ciotki Caroline, która martwiła się o ciebie, a teraz ode mnie. Spojrzał na nią zły i urażony.
- Richardzie! wykrzyknęła Łucja. To jest czyste szaleństwo i absurd. Myślisz, że Carelli mnie nie interesuje! Kochanie, tylko ty się liczysz. Kocham cię. Musisz o tym wiedzieć.
- Co było w liście, który dał ci Carelli? zapytał spokojniedh.
- Nic... nic takiego.
- Więc pokaż mi.
- Nie, nie mogę. wyszeptała. - Podarłem list.
Na chwilę na twarzy Richarda pojawił się lodowaty uśmiech.
- Nie prawda. Pokaż mi.
Lucia milczała przez chwilę i spojrzała błagalnie na męża. Potem zapytała cicho:
- Nie ufasz mi?
– Mógłbym wziąć twoją Gosię – powiedziałRyszardprzez zaciśnięte zęby i zrobił krok w jej stronę. - Myślę, że mógłbym...
Odsunęła się i krzyknęła cicho, patrząc na męża, jakby próbowała sprawić, by jej uwierzył; ale nagle się odwrócił.
"Nie," powiedział jakby do siebie. Są pewne granice, których po prostu nie można przekroczyć. Spojrzał na nią ponownie. - Ale ponieważ kocham życie, opiekuję się Carellim.
Lucia złapała go za ramię, jej oddech był szybki i nieregularny.
- Nie, Richardzie, nie wolno. Błagam nie rób tego. Proszę.
- Boisz się o swojego kochanka, prawda? szydził.
- Nie bądź śmieszny. On nie jest moim kochankiem – odparła gwałtownie.
RyszardCzłapał ją za ramię.
– Może jeszcze nie jest – powiedział. - Być może...
Zatrzymał się, gdy usłyszał głosy z korytarza. Spróbował się opanować, podszedł do kominka, wyjął z kieszeni papierośnicę i zapalniczkę i zapalił papierosa. Kiedy drzwi się otworzyły, Lucia podeszła do krzesła, na którym siedziałRyszard.Była blada i nerwowo zaciskała ręce; wyglądała na bardzo nieszczęśliwą.
Do pokoju weszła panna Amoryw w towarzystwie swojej siostrzenicy Barbary, młodej, niezwykle wyluzowanej i nowoczesnej dwudziestodwuletniej kobiety, atrakcyjnej i żywej blondynki. Barbara radośnie machnęła torebką i podeszła do Lucii.
- Cześć kotku. czujesz się już lepiej? – zapytała ciepło i z troską.
III
Lucia posłała Barbarze wymuszony uśmiech.
- Tak dziękuję. Czuję się świetnie. Naprawdę.
Barbara wpatrywała się w piękną brunetkę, która była żoną jej kuzyna Richarda.
- Nie masz dobrych wieści dla Richarda? zapytała głupio. - O to chodzi, prawda?
Nie wiem, o czym mówisz – Lucia wydawała się zdezorientowana.
Barbara skrzyżowała ramiona i wykonała ruch, jakby kołysała dziecko. Lucia odpowiedziała na pantomimę, uśmiechając się smutno i kręcąc głową. Panna Amory natomiast opadła na krzesło zaskoczonaOni mają
- Chodź, Barbaro! wykrzyknęła w szoku. - O czym myślisz!
- Cóż - powiedziała niewzruszona Barbara - wypadki zdarzają się ludziom. Niechciana ciąża, to tak jak z Lucia i Richardem.
Ciotka potrząsnęła energicznie głową.
- Nie jestdo czego zdolne są współczesne dziewczyny. Dorastając, zawsze rozmawialiśmy z szacunkiem o macierzyństwie, nigdy bym nie pozwoliła…” Zatrzymała się, gdy drzwi się otworzyły, a kiedy się rozejrzała, zobaczyła toRyszardwychodzi z...Łóżko. - Masz cilosa! Zdenerwowałeś Richarda – ciągnęła, zwracając się do Barbary – i nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczona.
„Cóż, ciociu Caroline”, powiedziała Barbara, „jesteś w końcu Wiktoriańczykiem, urodzonym, gdy starej królowej zostało dobre dwadzieścia lat życia”.
„Nie mam wątpliwości, którą wolę…” – zaczęła żartobliwie ciocia, ale przerwała jej chichot Barbary:
- Myślę, że to były cudowne czasy. Weźmy na przykład historie o dzieciach znalezionych pod krzakami agrestu! To takie słodkie. Czasami chcę, żeby ta niezwykła epoka wróciła. Ale świat toczy się dalej, Ciociu Karolino. Postępu nie da się zatrzymać, podobnie jak nie można oczekiwać od młodych ludzi znajomości prawdziwego życia.
Barbara wyjęła z torebki zapalniczkę i papierosa. Chciała znowu coś powiedzieć, ale panna Amory machnęła ręką, żeby ją uciszyć.
- Przestań się wygłupiać, Barbaro. Naprawdę martwię się o tę biedną dziewczynę i nie chcę, żebyś się ze mnie nabijał.
Lucia nagle straciła panowanie nad sobą i wybuchnęła płaczem. Wytarła oczy i powiedziała przez łzy:
- Jesteś taki dobry dla mnie. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto byłby dla mnie dobry, dopóki tu nie przyjechałem, dopóki nie poślubiłem Richarda. Wspaniale jest być tutaj z tobą. Nic na to nie poradzę, ja...
— Tak, tak — powiedziała panna Amory, podchodząc do Łucji i kładąc jej rękę na ramieniu — tak, tak, moja droga. Wiem, jak to jest spędzić całe życie za granicą; jest to bardzo nieodpowiednie dla młodej dziewczyny - niewłaściwy rodzaj edukacji, a poza tym ludzie z kontynentu mają bardzo dziwne poglądy na temat edukacji. Tak tak.
Barbara obserwowała ją z nieco znudzoną minątwarz razem.
- Naprawdę nie powinieneś się tak emocjonować, kochanie - powiedziała, odwracając się.
Lucia wstała z krzesła i rozejrzała się niespokojnie. Panna Amory zaprowadziła ją do kanapy, poprawiła poduszki i usiadła obok niejej.
- To normalne, że się denerwujesz, moja droga. Zapomnij jednak o Włoszech, chociaż włoskie jeziora wiosną są po prostu wspaniałe. Świetne miejsce na spędzenie wakacji, ale nie chcę tam mieszkać. No nie płacz
- Wydaje mi sięMyślę, że potrzebuje mocnego drinka, a nie wykładu o włoskich jeziorach, zasugerowała Barbara, siadając na skraju ławki i patrząc krytycznie, ale nie bez niepokoju na Lucie. -Ten dom jest bardzo dziwny, ciociu Caroline. Zupełnie nie na czas. Nie znajdziesz tu ani kropli koktajlu. Piję tylko sherry lub whisky przed posiłkami, potem brandy.Richardniegoma najwięcej-
nie mam pojęcia, jak właściwie zrobić Manhattan i po prostu poproś Edwarda Raynora o koktajl whisky. A teraz tylko Diabelski Wąs mógł postawić Lucie na nogi.
Panna Amory spojrzała na siostrzenicę w szoku i przerażeniu.
- Co to za diabelskie wąsy? Zapytała.
- Jest to dość łatwe do wykonania, gdy masz wszystkie składniki
wyjaśniła Barbaro. - Bierzesz brandy i śmietankę w równych częściachDemente, niezapomniałam dodać szczyptę pieprzu. To jest najważniejsze. Absolutnie fantastyczny koktajl, który z pewnością da Ci kopa.
– Barbaro, wiesz, że tego nie pochwalam – wzdrygnęła się panna Amory. - Mój biedny ojciec mawiał, że...
– Nie wiem, co powiedział – przerwała jej Barbara – ale wszyscy w rodzinie wiedzą, że nasz kochany staruszek Algernon był znany jako pijak.
Na początku wyglądało to tak, jakby Caroline Amory miała zaraz eksplodować, ale potem na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech i powiedziała tylko:
„Cóż, przyznaję, że mężczyźni różnią się od nas. Barbara by tego nie zaakceptowała.
- Niczym się nie różnią. W każdym razie nie rozumiem, dlaczego im na to pozwala. Po prostu ostatnio ci to uszło na sucho. Wyjęła z torebki lusterko, puderniczkę i szminkę.
- Jak dziś wyglądamy? zastanawiała się. - Drogi Boże!
Z udawanym przerażeniem, które wyglądało komicznie, zaczęła nakładać makijaż.
- BarbAro, szkoda, że nie nadużywasz tej czerwonej szminki; To taki jasny kolor, powiedziała moja ciocia.
– Mam nadzieję – odparła Barbara, wciąż zajęta makijażem.
- W końcu kosztowało mnie to siedem szylingów i sześć pensów.
- Siedem szylingów i sześć pensów! Pieniądze wyrzucone w błoto i tak dalej...
- "Kusssicher", Tante Caroline.
- Słyszę?
- To szminka. Nazywa się „Odporny na pocałunek.” Moja ciotka prychnęła szyderczo.
- Wiem, że usta często pękają pod wpływem silnego wiatru; W takim przypadku musisz użyć jakiejś szminki - na przykład lanoliny. Zawsze używam...
Barbara przerwała jej.
- Kochana Ciociu Karolino, chodź; dziewczyna nie może mieć tyle makijażu! W końcu nie wiadomo, czy straci cały ten makijaż w drodze do domu taksówką.
Po tych słowach schowała swoje akcesoria z powrotem do torebki.
Panna Amory wyglądała na zdumioną.
- O czym ty mówisz - o taksówce w drodze do domu? - zapytała.tak
Barbara podeszła do kanapy i pochyliła się nad Lucią.
- Nieważne. Lucia wie, co się dzieje, prawda, kochanie? - powiedziała, szczypiąc podbródek Lucie.
Rozejrzała się dookoła pustym wzrokiem.
„Przepraszam, ale nie słuchałem. Co powiedziałeś? Karolina Amory odwróciła się do Łucji i wróciła do tematu
jej samopoczucie.
- Wiesz kochanie, naprawdę się o ciebie martwię. Zwróciła się do Barbary. - Powinna coś wziąć, jeśli źle się czuje. co my tu mamy Amoniak jest idealnym lekarstwem. Niestety, Ellen, ta nieuważna pokojówka, rozbiła dziś rano butelkę, odkurzając mój pokój.
Barbara przygryzła wargę i zamyśliła się na chwilę. Potem wykrzyknęła:
- Ja wiem! Szpitalna apteczka!
- Szpitalna apteczka? CoCo masz na myśli? Jaka apteczka do szpitala? — spytała panna Amory.
Barbara usiadła na krześle obok cioci.
- Nie pamiętasz? rzeczyEdny. Twarz Karoliny rozjaśniła się.
- Oh tak, oczywiście! Zwróciła się do Łucji i wyjaśniła:
- Szkoda, że nie znałeś Edny, siostry Barbary, mojej starszej siostrzenicy. Do Indii wyjechała z mężem na około pół roku przed przyjazdem. Była taką utalentowaną młodą kobietą.
„Bardzo kompetentny” – potwierdziła Barbara. - Właśnie urodziła bliźniaki. W Indiach nie ma krzewów agrestu, więc musiała je znaleźć pod drzewem mango.
Panna Amory uśmiechnęła się lekko.
– Zamknij się, Barbaro – powiedziała. Potem odwróciła się z powrotem do Lucii i kontynuowała: „Jak już mówiłam, kochanie, Edna podczas wojny kształciła się na farmaceutę. Pracowała tu u nas w szpitalu, wie pan, w czasie wojny zrobiliśmy w ratuszu szpital.
Następnie, po ukończeniu studiów, Edna przez kilka lat pracowała w aptece szpitala powiatowego, aż do ślubu. Znała się na narkotykach, pigułkach i tym podobnych rzeczach. Sądzę, że nadal jest. W Indiach ta wiedza musi być dla nich bezcenna. Ale o czym ja mówiłem? Ach, tak - co zrobiliśmy z jej wszystkimi butelkami, kiedy odeszła?
– Doskonale pamiętam – wtrąciła Barbara – że kilka lat temu zapakowaliśmy do pudła większość starych rzeczy z drogerii Edny. Powinni być sortowani i wysyłani do szpitali, ale potem wszyscy
Zapomnieli, a przynajmniej nie wiem, czy ktoś zapomniał. Były ukryte na strychu i odzyskano je dopiero, gdy Edna pakowała swoje rzeczy do Indii. Leżą na tej półce z książkami, nieprzeczytane.
1 nie posortowane.
Chwyciła krzesło, podeszła do półki z książkami i ściągnęła czarną blaszaną puszkę.
Ignorując Lucie, która powiedziała cicho: „Nie zawracaj sobie głowy, kochanie, naprawdę niczego nie potrzebuję”, Barbara zaniosła pudełko do stołu.
„Cóż”, zauważyła, „teraz możemy przynajmniej przyjrzeć się bliżej”. - Otworzyła pudełko. - Tego tu nie ma! zawołała i wyjęła butelki. - Jodyna, balsam peruwiański, coś, co nazywa się "Tinct. Karte. Co." Olej rycynowy. Skrzywiła się. „Atropina, morfina, strychnina", czytała etykiety. „Uważaj ciociu Caroline, jeśli narazisz się na niebezpieczeństwo, dorzucę ci do kawy cistrychninę i umrzesz w agonii". Żartowała grożąc cioci, która machała jej rękę i prychnęła.
– Cóż, nie ma tu nic, co mogłoby wzmocnić Łucję; jasne – powiedziała Barbara śmiejąc się, wkładając fiolki i butelki z powrotem do blaszanej puszki. Trzymała fiolkę z morfiną, kiedy drzwi się otworzyły i Tredwell Edward Raynor, dr.ClaudaAmory'egoJako pierwszy wszedł sekretarz sir Clauda Raynora, jasnowłosy mężczyzna po trzydziestce o dość poważnym wyglądzie; Podszedł do Barbary i zaczął przeglądać zawartość pudełka.
- Witam, panie Raynor, czy interesuje się pan truciznami? zapytał Barbary.
dr Carelli również podszedł do stołu. Był to ciemnowłosy, ciemnoskóry mężczyzna około czterdziestki, ubrany w doskonale skrojony garnitur, nienaganne maniery i mówił po angielsku z lekkim obcym akcentem.
- Co my tu mamy, droga panno Amory? on zapytał.
Claud Amory zatrzymał się na chwilę w progu, żeby porozmawiać z Tredwellem.
- Czy zrozumiałeś moje instrukcje? - On zapytał.
– Tak, doskonale rozumiem, proszę pana – odparł kamerdyner.
Tredwell opuścił pokój, gdy Asir Claud podszedł do swojego gościa.
„Mam nadzieję, że mi pan wybaczy, doktorze. Carelli — powiedział uprzejmie — kiedy pójdę teraz do swojego biura. Mam kilka ważnych listów do napisania, które muszą zostać wysłane dziś wieczorem.
- Myślałem, że zamierzasz ogłosić coś ważnego w sprawie tych tajemniczych gości, na których czekaliśmy - powiedział niezadowolony.Ryszard.
- Później. Zaraz do ciebie przyjdę. Raynor, czy chciałbyś teraz pójść ze mną?
Sekretarz i jego pracodawca weszli do biura. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Barbara nagle krzyknęła i upuściła fiolkę, którą trzymała.
IV
dr Carelli podbiegł do Barbary i podniósł butelkę, którą upuściła. Zanim ukłonił się dziewczynie, zerknął na etykietę i wykrzyknął:
- I co? Morfina!
Podszedł do stołu i wziął kolejną fiolkę.
- I strychnina! Czy mogę wiedzieć, młoda damo, skąd masz te śmiercionośne?efiołki?
Z zainteresowaniem przyglądał się zawartości puszki.
Barbara spojrzała na pochlebnego Włocha z obrzydzeniem.
„Łupy wojenne" odpowiedziała krótko, uśmiechając się. Zwracając się do ciotki, powiedziała bardziej uprzejmym tonem: „Nie spodziewałam się znaleźć tamstrychniny, więc byłam trochę zszokowana". Dlatego upuściłem fiolkę. Zachowałem się jak idiota.
Karolina Amory, wyraźnie zaniepokojona, podeszła do dr. Carelli.
– To nie są prawdziwe trucizny w tych fiolkach, prawda, doktorze? To znaczy, prawie nie mogli nikogo skrzywdzić? Zapytała. - Ta stara puszka stała w domu od lat. Wszystkie te leki są z pewnością nieszkodliwe; Czyż nie?
- Nie wiem, co uważacie za szkołę– Nie, droga pani – odparł sucho Carelli – ale przypuszczam, że tą niewielką dawką, którą tu masz, mogłabyś zabić tuzin silnych mężczyzn.
- O Boże - zamarła z przerażenia panna Amory, opadając bezwładnie na krzesło.
- Tutaj na przykładna zamówienie, dr. Carelli kontynuował, zwracając się do kongregacji: „Mamy coś bardzo interesującego. Wziął fiolkę i powoli przeczytał etykietę – chlorowodór strychniny; szesnaście-
siedem lub osiem tych małych pigułek wystarczyłoby, aby spowodować śmierć w agonii.Bardzo nieprzyjemny sposób na odejście z tego świata, nie polecam.
Wziął kolejną butelkę. „Siarczan atropiny.” Czasami bardzo trudno jest odróżnić zatrucie atropiną od zatrucia ptomainą. To też straszna śmierć. Ale tutaj — tym razem mówił bardzo powoli iz namysłem — tutaj mamy jedną setną grama bromku hioscyny. Nie brzmi groźnie, prawda? Ale zapewniam cię, że wystarczy wyjąć połowę białych pigułek z tej buteleczki i... Zrobił wymowny gest: - Nie ma całkowicie bezbolesnego przebudzenia.
Podszedł do Lucii z fiolką w dłoni, jakby zapraszał młodą kobietę, by rzuciła okiem. Uśmiechał się, ale w jego oczach widać było smutek.
Lucia wpatrywała się w fiolkę jak zahipnotyzowanaA.
- Szybki, spokojny sen - powiedziała zahipnotyzowana, wyciągając rękę.
Zamiast wręczyć fiolkę Lucii, dr. Carelli posłał Karolinie pytające spojrzenie. Wzdrygnęła się; Wyglądała na zmartwioną, ale nic nie powiedziała. Carelli odwrócił się od Lucii, wzruszając ramionami, wciąż trzymając fiolkę z bromkiem hioscyny.
Drzwi na korytarz otworzyły się i wszedłRyszardamorki. Bez słowa usiadł przy biurku. Za nim wszedł Tredwell, niosąc tacę z dzbankiem kawy i filiżankami. Założył go na nastolatka i wyszedł; Lucia usiadła na kanapie i zaczęła nalewać kawę.
Barbara podeszła do Lucii i wzięła dwie filiżanki kawy; Jedną dała Richardowi, a drugą zatrzymała dla siebie. Tymczasem dr. Carelli jest zajęty wkładaniem butelek z powrotem do pudełka przy stole na środku pokoju.
Panna Amory rzekła do niego:
- Skóra mnie mrowi, Panie Doktorze, kiedy słyszę od Pana o tym kamiennym śnie bez przebudzenia i bolesnej śmierci. Jako Włoch z pewnością dużo wiesz o truciznach, to prawdaA?
– Proszę pani – roześmiał się Carelli. – Jakie to niesprawiedliwe, co pani mówi.nie wynika3.Dlaczego Włoch miałby wiedzieć więcej o truciznach niż Anglik? Słyszałem — kontynuował żartobliwie — że
Trucizna jest częściej używana jako narzędzie zbrodni przez kobiety niż przez mężczyzn. Może powinienem zapytać panią...? Ach, ale może miałeś na myśli włoski? Pewnie chciałeś wspomnieć o pewnej kobiecie Borgia. mam rację, co? Podał filiżankę pannie Amory i wrócił do stołu po kawę.
- Lucretia Borgia - ta okropna osoba! Tak, chyba o tym pomyślałam, przyznała panna Amory. - Jako dziecko śniłam o niej koszmary, wyobrażałam ją sobie jako bardzo bladą, ale wysoką i piękną kobietę o kruczoczarnych włosach, tak jak nasza kochana Łucja.
dr Carelli podszedł do Caroline z cukiernicą; ale potrząsnęła głową. Carelli odstawił cukiernicę z powrotem na tacę.RyszardKoszOry odstawił filiżankę i zaczął przeglądać ilustrowane czasopismo, podczas gdy jego ciotka szczegółowo objaśniała Lukrecję Borgię.
- Tak, to były straszne koszmary. Śniło mi się, że jestem jedynym dzieckiem w pokoju pełnym dorosłych; wszyscy pili z eleganckich, ozdobnych pucharów. Wtedy ta fascynująca kobieta - teraz dochodzę do wniosku, że była bardzo podobna do ciebie, Lucia kochana - podeszła do mnie i podała mi kubek. Ale z jej uśmiechu wywnioskowałem, że nie powinienem pić; Wiedziałam jednak, że nie mogę odmówić. Piłem jak zahipnotyzowany, a potem strasznie zaczęło mnie piec w gardle i miałem problemy z oddychaniem. To było okropne. W pewnym momencie oczywiście się obudziłem.
dr Carelli podszedł do Lucii i skłonił się figlarniedh.
„Droga Lukrecjo Borgia”, błagał, „zmiłuj się nad nami”.
Łucja nie odpowiedziała na ucztę Włocha. Zdawała się go wcale nie słuchać, siedziała pogrążona w myślach i patrzyła przed siebie, zapanowała pełna zażenowania cisza. Carelli odwrócił się z uśmiechem i dopił kawę. Barbara natomiast postanowiła założyć firmę.
- A może trochę muzyki? — zasugerowała, podchodząc do gramofonu. - Co usłyszymy? Jest taka cudowna płyta, którą kupiłem w mieście kilka dni temu. Zaczęła tańczyć i śpiewała: „Icek, Icek, co tam masz?” Co tam jeszcze?
- Ale Barbaro, kochanie, z pewnością nie ta wulgarna piosenka, błagam cię - błagała panna Amory; przyszła do
i zacząłem przeglądać płyty. - Jest tu kilka dużo lepszych nagrań. Jeśli potrzebujemy posłuchać muzyki popularnej, to gdzieś są płyty CD z ciekawymi piosenkami Johna McCormacka. A może "The Holy City"? - Nie pamiętam nazwiska sopranistki. A może fajna płyta Melby? O - mamyTwoja "Długa" Hendla.
- Dużo Karoliny!"Largo"Hendel nie będzie nas pocieszał, zaprotestowała Barbara. - Jeśli potrzebujemy posłuchać muzyki klasycznej, oto nagrania włoskich oper. dr Carelli, to chyba twoja specjalność. Przyjdź tutaj i pomóż nam wybrać.
Carelli, Barbara i panna Amory zaczęły przeszukiwać kolekcję płyt.Ryszardale wydawał się całkowicie pochłonięty magazynem.
- Tak, opera to w zasadzie domena włoska. Prawie jak trucizna, zauważył Carelli z uśmiechem. - Co my tu mamy? Verdi to mój ulubiony kompozytor. - Największy Włoch XIX wieku, większy niż mężowie stanu i politycy.„Aida”to wspaniała opera; Moim zdaniem najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił. Czy jest tu jakiś fragment Aidy, na przykład O patria mia, piękna ariaAidaśpiewa na początku trzeciego aktu nad brzegiem Nilu w świetle księżyca, śpiewał cicho, miękkim tenorem i przyjemnym tonem:już nigdy cię nie zobaczę\Och, moja ojczyzna, mówiAida.- Nigdy więcej cię nie zobaczę. Świetna muzyka. Z ogromnym ładunkiem emocjonalnym. A może „Rigoletto”? Znów zanucił: „La donna”.Itelefon komórkowy,KaiFederWiatr...
przerwała Barbaraamu.
- Boże, nie chcemy takiej pompatycznej muzyki. Znajdźmy coś do tańca. A może Nacharleston?
– Zapewniam cię, młoda damo, że potrafisz tańczyć do muzyki Rigoletta – powiedział Carelli. „Aria tenorowa"Które pytanie"zpiPierwszy akt może być wczesnym przykładem tego, co Amerykanie nazywają swingiem. brzmi jak to. Zaśpiewał kilka pierwszych taktów arii, ale przestał się śmiać, kiedy Barbara zatkała uszy i zrobiła śmieszną minę.
Dyskusja przy gramofonie trwała; tymczasem Łucja wstała, a potem powoli i niedbale podeszła do stołu, na którym stała puszka. Upewniwszy się, że nikt na nią nie patrzy, wyjęła fiolkę oznaczoną bromkiem hioscyny.
Podaj prawie wszystkie tabletki, które tam były. W tym momencie drzwi do gabinetu się otworzyłyClaudaAmory'egoaw progu pojawił się Edward Raynor, jego sekretarz. Stał tam przez chwilę i patrzył, jak Lucia odkłada butelkę z powrotem do pudełka i idzie w stronę ławki.
W tym momencie r- dobiegł z gabinetu głos Sir Clauda. Trudno było rozróżnić słowa, ale Raynor odwrócił się w tamtą stronę i odpowiedział:
- Tak, oczywiście, panie Claudzie. Zaraz przyniosę ci kawę. Sekretarka zrobiła krok w stronę ławki, ale powstrzymał go głos
ClaudeAmory'ego.
- A co z tym listem do Marshalla?
– Został wyemitowany dziś po południu, proszę pana – odparł Raynor.
- Ale Raynorze, mówiłem ci... och, chodź tutaj, chłopcze! - ryknął Sir Claud.
– Przepraszam, proszę pana – powiedział Raynor, odchodząc. Lucia, patrząc na dźwięk głosu sekretarki, zdawała się nie zauważać, że Raynor obserwuje jej ruchy. Odwracając się plecami do męża, wlała tabletki, które trzymała do jednego z kubków i usiadła na kanapie.
Gramofon nagle zaczął grać szybkiego, skaczącego fokstrota, a Barbara zaczęła tańczyć.RyszardAmory odłożył czasopismo, dopił kawę i podszedł do żony.
– Dotrzymam słowa – powiedział. - Już zdecydowałem. Idziemy razem.
Łucja spojrzała na niego,zaskoczony.
- Richardzie - wyszeptała - mówisz poważnie? Czy to znaczy, że możemy się stąd wydostać? Myślałem, że... powiedziałeś... skąd mamy pieniądze?
- Istnieją różne sposoby zdobywania pieniędzy - mruknął ponuro. Łucja zapytała przerażona:
- co masz nCzy myślisz?
„Kiedy mężczyźnie zależy na kobiecie tak bardzo, jak mi zależy na tobie, zrobi wszystko, absolutnie wszystko!” Rozumiesz?
– Nie pochlebia mi to, co powiedziałeś – odparła Lucia. „To tylko dowodzi, że nadal mi nie ufasz; Myślisz, że musisz kupić moją miłość za...
Przerwała, gdy drzwi gabinetu się otworzyły; Powrót Edwarda Raynora. Podszedł do stołu i wziął filiżankę kawy i Lucię
przechodzi na drugą stronę kanapy. W międzyczasieRyszardpodszedł ponuro do paleniska i wpatrywał się w martwe palenisko.
Barbara, wciąż tańcząc podskakującego fokstrota, spojrzała na Richarda, jakby rozważała poproszenie go do tańca. Ale najwyraźniej zniechęcona jego kamiennym wyrazem twarzy, odwróciła sięRaynora.
- Czy zechciałby pan ze mną zatańczyć, panie Raynor? Zapytała.
- Z przyjemnością, panno Amory. Ale dopiero później, kiedy wezmę kawę pana Claude'a.
Łucja gwałtownie wstała.
"Pan. Raynor — powiedziała szybko — to nie jest kawa Sir Claude'a, to m.inProdukt.
- Naprawdę? Przepraszam.
„To kawa Sir Clauda," powiedziała Lucia, wymieniając się filiżankami z Raynorem. Z enigmatycznym uśmiechem postawiła filiżankę, którą dał jej Raynor, na stole i usiadła z powrotem na kanapie.
sekretarz odwrotnieuspokoił się i poszedł do drzwi, ale Barbara zagrodziła mu drogę.
– Proszę zatańczyć ze mną, panie Raynor – poprosiła z czarującym uśmiechem. „Mógłbym pójść do doktora Carellego, ale on umiera z chęci poproszenia L do tańca”.zabić.
Raynor stał niezdecydowany i podszedł do niegoRyszard.
– Daj się skusić, Raynor – poradził. - Każdy w końcu to robi. daj mi tę kawę; Sam zaniosę to ojcu.
Raynor niechętnie się zgodził.RyszardAmory zatrzymał się na chwilę, po czym wszedł do gabinetu ojca. Po tym, jak Barbara i Edward włączyli płytę, zatańczyli wolnego walca. dr Carelli przyglądał się jej przez chwilę z pobłażliwym uśmiechem, po czym podszedł do miejsca, gdzie Lucia wciąż siedziała na kanapie; wyglądała na zaniepokojoną.
- To bardzo miłeod panny Amory za zaproszenie mnie na dzisiejszą kolację – powiedział.
Lucia spojrzała na niego, milczała przez kilka sekund, a potem przemówiła.
- Najsłodsza osoba jaką znam.
„Naprawdę podoba mi się ten dom” – kontynuował Carelli. - Będziesz musiał mnie kiedyś oprowadzić. Bardzo interesuje mnie architektura domów prywatnych z tego okresu.
Teraz wróciłRyszard.Ignorując żonę i Carellego, podszedł do stołu, na którym leżała apteczka, i zaczął porządkować jej zawartość.
- Krem, który kochammogłaby ci powiedzieć więcej o tym domu niż ja - powiedziała Lucia do Carellego. - Niewiele o tym wiem.
Włochy, zadbaj o toRyszardzajęty przyjmowaniem leków, Edward Raynor i Barbara wciąż przechadzali się po pokoju, a Caroline Amory wyraźnie drzemała, usiadł obok Lucii.
- Zrobiłeś to, co chciałem? – zapytał stanowczo i ściszonym głosem.
„W ogóle nie znasz współczucia?” Lucia odpowiedziała jeszcze ciszej, prawie szeptem, zdesperowana.
- Zrobiłeś, co ci powiedziałem? Carelli stawał się coraz bardziej naglący.
- Ja... ja... - zaczęła, ale przerwała, wstając i gwałtownie się obracając; Pobiegła do drzwi prowadzących na korytarz. Spróbowała klamki, ale bezskutecznie - drzwi pozostały zamknięte.
- Coś się stało z tymi drzwiami! zawołała i odwróciła się. - Nie mogę tego otworzyć.
- Co jest, kochanie? – spytała Barbara, wciąż tańcząc z Raynorem.
– Nie mogę otworzyć drzwi – powtórzyła Lucia.
Barbara i Edward przestali tańczyć i podeszli do niej; DoRyszardwyłączył gramofon i dołączył do pozostałych przy drzwiach. Próbowali otwierać je jeden po drugim, ale bezskutecznie; Panna Amory, która się obudziła, ale nadal siedziała, oraz dr. Carelli, który stał przy półce z książkami, zauważył to.
Claude Amory pojawił się niepostrzeżenie z filiżanką kawy w dłoni. Przez kilka chwil wpatrywał się w grupę przy drzwiach. Jego twarz przybrała ponury, uparty wyraz.
- To oburzające - wykrzyknął Raynor, rezygnując z próby otwarcia drzwi. - Wygląda na to, że utknęli.
- O nie, nie są zablokowane, są zablokowane. Zamknięci z zewnątrz usłyszeli zdumiony głos Sir Claude'a.
Karolina Amory przyjechała dobrodusznie. Chciała coś powiedzieć, ale uprzedził jej pytanie:
- Kazałem je zamknąć, Karolina.
sahWszystkie oczy skierowane były teraz na Sir Clauda, który podszedł do stołu, wziął kostkę cukru i wrzucił ją do filiżanki.
- Mam ci coś ważnego do powiedzenia - oznajmił. - Richard, czy mógłbyś zadzwonić do Tredwella?
Tak to wyglądałoRyszardchcesz coś powiedzieć; ale po chwili bez słowa podszedł do kominka i przycisnął dzwonek do ściany.
- Sugeruję, żebyście usiedli - kontynuował Sir Claud, wskazując krzesła.
dr Carelli nie krył zdziwienia i usiadł. Ale Edward Raynor i Lucia Amory również znaleźli swoje miejsceRyszardprzebywał przy kominku; wyglądał na zaskoczonego. Karolina i Barbara odpoczywały na kanapie.
Kiedy wszyscy usiedli wygodnie, Sir Claud przysunął swoje krzesło do okrągłego stołu, skąd mógł z łatwością wszystkich obserwować.
Drzwi na korytarz otworzyły się i wszedł Tredwell.
- Dzwoniłeś do mnie, proszę pana? -On zapytał.
- Tak, Trewellu. Dzwoniłeś pod numer, który ci podałem?
- Podłącz, proszę pana.
- Czy otrzymałeś wyczerpującą odpowiedź?
- Całkowicie wyczerpujące, proszę pana.
- I samochódposzedł na dworzec?
- W rzeczy samej. Został już tam wysłany.
- Świetnie, Tredwell, możesz już zamykać.
– Tak jest – odpowiedział kamerdyner i wyszedł. Zamknął za sobą drzwi i wszyscy usłyszeli przekręcanie klucza w zamku.
— Claud — odezwała się z wyrzutem panna Amory — co, u licha, myśli ten Tredwell…
- Ona tylko wykonuje moje rozkazy, Caroline - przerwał ostro Sir Claud.
- Czy możemy wiedzieć, co to wszystko znaczy? zapytał chłodnoRyszard.
– Wyjaśnię za chwilę – odparł ojciec. - Proszę, posłuchajcie mnie cicho, wszyscy. Po pierwsze, jak już wiesz... - wskazał na drzwi z boku korytarza - te drzwi są zamknięte od zewnątrz. Z mojego biura jest tylko jedno wyjście, przez bibliotekę. Okna w tym pokoju są zamknięte.” Zwracając się do Carellego, wyjaśnił: „Nawiasem mówiąc, zamknięte przez urządzenie mojego wynalazku, moja rodzina o tym wie, ale nikt nie wie, jak go używać.” - Nach-
Zwracając się teraz do wszystkich: „To miejsce jest jak pułapka na szczury.” Spojrzała na zegarek. - Za dziesięć dziewiąta. Pied Piper przyjedzie za kwadrans.
- Łapacz szczurów? Na twarzy Richarda malowało się zdumienie zmieszane z rosnącym gniewem. - Który srokaty dudziarz?
- DDetektywie, wyjaśnił sucho naukowiec, popijając kawę.
w
opiniaPanie Klaudiaprzyjęty z przerażeniem. Lucia wydała z siebie cichy okrzyk, a jej mąż spojrzał na nią badawczo. Panna Amory pisnęła z przerażenia, Barbara krzyknęła: „Chryste!”, a Edward Raynor mógł tylko powiedzieć: „Och, panie Claud, o czym pan mówi!”. Carelli nie wydawał się być pod wrażeniem tego, co usłyszał.
Sir Claud usadowił się wygodnie w swoim fotelu, trzymając filiżankę kawy w prawej ręce i spodek w lewej.
- Myślę, że udało mi się ci zaimponować - powiedział radośnie. Dopił kawę i skrzywił się, odkładając kubek na stół. – Jest dziś bardziej zgorzkniała niż zwykle – mruknął.
Wyraz twarzy jego siostry zdradzał gniew wywołany obrazą kawy, którą odebrała jako bezpośrednią krytykę jej umiejętności kulinarnych. Już miała coś powiedzieć, gdy odebrałRyszardAmory.
- Który detektyw? zapytała ojca.
— Nazywa się Herkules Poirot — odparł sir Claud. - Jest Belgiem.
– Słyszałem o nim – wykrzyknął Carelli. - Jest bardzo znany.
- Ale dlaczego? - ZapytałamRyszard.- Dlaczego wezwałeś detektywa?
- To z pewnością fundamentalne pytanie - powiedział Claude Amory, uśmiechając się smutno. - Teraz dochodzimy do sedna sprawy. Jak większość z Was wie, od jakiegoś czasu badam budowę atomu i odkryłem nowy materiał wybuchowy. Jest tak potężny, że wszystko, co do tej pory zostało wyprodukowane w tej dziedzinie, będzie z nim dziecinnie proste. Ale większość już wiesz...
Carelli podskoczyłsame nogi.
- Tego nie wiedziałem - wykrzyknął entuzjastycznie. - I chciałbym wiedzieć więcej.
- Naprawdę, dr. Carelli? Sir Claud nadał temu pustemu, konwencjonalnemu zdaniu dziwny ton, a Carelli odchylił się w fotelu, nieco zawstydzony.
– Jak powiedziałem – kontynuował sir Claud – moc Amorytów – jak ją nazwałem – polega na tym, że jeśli wcześniej zabiliśmy tysiące, teraz możemy zabić setki tysięcy.
- To straszne! — wykrzyknęła Łucja, wzdrygając się.
-MoDrogi Lucio – teść posłał jej słaby uśmiech – prawda nigdy nie jest przerażająca, jest po prostu interesująca.
– Ale dlaczego… – zapytałRyszard- dlaczego nam o tym mówisz?
– Ponieważ – odparł SirClaud – od jakiegoś czasu mam powody sądzić, że niektórzy mieszkańcy tego domu próbują ukraść recepturę amorytów.Panie Poirota,dołącz do nas jutro na weekend; W poniedziałek wróci do Londynu, zabierze ze sobą próbkę i osobiście przekaże ją urzędnikowi Ministerstwa Obrony.
- Ale Claude, to absurd. Poza tym to, co mówisz, jest dla nas najbardziej obraźliwe — powiedziała z wyrzutem panna Amory. „Myślisz, że nikt w naszej rodzinie...
– Jeszcze nie skończyłem, Caroline – przerwał jej brat. – I zapewniam cię, że nie ma nic absurdalnego w tym, co mówię. Powtarzam, zaprosiłem Herkulesa Poirota na jutro, ale byłem zmuszony zmienić plany i poprosić go, żeby przyszedł wieczorem. Zrobiłem to, ponieważ… – urwał. Kiedy znów się odezwał, mówił wolniej iz większym naciskiem. – Ponieważ – kontynuował, spoglądając na słuchaczy, którzy słuchali jego słów – formuła, napisana na zwykłej kartce papieru i zapieczętowana w długiej kopercie, została skradziona z mojego sejfu w biurze dziś wieczorem przed kolacją. ten pokój!
Na słowa uczonego odpowiedział chór oburzonych okrzyków. Potem wszyscy zaczęli mówić naraz.
- Skradziony wzór? co myślisz — odezwała się pierwsza panna Amory.
- Co, z sejfu?Jak niemożliwe! wykrzyknął Raynor.
tylko dr Carelli trzymał się z dala od zamieszania, pogrążony w myślach. Ale reszta kompanii ucichła dopiero wtedy, gdy Sir Claud podniósł głos:
- Zwykle jestem pewienco mówię, zapewnił go
Cha Cha. - Dokładnie siódma dwadzieścia, zamknąłem próbkę w sejfie. Wychodząc, minąłem Raynora przy drzwiach.
Czerwieniąc się ze złości lub zakłopotania, sekretarz zaczął:
„Sir Claud, naprawdę muszę zaprotestować…” Sir Claud machnął mu ręką.
„Pozwól mi skończyć.” Raynor został w biurze – kontynuował – i nadal tam pracował, kiedy dr. Raynor pożegnał się z nim i zostawił go samego w gabinecie; poszedłby do Łucji, żeby jej powiedzieć, że...
- Protestuję! Ja… – zaczął Carelli, ale sir Claud ponownie podniósł rękę, a kiedy zapadła cisza, kontynuował:
Jednak Raynor znalazł moją siostrę Caroline przy drzwiach z Barbarą. Cała trójka została w tym pokoju; Wkrótce dołączył do nich doktor Carelli. Karolina i Barbara to jedyne osoby, które w ogóle nie weszły do gabinetu.
Barbara spojrzała na ciotkę, a potem zwróciła się do sir Clauda.
„Obawiam się, że twoje informacje o naszych ruchach są niedokładne, wujku Claud”. Z pewnością nie mogę zostać skreślony z listy podejrzanych, pamiętasz, ciociu Caroline? Wysłałeś mnie do swojego gabinetu po szydełko, które, jak powiedziałeś, zgubiłeś, myślałeś, że może tam być.
Uczony zignorował swoją siostrzenicę i kontynuował:
Potem pojawiłem się w biurzeRyszard.Stał tam przez kilka minut.
- Mój Boże! wykrzyknąłRyszard.– Ale ojcze, nie podejrzewasz mnie chyba o kradzież tego przeklętego wzoru, prawda?
OjciecTwarzą w twarz, Sir Claud odpowiedział dwuznacznie:
- Ten kawałek papieru jest wart dużo pieniędzy.
- Rozumiem. -Ryszardprzyjrzał mu się uważnie. - A ja jestem zadłużony. Do tego zmierzasz, prawda?
Sir Claud nie odpowiedział, rozglądając się po reszcie towarzystwa i kontynuował:
- Tak jak powiedziałem,Ryszardzostał w biurze na kilka minut. Pojawił się ponownie w bibliotece dokładnie w chwili, gdy weszła Lucia. Kiedy kilka chwil później zadzwonił dzwonek na kolację, Lucii nie było już z nami, zastałem ją w gabinecie przy sejfie.
- Ojciec! wykrzyknąłRyszard,zbliżył się do żony i delikatnie objął ją ramieniem. Tym razem posunąłeś się za daleko!
– Powtarzam, znalazłem Lucie stojącą przy sejfie – kontynuował Sir Claud.
Wydawała się bardzo podekscytowana, a kiedy zapytałem ją, co się dzieje, odpowiedziała, że czuje się słabo. Zasugerowałem, że kieliszek wina dobrze jej zrobi. Ale zapewniła mnie, że czuje się lepiej i wyszła. Nie poszłam za nią od razu, zostałam w swoim gabinecie. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że intuicja kazała mi zajrzeć do sejfu. Okazało się, że koperta ze wzorem zniknęła.
Była cisza. Nikt nie mówił. Wydawało się, że wreszcie powaga sytuacji została zrozumiana. PAtemRyszardOn zapytał:
– Jak zbierałeś informacje o naszych działaniach, ojcze?
– Ustaliłem to na podstawie naukowej, metodycznej analizy – odparł Sir Claud. - Innymi słowy, przez obserwację i dedukcję. Na podstawie tego, co widziałem na własne oczy i czego nauczyłem się od Tredwella.
– Zauważyłam, że nie obejmujecie Tredwella, pani Farrow, naszej kucharki, dwóch pokojówek ani ogrodnika Thomsona – powiedziała sarkastycznie Caroline Amory. - Tylko członkowie rodziny. twoi najbliżsi.
„Moja rodzina – i oczywiście nasz gość” – poprawił ją jej brat. Tak, masz rację Karolino. Z wielką satysfakcją stwierdziłem, że po zamknięciu okazu w sejfie ani Tredwell, ani żaden inny służący nie weszli do gabinetu, dopóki nie otworzyłem go ponownie i nie stwierdziłem, że jest pusty. Sir Claud spojrzał na nich po kolei i dodał: - Mam nadzieję, że sytuacja jest dla wszystkich jasna. Ktokolwiek posiada kopertę z próbką, musi ją nadal mieć przy sobie”. Po przybyciu tu po posiłku jadalnia została dokładnie przeszukana. Gdyby ten kawałek papieru został tam znaleziony, Tredwell dałby mi znać. I jak widzisz, upewniłem się, że nikt nie został wypuszczony z biblioteki.
Przez kilka chwil panowała napięta cisza; dał ją tylko dr. Grzeczne pytanie Carellego zostało przerwane:
– Sugerujesz więc, SirClaud, że wszyscy powinniśmy zostać przeszukani z rozbieraniem?
- Niczego nie sugeruję - odparł Sir Claud, patrząc na zegarek. - Jest dziewiąta. Herkules Poirot i jego kolega, kapitan Hastings, musieli już być na rynkuKleve,Wo
należy się spodziewać kogoś Punktualnie o dziewiątej Tredwell na mój rozkaz wyłączy światło głównym wyłącznikiem w piwnicy. Przez minutę, tylko przez minutę, będziemy w całkowitej ciemności. Kiedy światło znów się zapala, nie mam na to wpływu. Wkrótce zjawi się tu Herkules Poirot, żeby się tym zająć. Ale jeśli pod osłoną nocy ktoś ułoży tu wzór
Sir Claud uderzył dłonią w stół. – W takim razie dam ci znać.HerrPoirotowi, że wystąpił błąd i jego usługi nie są już potrzebne.
– To skandaliczna insynuacja – powiedział z oburzeniemRyszard,rozejrzeć się. - Myślę, że powinniśmy zostać sprawdzeni.
– Ja też – zapewnił pospiesznie Raynor.
RyszardAmory posłał lekarzowi znaczące spojrzenie. Włochy uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Ja też oczywiście.
RyszardPSpojrzał na swoją ciotkę.
- Och, no cóż, jeśli musisz, musisz - mruknęła panna Amory.
- Lucy? — zapytał, zwracając się do żony.
– Nie, nie, Richardzie – odpowiedziała Lucia i westchnęła głośno. - Proszę nieZróbmy to. Plan twojego ojca jest najlepszy.
ChwilaRyszardobserwował ją w milczeniu i uważnie; był bardzo spięty.
- Więc Richardzie? — zapytał sir Claude.
W odpowiedzi usłyszał tylko ciężkie westchnienie. późniejRyszardpowiedział:
- Nie Caha, zgadzam się. Zerknął na kuzynkę Barbarę, która machnęła ręką na zgodę.
Sir Claud ze znużeniem opadł na krzesło. Mówił wolno, z trudem.
– Wciąż czuję smak kawy w ustach – powiedział, ziewając.
Zegar na kominku zaczął wybijać dziewiątą; Zapadła absolutna cisza i wszyscy słuchali. Sir Claud obrócił się powoli na krześle i spojrzał badawczo na syna Richarda.Z ostatnim uderzeniem zegara światła nagle zgasły i pokój pogrążył się w ciemności.
Słychać było, jak ktoś łapie powietrze i stłumione krzyki kobiet; potem rozległ się donośny głos panny Amory:
- Naprawdę nie obchodzi mnie to.
– Cicho, ciociu Caroline – powiedziała Barbara. - Próbuję słuchać.
Przez kilka sekund panowała cisza; potem usłyszeli ciężki oddech, szelest papieru lub innej delikatnej tkaniny, znowu cisza, potem metaliczny brzęk, dźwięk rozdzieranego papieru i dźwięk, jakby ktoś przewracał krzesło.
Nagle Łucja zaczęła krzyczeć.
-Panie Claudzie! HerrClaude, nie mogę już tego znieść! Musisz zapalić światło. Niech ktoś włączy światło, proszę!
W pokoju nadal było ciemno. Ktoś głośno westchnął i rozległo się głośne pukanie do drzwi prowadzących na korytarz. krzyknęła ponownie. Jakby w odpowiedzi, wszystkie światła w bibliotece nagle się zapaliły.
Ryszardstał teraz przy drzwiach, najwyraźniej niezdecydowany, czym spróbować je otworzyć. Edward Raynor stał obok swojego krzesła, które się przewróciło. Lucia siedziała na swoim miejscu, wyglądając, jakby miała zaraz zemdleć.
Claude Amory siedział nieruchomo na krześle z zamkniętymi oczami. Nagle Raynor wskazał na stół.
„Spójrz”, wykrzyknął, „to z pewnością jest wzór!”
Na stółObok sir Clauda leżała długa koperta, o której wspomniał.
- Dzięki Bogu! wykrzyknęła Łucja. - Dzięki Bogu!
Ktoś znowu zapukał do drzwi i tym razem otworzyły się powoli. Wszyscy spojrzeli uważnie w tamtą stronę; Pojawił się Tredwell, wprowadził dwóch gości i wyszedł.
Pierwszym gościem był niezwykle niski, przystojny mężczyzna, niewiele wyższy niż 165 centymetrów i wielkiej godności. Miał jajowatą głowę wysuniętą lekko do przodu, jak wąchający terier; jego starannie wypielęgnowane wąsy były niezwykle sztywne. Ubrany był bardzo starannie w ciemnoszary dwurzędowy garnitur; jak na zaawansowanego mężczyznę jego włosy były podejrzanie czarne. Za nim do pokoju wszedł wyższy mężczyzna w średnim wieku, o wojskowej postawie, ubrany w piaskowy garnitur; miał miłą, szczerą twarz z kudłatymi wąsami.
— Herkules Poirot do usług — pierwszy nieznajomy przedstawił się z ukłonem, po czym dodał: — A to mój przyjaciel, kapitan Hastings, który zgodził się towarzyszyć mi dziś wieczorem.
RyszardAmory wyciągnął rękę.
-Panie Poirot,Kapitan Hastings — powiedział, witając się z nimi.
- Pan Claude? — zapytał Poirot. - Ach, nie, oczywiście, że jesteś za młody. jesteś jego synem? Minął Richarda na środek pokoju, a za nim Hastings, który taktownie zauważył:
- Jaki ładny pokój.
Ryszardwziął małego detektywa pod ramię.
- Tak, rzeczywiście, mam na imięRyszardAmory, jestem synem sir Clauda — powiedział, po czym dodał: — PrzepraszamHerrPanie Poirot, ale obawiam się, że popełniliśmy błąd sprowadzając pana tutaj, pana usługi nie są już potrzebne.
- Naprawdę? — zapytał uprzejmie Poirot.
- Tak i jestem bardzo szczęśliwyPrzepraszam, kontynuowałRyszard.- Szkoda, że musiałeś przyjechać aż z Londynu. Oczywiście, twoja pensja... i wydatki... to znaczy... wszystko jest potrącone, oczywiście...
— Rozumiem to bardzo dobrze — powiedział Poirot — ale tutajW tej chwili nie interesuje mnie moja pensja ani wydatki.
- NIE? Więc co...?
- Co mnie interesuje, panie Amory? Powiem Ci. Taki drobiazg. Oczywiście, że to nie ma znaczenia, ale twój ojciec mnie tu sprowadził, więc dlaczego mnie nie odsyła?
- Och, oczywiście. Przepraszam -Ryszard— zwrócił się do sir Clauda. - Ojcze, bądź tak miły i mi powiedzHerrPoirotowi, że nie potrzebujemy już jego usług.
Claude Amory nic nie powiedział albo się poruszył. Siedział cicho na krześle z zamkniętymi oczami.
- Ojciec! wykrzyknąłRyszard,szybko w jego stronę. Pochylił się nad nim, a potem gwałtownie się odwrócił.
- Doktorze Carelli! płakał.
Panna Amory wstała, blada jak płótno. Carelli podbiegł do sir Claude'a i sprawdził puls, po czym zmarszczył brwi i położył dłoń na piersi. Po kilku sekundach spojrzał na Richarda z poważnym wyrazem twarzy i powoli potrząsnął głową.
Poirot podszedł do krzesła, na którym siedział uczony, i spojrzał na jego nieruchomą postać.
- Tak... Boję się... - mruknął jakby do siebie - Bardzo się boję, że...
- Czego się boisz,Panie Poirot?zapytała Barbara i podeszła do niego.
Poirot spojrzał na nią uważnie.
„Obawiam się, że Sir Claud sprowadził mnie z powrotem za późno,Mademoiselle.
VI
Świadectwo Poirota spotkało się z konsternacją. dr Carelli jeszcze przez kilka minut badał sir Clauda, po czym wyprostował się i dołączył do reszty towarzystwa. Zwracając się do Richarda Amory'ego, głosił:
- Niestety, twój ojciec nie żyjeJest.
Ryszardpatrzył na Włocha z niedowierzaniem, jakby nie zrozumiał jego słów. W końcu zapytał:
- Mój Boże... co to było? Atak serca?
– Tak… tak myślę – odparł Carelli, nieco niepewny.
Barbara poszła do ciotki, aby ją wesprzeć, ponieważ wydawało się, że Caroline miała zemdleć. Edward Raynor pomógł jej szepcząc:
– Mam nadzieję, że ten człowiek jest prawdziwym lekarzem?
– Tak, ale tylko po włosku – wyjąkała Barbara; Wzięli między siebie pannę Amory i posadzili ją na krześle. Poirot, który usłyszał, energicznie potrząsnął głową. Następnie z wielką starannością przygładził swoje wspaniałe wąsy, uśmiechnął się i żartobliwie skomentował:
- Jeśli chodzi o mnie, jestem detektywem - ale tylko Belgiem. Pomimo tego,Frau,mój kuZiemianie, czasami znajdujemy właściwe rozwiązania.
Barbara wyglądała na nieco zdezorientowaną. Przez chwilę rozmawiała z Raynorem, po czym Lucia podeszła do Poirota, wzięła go za rękę i odciągnęła na bok.
-HerrPoirot — powiedział wzruszony — musisz zostać! Nie odwracaj się!
Poirot spojrzał na nią uważnie. Jego twarz pozostała nieprzenikniona, gdy zapytał:
- Naprawdę chcesz, żebym został?Frau?
- Tak, tak - odpowiedziała Lucia, rzucając niespokojne spojrzenie na martwego Sir Clauda, który wciąż siedział wyprostowany na swoim krześle. -Coś tu nie gra. Mój teść nigdy nie chorował na serce.Panie Poirot,Musisz dowiedzieć się, co naprawdę się stało.
Doktor Carelli IRyszardAmorki nadal wisiały wokół ciała zmarłego.Ryszardcierpiał na niezdecydowanie; był prawie całkowicie sparaliżowany ze strachu.
— Sugeruję, panie Amory — przekonywał dr. Carelli, „że nazywasz lekarza rodzinnego swojego ojca.
Ryszardwstał i z trudem odpowiedział:
- Co? O tak. To jest doktor Graham. Młody Kenneth Graham. Ma praktykę we wsi. W rzeczywistości jest trochę zainteresowany moją kuzynką Barbarą. To znaczy... przepraszam, to nie ma znaczenia, prawda? Spojrzał na Barbarę. - Coto numer telefonu Kennetha Grahama?
- RynekKlevepięć.
RyszardPodszedł do telefonu, podniósł słuchawkę i poprosił o połączenie, podczas gdy Edward Raynor, przypominając sobie swoje obowiązki sekretarza, zapytał go:
- Myślisz, że powinienem zamówić to samoiść poPanie Poi-Rota?
Poirot przepraszająco rozłożył ręce. Już miał coś powiedzieć, ale Lucia go uprzedziła.
- Pan Poirot zostaje. - powiedziała na moją prośbę.
RyszardOdwrócił się, wciąż trzymając telefon przy uchu.
-Jak? zapytał krótko.
– Tak, tak, Richardzie, on musi zostać – upierała się niemal histerycznie Lucia.
Panna Amory wpatrywała się w niego z konsternacją, Barbara i Edward Raynor wymienili zmartwione spojrzenia, dr. Carelli w zamyśleniu przyjrzał się martwemu ciału wielkiego naukowca, a Hastings, pochłonięty dotąd książkami na półkach, rzucił badawcze spojrzenie na towarzystwo.
RyszardJuż miał odpowiedzieć na wybuch Lucii, ale jego uwagę przykuł głos w telefonie.
- Och, słyszę... Czy to Dr. Grahama? - On zapytał. -Kenneth,
Ty Ryszardamorki. Mój ojciec miał zawał serca. Czy możesz przyjść szybko?... Obawiam się, że nic więcej nie da się zrobić... Tak, nie żyje... Nie... Niestety tak... Dzięki. Odłożył słuchawkę, podszedł do niego jego żona i powiedział cichym, podekscytowanym głosem: „Lucio, zwariowałeś? Co ty robisz?” Czy nie rozumiesz, że musimy pozbyć się tego detektywa? Lucia wstała z krzesła zdumiona.
- W jaki sposób?
Mówili szybko i cicho.
- Nie słyszałeś, co powiedział twój ojciec? - On zapytałRyszardi nalegał: „Kawa jest bardzo gorzka”.
Z początku Lucia zdawała się nie rozumieć.
– Kawa jest bardzo gorzka – powtórzyła. Przez chwilę wpatrywała się w męża ze zdziwieniem, po czym nagle krzyknęła z przerażenia; szybko wyzdrowiała.
- Czy teraz rozumiesz? zapytał, zniżając głos do szeptu i dodając:
- Został otruty, najprawdopodobniej przez członka rodziny. Nie chcesz skandalu, prawda?
– O mój Boże – wyszeptała Lucia, patrząc prosto przed siebieprzed nimi.
- Miłosierny Boże.
Ryszardodwrócił się i podszedł do Poirota.
-Panie Poirot...– zaczął, ale potem się zawahał.
- Również,M'sieu?– grzecznie zapytał detektyw. nabrać odwagiRyszardKontynuacja:
-HerrPoirot, obawiam się, że nie do końca rozumiem, o co prosiła cię moja żona.
Poirot zamyślił się na chwilę. Następnie odpowiedział z przyjaznym uśmiechem:
- Powiedzmy, że chodzi o kradzież dokumentu.Mademoisellepowiedziała mi — kontynuował, wskazując na Barbarę — że zostałem powołany w tym celu.
Rzucając karcące spojrzenie na Barbarę,Ryszardpoinformował Poirota:
- Ten dokument został już... znaleziony.
- Naprawdę? — zapytał Poirot, uśmiechając się enigmatycznie. Cała uwaga nagle zwróciła się na małego detektywa, który
Podszedł do stołu na środku pokoju i spojrzał na kopertę, która wciąż tam leżała, zapomniana w zamieszaniu spowodowanym odkryciem śmierci Sir Clauda.
- Co myślisz? -On zapytałRyszard.
Poirot teatralnie podkręcił wąsa i strzepnął wyimaginowany kurz z rękawa. W końcu odpowiedział:
– To tylko mój – bez wątpienia głupi – pomysł. Wiesz, kilka dni temu ktoś opowiedział mi bardzo zabawną historię. O pustej butelce - nic w niej nie było.
– Przepraszam, ale nie rozumiem – powiedziałRyszard.Poirot podniósł kopertę i mruknął:
„Zastanawiałem się, czy…” Spojrzał na Richarda; wziął od niego kopertę i zajrzał do środka.
- Jest pusty! – wykrzyknął, zwijając kopertę w kulkę i rzucając ją na stół, patrząc pytająco na Lucie, która odchodziła od niego. - Tak
kontynuował niepewnie: „Myślę, że musimy przejść rewizję osobistą… my…
Głos mu się załamał iRyszardrozejrzał się dookoła, jakby szukał oparcia. Widział zmieszanie w oczach Barbary i jej ciotki, oburzenie w oczach Edwarda Raynora i ironię w oczach Carellego. Lucia wciąż unikała jego wzroku.
Może skorzystasz z mojej radyHerr?zasugerował Poirot. - Nie rób nic, dopóki nie przyjdzie lekarz. Powiedz mi — zapytał, wskazując drzwi do biura — dokąd prowadzą te drzwi?
– To gabinet mojego ojca – odpowiedziałRyszard.Poirot podszedł do drzwi, zajrzał do środka, po czym wrócił do salonu i skinął głową z satysfakcją.
– Rozumiem – mruknął. Zwracając się do Richarda, dodał:
-Cóż, proszę pana. zaprzeczyćNie widzę powodu, dla którego którykolwiek z was miałby zostać w tym pokoju, jeśli nie ma na to ochoty.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, dr.
— Oczywiście jest rzeczą oczywistą — powiedział Poirot, patrząc na Włocha — że nikt nie może opuszczać tego domu.
- Zajmę się tym osobiście - powiedziałRyszard.Barbara szła z Raynorem, a za nim Carelli. Karolina Amory wciąż stała obok krzesła brata.
- Biedny kochany CChwała, powiedziała cicho do siebie.- Biedny, drogi Claude.
Poirot podszedł do niej.
- musisz być odważny,Mademoisellepowiedział. - Byłeś w ogromnym szoku, wiem o tym.
Panna Amory spojrzała na niego ze łzami w oczach.
"Tak się cieszę, że szef kuchni przygotował smażoną solę na dzisiejszy obiad." To było ulubione danie mojego brata.
Detektyw, starając się poważnie potraktować tę uroczystą deklarację, odpowiedział:
- Tak, tak, jestem pewien, że to musi być dla ciebie wielka pociecha. Wyprowadził pannę Amory z pokoju. Podążył za niąRyszard;Po chwili wahania Lucia również zrobiła szybki krok w stronę wyjścia. Poirot i Hastings zostali sami w bibliotece z ciałem sir Clauda.
VII
Gdy pokój jest pustyWow, Hastings szybko zapytał:
- Więc jak myślisz?
„Proszę zamknąć drzwi” – usłyszał w odpowiedzi. Kiedy jego przyjaciel skończył, Poirot powoli potrząsnął głową i rozejrzał się. Chodził po pokoju, zerkając na meble i od czasu do czasu na podłogę. Zatrzymał się nagle przy przewróconym krześle, na którym siedział Edward Raynor, gdy zgasły światła. Wyciągnął mały przedmiot spod krzesła.
- Co tam znalazłeś? zapytał Hastingsa.
— Klucz — powiedział Poirot. - Myślę, że to może być klucz do sejfu. Widziałem sejf w biurze Sir Clauda. Bądź grzeczny, Hastings, i wypróbuj ten klucz; to powiedz mi czy pasuje
Hastings wziął klucz i wszedł do biura. Tymczasem Poirot podszedł do zwłok uczonego i wyczuł w kieszeni pęk kluczy, które wyjął i dokładnie obejrzał. Hastings wrócił z informacją, że klucz rzeczywiście pasuje do sejfu.
– Chyba wiem, co się stało – powiedział. - Sir Claud musiał go upuścić i...
Przerwał, a Poirot z powątpiewaniem potrząsnął głową.
-Nie, nie, mon ami;proszę, daj mi klucz – zażądał, marszcząc brwi, jakby był zawstydzony. Wziął klucz od Hastingsa i porównał go z jednym z kluczy wyjętych z kieszeni sir Clauda. Potem włożył go z powrotem do kieszeni zmarłego i zatrzymał singielSmak.
– To duplikat – powiedział. „Niezgrabnie wykuty, ale bez wątpienia spełnił swoje zadanie”.
Hastings, niezmiernie podniecony, wykrzyknął:
- Wiec to znaczy...
Powstrzymał go ostrzegawczy gest Poirota. Usłyszeli zgrzyt klucza przekręcanego w zamku drzwi prowadzących do frontowych drzwi
Korytarz i piętro domu. Kiedy skręcili w tamtą stronę, drzwi powoli się otworzyły i Tredwell stanął w progu.
- Przepraszam pana - powiedział, wchodząc do biblioteki i zamykając za sobą drzwi. „Poinstruowałeś mnie, aby zamknąć te drzwi i inne drzwi prowadzące z tego pokoju, aż do twojego przybycia. Ty… — urwał, gdy zobaczył nieruchomą postać Sir Claude'a na krześle.
— Obawiam się, że twój pan nie żyje — powiedział Poirot. - Czy mogę poznać twoje imię?
- Tredwell, proszę pana. Sługa podszedł do biurka i spojrzał na ciało swego pana. - O Boże, biedny pan Claud! mruknął. Do Poirota dodał: — Przepraszam pana, ale to dla mnie wielki szok. Czy mogę wiedzieć, co się stało Czy to... Morderstwo?
- Dlaczego myślisz, że? — zapytał Poirot. Kamerdyner ściszył głos i odpowiedział:
– Zeszłej nocy wydarzyło się tu coś dziwnego, proszę pana.
- Tak? — zawołał Poirot, wymieniając spojrzenia z Hastingsem.
- Opowiedz mi o tym.
- Cóż, nie wiem od czego zacząć, proszę pana. Chyba... chyba zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak, kiedy ten włoski dżentelmen wpadł na herbatę.
- Włoski dżentelmen?
- Doktor Carelli, proszę pana.
- Jego wizyta była nieoczekiwana? — zapytał Poirot.
-W rzeczy samej. Panna Amory poprosiła go, aby został również na kolacji, ponieważ jest przyjacielem pani Lucii. Ale moim zdaniem, proszę pana...
Przerwał, ale Poirot delikatnie zachęcił go, by mówił dalej. -Tak?
— Mam nadzieję, że pan to zrozumie, sir — powiedział Tredwell. „Nie mam w zwyczaju plotkować o tej rodzinie. Ale biorąc pod uwagę fakt, że nie żyjesz...
Znów się zatrzymał, a detektyw powiedział uprzejmie:
- Tak, tak, rozumiem. Jestem pewien, że byłeś bardzo przywiązany do swojego pana. Tredwell skinął głową, a Poirot kontynuował:
„Sir Claud przywiózł mnie tutaj, żeby mi coś powiedzieć. Musisz mi powiedzieć wszystko, co wiesz.
– Cóż, proszę pana, pani Lucia Amory nie chciała, żeby Włoch został na obiedzie. Obserwowałem wyraz jej twarzy, gdy zapraszała go panna Amory.
- Co sądzisz o dr. Carelli? — zapytał Poirot.
– Doktor Carelli, sir – odparł nieco wyniośle lokaj – on nie jest jednym z nas.
Poirot, nie do końca rozumiejąc uwagę Tredwella, spojrzał pytająco na Hastingsa, który odwrócił się, by ukryć uśmiech. Poirot posłał przyjacielowi spojrzenie z lekkim wyrzutem, po czym odwrócił się do Tredwella, który pozostał bez wyrazu.
„Czy czujesz” – zapytał – „że jest coś dziwnego w zachowaniu dr. Carelli chciał tu przyjechać?
- W rzeczy samej. W jakiś sposób nie było to naturalne. Kłopoty zaczęły się po jego przybyciu, Sir Claud kazał posłać po ciebie i kazał mu zamknąć drzwi. Pani Amory też nie była sobą przez cały wieczór, musiała odchodzić od stołu podczas KolHerrRyszardbył tym bardzo zmartwiony.
– Ach, czy została zmuszona do odejścia od stołu? Weszła do tego pokoju?
- Podłącz, proszę pana.
Poirot rozejrzał się. Jego wzrok padł na torebkę, którą zostawiła Lucia.
– Jedna z pań zapomniała torebki – zauważył, podnosząc ją.
Tredwell podszedł bliżej.
- To jest własność pani Amory, proszę pana.
— Tak — potwierdził Hastings. „Zauważyłem, że położyła to tutaj tuż przed wyjściem z pokoju.
- Tuż przed nadejściem pokoju? — powiedział Poirot. - Dziwny. Położył torebkę na kanapie i zmarszczył brwi w zamyśleniu.
– Jeśli chodzi o zamykanie drzwi, proszę pana – kontynuował Tredwell po chwili przerwy – powiedział mi pan…
Poirot przerwał mu i wyrwał się z zamyślenia.
- Tak, tak, muszę wiedzieć wszystko. Chodźmy tędy, zaproponował, wskazując na drzwi prowadzące na front domu.
Tredwell poszedł w tamtym kierunku, a Poirot poszedł za nim. Hastings jednak zatrzymał ich i oznajmił z poważną miną:
— Chyba zostanę tutaj — Poirot odwrócił się do niego
i spojrzał na niego pytająco.
– Nie, nie, proszę, chodź ze mną – powiedział wesoło.
— Ale nie sądzisz, że tak będzie lepiej… — zaczął Hastings, ale Poirot przerwał mu, tym razem poważnym, uroczystym tonem:
- Potrzebuję twojej współpracy, przyjacielu.
„No więc oczywiście…
Wszyscy trzej szli spokojnie razem, zamykając za sobą drzwi. Zaledwie kilka sekund później drzwi na korytarz powoli się otworzyły i Lucia wśliznęła się do środka. Rozejrzała się szybko, jakby chciała się upewnić, że nikogo nie ma w pokoju, podeszła do okrągłego stołu na środku pokoju i podniosła kubek Sir Clauda. Jej wyraz twarzy zmienił się z niewinnego na przebiegły i twardy; wyglądała na dużo starszą.
Wciąż stała z kubkiem w dłoni, jakby nie mogąc się zdecydować, co robić, gdy drugie drzwi prowadzące na front domu otworzyły się i Poirot wszedł do biblioteki.
- Pozwalasz miFrau- powiedział, sprawiając, że Lucia gwałtownie się wzdrygnęła. Podszedł do niej i wziął kubek z miną mężczyzny, który pozwolił sobie na prosty gest życzliwości.
- Ja... ja... przyszłam z torebką - wycedziła Lucia.
- O tak. Zaraz, zaraz, gdzie ja widziałem damską torebkę? O tak, tutaj. Podniósł torebkę z kanapy i podał ją dziewczynomdh.
– Dziękuję – powiedziała, rozglądając się dookoła.
- Nie ma za co,Frau.
Lucia posłała detektywowi krótki, nerwowy uśmiech i pospiesznie wyszła z pokoju. Poirot stał bez ruchu przez kilka chwil, po czym podniósł filiżankę sir Clauda. Ostrożnie powąchał, wyjął z kieszeni probówkę i wlał do niej kilka kropel kawy, które pozostały na podłodze. Potem rozejrzał się po pokoju i głośno policzył filiżanki.
- Jeden dwa trzy cztery pięć sześć. Tak, sześć filiżanek. Zmarszczył brwi w zamyśleniu, ale nagle jego oczy wyskoczyły
młodzieńczy splendor, który zawsze zdradzał w nim wewnętrzne podniecenie. Podszedł szybko do drzwi, przez które niedawno wszedł, otworzył je i ponownie zatrzasnął; potem podbiegł do okna i schował się za firanką. Po kilku chwilach drugie drzwi prowadzące na korytarz ponownie się otworzyły i weszła Lucia, tym razem ostrożniej niż poprzednio; wydawał się ostrożny. Rozejrzała się, żeby zobaczyć wszystkie drzwi, podniosła kubek, z którego pił Sir Claud, i rozejrzała się po pokoju.
Jej wzrok padł na mały stolik przy wejściu na korytarz, na którym stała roślina w dużej doniczce. Lucia wrzuciła do tego garnka filiżankę Sir Claude'a. Następnie, nie spuszczając oka z drzwi, postawiła obok nich kubek ze zwłokami. Szybko podeszła do drzwi, ale właśnie wtedy się otworzyły i wszedł do środkaRyszardw towarzystwie wysokiego blondyna po trzydziestce, sympatycznego, choć trochę surowego. Nowo przybyły trzymał w ręku torbę lekarską.
- Lucy! wykrzyknąłRyszard,zdziwiony. - Co Ty tutaj robisz?
- Ja... ja... przyszłam po torebkę - wyjaśniła. - Witam, dr. Grahama. Przepraszam – powiedziała, przebiegając obok nich. JeśliRyszardPatrzył, jak Poirot wychodzi zza zasłony. Podszedł do obu mężczyzn, jakby właśnie wszedł do pokoju przez kolejne drzwi.
- Och, doHerrPoirota. Jeśli wolisz, to jest dr. Grahama. Kennetha Grahama. Detektyw i lekarz ukłonili się sobie; dr Graham natychmiast podszedł do ciała, aby je zbadać, obserwowany przez Richarda. Herkules Poirot, którego już nie zauważał, chodził z uśmiechem po pokoju i ponownie przeliczał filiżanki.
– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć – mruknął. - Właściwie pięć. Jego twarz rozjaśniła się, był szczęśliwy i tajemniczo się uśmiechał. Wyjął z kieszeni probówkę, spojrzał na nią i potrząsnął wolną głową.
Tymczasem dr. Graham zakończył pobieżne oględziny ciała sir ClaudaAmory'ego.
- Niestety - powiedział o Richardzie - nie będę mógł wystawić aktu zgonu. Sir Claud był całkowicie zdrowym mężczyzną i wydaje mi się mało prawdopodobne, aby doznał nagłego zawału serca. Obawiam się, że musimy wyjaśnić, co jadł lub pił w ostatnich godzinach swojego życia.
– Boże, czy to naprawdę konieczne? - On zapytałRyszardz nutką niepokoju w głosie. „Jadł i pił to samo, co reszta z nas. Absurdem jest mówić...
— Niczego nie sugeruję — przerwał dr. Graham stanowczym, autorytatywnym tonem. - Mówię ci, będzie śledztwo, koroner na pewno będzie chciał ustalić przyczynę śmierci. Teraz po prostu nie wiem, co spowodowało śmierć SirClauda. Każę zabrać jego ciało i zorganizuję sekcję zwłok dopiero jutro rano. Powinienem przynieść ci wieści tego samego dnia.
Szybko wyszedł z pokoju i poszedł za nimRyszard,wciąż próbuje go przekonać. Poirot popatrzył za nimi, po czym odwrócił się do zwłok mężczyzny, który upierał się, że pochodzi z Londynu.
- Co chciałeś mi powiedzieć, przyjacielu? czego się bałeś - pomyślał na głos - chodziło tylko o kradzież wzoru, czy też bałeś się poskromić swoje życie? Liczyłeś na pomoc Herkulesa Poirota. Zadzwoniłeś do niego za późno, ale spróbuje dowiedzieć się prawdy.
Poirot w zamyśleniu potrząsnął głową i już miał wyjść, kiedy pojawił się Tredwell.
– Zabrałem tego dżentelmena do jego pokoju, proszę pana – powiedział. - Czy mogę zabrać cię na górę do twojego pokoju, który jest obok tego? Pozwoliłem sobie również przygotować lekki posiłek dla obu panów po ich podróży. Pokażę ci, gdzie jest jadalnia.
Poirot skinął głową, zgadzając się.
- Dziękuję, Tredwellu. Jak się okaże, zapytamAmory'ego,że ta sala pozostanie zamknięta do jutra, kiedy to powinniśmy dowiedzieć się więcej o dzisiejszym smutnym wydarzeniu. Chcesz się tym zająć po naszym wyjeździe?
— Oczywiście, proszę pana, jeśli pan sobie tego życzy — powiedział Tredwell, wychodząc za Poirotem z biblioteki.
VIII
Hastings spał długo i mocno; Kiedy następnego ranka zszedł na śniadanie, nie zastał nikogo w jadalni. Dowiedział się od Tredwella, że Edward Raynor zjadł śniadanie i wrócił do swojego pokoju, żeby uporządkować papiery sir Clauda; Państwo Amory jedli w swoim apartamencie i jeszcze nie przybyli, a Barbara wyszła z filiżanką kawy do ogrodu, gdzie prawdopodobnie nadal się opalała. Panna Karolina Amory, uskarżając się na lekki ból głowy, poprosiła o śniadanie do swojego pokoju; Od tamtej pory nie widział Tredwella.
- Widziałeś dzisiajPanie Poirota,Tredwell? - zapytał Hastings. W odpowiedzi usłyszał, że jego przyjaciel wcześnie wstał i postanowił iść do wioski.
-Panie Poirotpowiedział, że ma tam sprawy na posyłki, jeśli dobrze zrozumiałem, dodał kamerdyner.
Po obfitym śniadaniu składającym się z jajek na bekonie, kiełbaski, tostów i filiżanki kawy, Hastings wrócił do swojego przytulnego pokoju na pierwszym piętrze, skąd miał wspaniały widok na część ogrodu i, ku jego wielkiej radości, opalającą się Barbarę kilka minut. Dopiero gdy dziewczyna weszła, Hastings usiadł na krześle i trzymał w dłoni poranne wydanie „Timesa”, którego nakład oczywiście wyczerpał się zbyt wcześnie, by można było o nim wspominać.Amory'ego.
Otworzył pierwszą stronę gazety i zaczął czytać. Dobre pół godziny później obudził się z lekkiego snu i ujrzał pochylającego się nad nim Herkulesa Poirota.
- Ach,Mann,Widzę, że ciężko pracujesz nad sprawą — zachichotał Poirot.
— Rzeczywiście, Poirot, od jakiegoś czasu myślałem o publikacji
Rżenie z zeszłej nocy, powiedział Hastings. - Chyba zasnąłem.
- Dlaczego nie, przyjacielu? Pomyślałem też o śmierci sir Clauda i kradzieży tego niezwykle ważnego okazu. W rzeczywistości podjąłem już pewne kroki w tej sprawie; Teraz czekam na telefon w celu potwierdzenia lub obalenia mojegopodejrzenie.
- Kogo lub co podejrzewasz, Poirot? — zapytał zaciekawiony Hastings.
Detektyw wyjrzał przez okno i odpowiedział:
- Nie przyjacielu, na tym etapie gry nie mogę ci powiedzieć. Chcę tylko powiedzieć, że takt na scenie przekonuje nas do jej sztuczek, bo szybkość jej ręki zwodzi nasze oczy.
— Doprawdy, Poirot — powiedział Hastings z wyrzutem — czasami potrafisz być bardzo irytujący. Myślę, że powinieneś przynajmniej powiedzieć mi, kogo podejrzewasz o kradzież wzoru. W końcu może mógłbym ci pomóc...
Poirot przerwał mu niedbałym machnięciem ręki. Mały detektyw przybrał teraz najbardziej niewinną minę, na jaką było go stać, i w zamyśleniu patrzył przez okno gdzieś w oddali.
- Jesteś zaskoczony, Hastings? - On zapytał. – Zastanawiasz się, dlaczego nie wyśledziłem podejrzanego?
– No… coś w tym rodzaju – przyznał Hastings.
— Bez wątpienia zrobiłbyś to na moim miejscu — zauważył zadowolony Poirot. - Rozumiem to, ale nie należę do osób, które lubią się spieszyć, szukać igły w stogu siana, jak to się mówi. Na razie zadowalam się czekaniem. Dlaczego tu czekam -Również,Dla Herkulesa Poirota pewne rzeczy są doskonałe w przeciwieństwie do innych, mniej utalentowanych ludziWyraźnie.
- Dobry Boże, Poirot! wykrzyknął Hastings. „Wiesz, zapłaciłbym każdą sumę pieniędzy, żeby tylko raz zobaczyć, jak robisz z siebie kompletnego idiotę.” Jesteś nieprzyzwoicie zarozumiały!
— Nie gniewaj się, moja droga — powiedział uspokajająco Poirot. - Prawdę mówiąc, czasami mam wrażenie, że mnie nienawidzisz! Niestety, to jest kara za wielkość!
Mały człowieczek wypiął pierś i westchnął tak zabawnie, że Hastings się roześmiał.
— Poirot, naprawdę nie znam nikogo, kto myśli o sobie tak dobrze jak ty — wyjaśnił.
- Co z tobą? — zauważył zadowolony z siebie Poirot. „Jeśli jesteś wyjątkowy, wiesz o tym”. Ale teraz bądźmy poważni, moja droga. — zapytałem sir RichardaAmory'ego,Córka Sir Claudiispotkajmy się w bibliotece o godzinie 12.00. Powiedziałem „z nami”, Hastings, ponieważ chciałbym, żebyś tam był i uważnie obserwował.
— Jak zawsze, chętnie ci potowarzyszę, Poirot — zapewnił go przyjaciel.
Południe Poirot, HasuśmiechRyszardAmory spotkał się w bibliotece, do której poprzedniej nocy przyniesiono ciało SirClauda. Hastings słuchał i obserwował ze swojej wygodnej pozycji na kanapie, a detektyw poprosił Richarda, aby szczegółowo opisał, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru.Twój przyjazd.Ryszardsiedział na krześle za biurkiem, na którym wczoraj wieczorem siedział jego ojciec; Na koniec swojego raportu dodał:
- Myślę, że to wszystko. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno?
- całkowicie zrozumiałe,Herr— Amory — odparł Poirot, opierając się o poręcz jedynego krzesła w pokoju. - Teraz mam jasny obraz sytuacji. Zamknął oczy, próbując sobie wyobrazić. - Oto sir Claud na swoim krześle, kontrolujący sytuację. Potem zapada zmrok i rozlega się pukanie do drzwi. Tak, to rzeczywiście dramatyczna scena.
— Cóż — powiedziałRyszardwstań - jeśli to wszystko...
— Chwileczkę — przerwał Poirot, machając ręką.RyszardUsiadł z powrotem na krześle.
- Tak, słucham?
- Co się stało poprzedniej nocyHerrAmory?
- Wcześniej wieczorem?
— Tak, po kolacji — odparł Poirot.
- Ach, więc! - powiedziałRyszard.- Naprawdę nie ma o czym rozmawiać. Mój ojciec i sekretarz Raynora – Edward Raynor – weszli prosto do biura. Reszta towarzystwa była w bibliotece.
Poirot uśmiechnął się zachęcająco.
- A co zrobiłeś?
- Och, właśnie rozmawialiśmy. Przez większość czasu mieliśmy włączony gramofon.
Detektyw zamyślił się na chwilę. Następnie zapytał:
- Nie wCzy wydarzyło się coś, o czym uważacie, że warto o tym wspomnieć?
– Nic – odpowiedział szybkoRyszard.Poirot przyglądał się uważnie i kontynuował:
- Kiedy podano kawę?
- Zaraz po kolacji. Poirot poruszał ręką w kółko.
„Czy służący podał każdemu z was kawę, czy też zostawił dzbanek na stole, abyście się nalali?”
– Naprawdę nie pamiętam – odpowiedziałRyszard.
Detektyw westchnął lekko, zastanowił się chwilę, po czym zapytał:
- Czy wszyscy pili kawę?
- Myślę, że tak. Mam na myśli wszystkichoprócz Raynora. On nie pije kawy.
– Czy sir Claud zabrał swój kubek do swojego gabinetu?
– Myślę, że tak – odpowiedziałRyszard,już trochę zdenerwowany. - Czy te wszystkie szczegóły są naprawdę potrzebne?
Poirot przepraszająco uniósł ręce.
- profPrzykro mi — powiedział — ale nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć cały obraz. W końcu chcemy, żeby ten cenny wzorzec został odnaleziony, prawda?
– Myślę, że tak – odparł ponuroRyszard,na co Poirot uniósł brwi z cichym okrzykiemNieruchomość.
- Tak, oczywiście, oczywiście, że tak - pospieszył z zapewnieniemRyszard.
Poirot odwrócił się i zapytał:
– Kiedy sir Claud opuścił swoje biuro i wszedł do biblioteki?
– Właśnie wtedy, gdy próbowali otworzyć te drzwi – poinformował goAmory.
- Ona? — zapytał Poirot.
-Tak. Raynora i dr. Carelli.
- Mogę wiedzieć, kto cię tu zaprosił?
- Lucy, moja żona. Nie czuła się dobrze przez cały wieczór. Detektyw powiedział ze współczuciem:
-Biedna pani!Mam nadzieję, że dzisiaj czuje się lepiej? Jest kilka pilnych rzeczy, o które chcę cię zapytać.
- Obawiam się, że to niemożliwe. Nie może nikogo widzieć ani odpowiadać na pytania. W każdym razie powiedziałaby ci to samo, co mi.
— Całkiem możliwe, całkiem możliwe — zgodził się Poirot. - Ale
Kobiety,HerrAmorki mają wielką zdolność wychwytywania szczegółów. W takim razie zadowolę się przesłuchaniem panny Amory, twojej ciotki.
– Jest w łóżku – powiedział szybkoRyszard.Śmierć ojca była dla niej wielkim szokiem.
— Tak, rozumiem — mruknął Poirot w zamyśleniu. Zapadła cisza.Ryszard,który wydawał się nieswojo wstał i podszedł do okna.
– Złapmy oddech – zaproponował. - Tu jest bardzo gorąco.
— Ach, jesteś typowym Anglikiem — powiedział Poirot z uśmiechem. - Dobre świeże powietrze. Nie zostawisz go na zewnątrz, o nie! Musisz ją wpuścić.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - On zapytałRyszard.
- Ja? Nie ma mowy, zadbałem o wszystkie angielskie zwyczaje. Wszędzie zabieram ze sobą angielski. Proszę wybacz mi, że pytamHerrAmory, ale czy okno nie jest zamknięte jakimś sprytnym wynalazkiem?
- Tak to jest prawda. Ale klucz do niego jest wśród kluczy mojego ojca, które mam tutaj. - wyciąga z kieszeni pęk kluczy,RyszardPodszedł do okna, przekręcił klamkę i rozchylił je szeroko.
Poirot usiadł na krześle, z dala od francuskich okien i świeżego powietrza, i zadrżał przy tymRyszardWziął głęboki oddech i stał przez chwilę, patrząc na ogród. Potem podszedł do detektywa z miną człowieka, który podjął ważną decyzję.
-HerrPoirot, nie będę owijał w bawełnę. Wiem, że moja żona poprosiła cię, żebyś został zeszłej nocy, ale była zdenerwowana i histeryczna; nie była tak naprawdę świadoma tego, co robi. To mnie najbardziej interesuje i powiem Wam szczerze, że ten wzór w ogóle mnie nie interesuje. Mój ojciec był bogatym człowiekiem. Jego odkrycie było warte dużo pieniędzy, ale nie potrzebuję więcej niż mam i nie będę ukrywał, że nie podzielam jego entuzjazmu dla tematu. Na świecie jest wystarczająco dużo materiałów wybuchowych.
— Rozumiem — mruknął Poirot w zamyśleniu.
– Chciałem to powiedzieć – kontynuowałRyszard- że powinniśmy dawać siebiespokój z tym wszystkim.
Poirot uniósł brwi w zdumieniu.
– Wolałbyś, żebym poszedł i zrezygnował z dalszego śledztwa?
- Tak, dokładnie. -RyszardAmory odwrócił wzrok, zawstydzony.
— Ale ktokolwiek ukradł wzór — zaprotestował Poirot — zrobił to, żeby go użyć.
— Tak — przyznałRyszard.Znów spojrzała na detektywa. - Ale wciąż...
Poirot kontynuował powoli i nagląco:
- Więc nie przeszkadza ci - jak to ująć - piętno winy?
- Poczucie winy? wykrzyknąłRyszard.
„Pięć osób miało okazję ukraść wzór” — wyjaśnił Poirot.
„Dopóki jeden z nich nie zostanie uznany za winnego, pozostałych czterech nie można uznać za niewinnych.
Tredwell wszedł do pokoju.Ryszardzaczął się jąkać:
- Ja... To jest... - Ale kamerdynerprzerwany.
- Przepraszam pana - ale dr. Graham przyszedł się z tobą zobaczyć.
Ryszard,wyraźnie zadowolony z możliwości uniknięcia dalszych przesłuchań, odpowiedział zbliżając się do drzwi:
- Idę. Zwrócił się do detektywa i dodał uprzejmie:
- Wybaczysz mi? Potem poszedł z Tredwellem.
Hastings wstał i bardzo podekscytowany podszedł do Poirota.
- Ja już wiem! płakał. - To trucizna, prawda?
- Co masz na myśli, kochanie? — zapytał Poirot.
-Trucizna, jasne! — powtórzył Hastings, energicznie kiwając głową.
IX
Poirot obserwował przyjaciela z rozbawieniem.
- Jaki jesteś dramatyczny, kochanie! wykrzyknął. - Jak szybko i błyskotliwie wyciągasz wnioski!
— Nie możesz mnie tak odprawić, Poirot — zaprotestował Hastings. – Nie będziesz udawał, że myślisz, że stary zmarł na atak serca. Od razu widać, co stało się zeszłej nocy. Ale muszę to powiedziećRyszardAmory nie jest zbyt mądrym facetemWyglądało na to, że w ogóle nie myślał o otruciu.
- Tak myślisz, przyjacielu?
„Dowiedziałem się wczoraj, kiedy dr Graham powiedział, że nie może wystawić aktu zgonu i że trzeba będzie przeprowadzić sekcję zwłok”.
Poirot westchnąłkko.
– Tak, tak – mruknął z pobłażaniem. - dr Graham właśnie przyszedł z wynikami autopsji. Za kilka minut przekonamy się, czy masz rację. Już miał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Podszedł do kominka i zaczął przesuwać wazę za pomocą fidubusów.
Hastingsaobserwował go ze współczuciem.
— Wiesz, Poirot — zaśmiał się — masz bzika na punkcie porządku.
- Czy ona nie wygląda teraz lepiej? – zapytał detektyw iz przechyloną głową obserwował komin.
Hastings schnaubte.
„Nie mogę powiedzieć, żeby wcześniej mi to przeszkadzało.
- Bądź ostrożny! — Poirot żartobliwie pogroził palcem. - Symetria jest wszystkim Ład i porządek powinien panować wszędzie, zwłaszcza w szarej materii. Mówiąc to, stuknął się w głowę.
- Och, daj spokój, nie zaczynaj od swoich koni— zawołał błagalnie Hastings. „Lepiej powiedz mi, co myśli o tym twoja cenna szara substancja”.
Poirot usiadł na sofie i spojrzał uważnie na Hastingsa, mrużąc oczy tak, że widać było tylko dwie wąskie zielone szparki, jak u kota.
„Gdybyś użył trochę rozumu i spróbował spojrzeć na sprawy z perspektywy – tak jak ja to zrobiłem – mógłbyś zobaczyć prawdę, przyjacielu” – powiedział z satysfakcją, podobnie jak mój przyjaciel Hastings.
- Cóż - zaczął gorliwie Hastings - to, że pod krzesłem sekretarki znaleziono klucz, jest podejrzane.
- Czy ty naprawdę tak sądzisz?
- Naturalnie. Wysoce podejrzane. Ale tak naprawdę zgaduję, że to Włoch.
- Oh! — mruknął Poirot. -Tajemniczy doktor Carelli.
– Tajemniczy, to prawda – kontynuował Hastings. To jest dla niego najlepsze określenie. Co on tu robi na wsi? Powiem Ci. Szukał wzoruJestem Sir Clauda Amory.Prawiena jest zdecydowanie emisariuszem obcego mocarstwa. Wiesz co mam na myśli.
— Tak, Hastings — odparł Poirot z uśmiechem. W końcu czasami chodzę do kina.
„Jeśli okaże się, że sir Claude rzeczywiście został otruty – Hastings był teraz w swoim żywiole – wtedy dr. Carelli głównym podejrzanym. Pamiętasz Borgiów?” Trucizna to typowo włoska broń przestępcza. Ale najbardziej boję się, że Carelli ujdzie na sucho ze wzorem w kieszeni.
— Nie będzie, przyjacielu — powiedział Poirot, kręcąc głową.
- Skąd czerpiesz tę pewność?
Poirot odchylił się w fotelu i, jak miał w zwyczaju, złożył razem koniuszki palców.
– Nie wiem dokładnie – przyznał. - Oczywiście, że nie jestem pewien. Ale mam pomysł.
- Był?
„Jak myślisz, gdzie jest teraz ten wzór, mój sprytny współpracowniku?”
- Skąd mam wiedzieć?
Poirot przyglądał się Hastingsowi przez chwilę, jakby chciał dać mu czas na zastanowienie się nad odpowiedzią. Potem powiedział zachęcająco:
- Pomyśl, przyjacielu, uporządkuj myśli. Bądź metodyczny i systematyczny. W tym tkwi klucz do sukcesu.
Hastings pokręcił głową z zażenowaniem; Detektyw postanowił dać mu napiwek.
„Ten wzór może być tylko w jednym miejscu” — zasugerował.
- A gdzie to jest, dobrzena miłość boską? – zapytał Hastings, wyraźnie poirytowany.
— W tym pokoju, oczywiście — zadeklarował triumfalnie Poirot, uśmiechając się szeroko.
- Co myślisz?
- Tak, przyjacielu, rozważ tylko fakty. Wiemy od zaufanego Tredwella, że Sir Claud podjął pewne kroki, aby zapobiec zwiększeniu wzorca biblioteki. To pewne, kiedy ujawnił swoją małą niespodziankę i poinformował wszystkich
Kiedy przyjechaliśmy, złodziej wciąż miał przy sobie kopertę z motywem. Co miał zrobić w tej sytuacji? Nie mógł ryzykować znalezienia jej przy sobie. Mógł zrobić tylko dwie rzeczy: zwrócić wzór, jak sugerował sir Claud, albo ukryć go gdzieś pod osłoną tych dwóch minut całkowitej ciemności. Jeśli nie zrobił tego pierwszego, musiał zrobić to drugie.Voila!Zdaję sobie sprawę, że wzór jest ukryty w tym pokoju.
- Na Boga, Poirot! — wykrzyknął entuzjastycznie Hastings. - Myślę, że masz rację. Więc zacznijmy szukać. - Szybko wstał
Poszedłem do biurka.
– Tylko jeśli żartujesz – odparł detektyw. - Ale jest ktoś, kto mógłby znaleźć wzór znacznie szybciej niż ty.
- KTO?
Poirot z wielką energią podkręcał wąsy.
- Osoba, która ukryła ten wzórbełkot!- wykrzyknął, machając ręką jak magik wyciągający królika z kapelusza.
- To znaczy, że ...
— To oznacza — wyjaśnił cierpliwie Poirot — że prędzej czy później złodziej spróbuje odzyskać swój łup. Więc jedno z nas zawsze musi mieć się na baczności... Urwał, gdy usłyszał, jak drzwi powoli się otwierają; skinął na Hastingsa, żeby się do niego zbliżył; Stanęli obok gramofonu, aby nie byli widziani przez osoby wchodzące do pokoju.
X
Drzwi otworzyły się i Barbara Amory ostrożnie weszła do biblioteki. Odsunęła krzesło od ściany, postawiła je przy półce z książkami, weszła do środka i wzięła blaszane pudełko z lekarstwami. W tym momencie Hastings niespodziewanie kichnął; Barbara przestraszyła się i upuściła pudełko.
- Oh! – krzyknęła nieco zdezorientowana. - Nie wiedziałem, że ktoś tu jest.
Hastings rzucił się do przodu i podniósł pudełko, które następnie odebrał mu Poirot.
- Pozwalasz miMademoiselle— powiedział detektyw. - Jestem pewien, że to dla ciebie za trudne. Podszedł do stołu i położył tam pudełko. - Masz tu kolekcję? - On zapytał. - Ptasie jaja? Albo małże?
- Obawiam się, że to dużo bardziej prozaiczne,Herr— Poirot — odparła Barbara, śmiejąc się nerwowo. - Tylko tabletki i proszek!
– Ale zdrowa, pełna życia młoda dama, taka jak ty, tego nie potrzebuje, prawda?
– Och, to nie dla mnie – zapewniła go Barbara. - To dla Lucii. Od rana strasznie boli go głowa.
-biedna pani— szepnął współczująco Poirot. – Więc wysłała cię po pigułki?
- W prawoodparła Barbaro. „Dałem jej aspirynę, ale chciała innego prawdziwego lekarstwa. Obiecałem, że przyniosę cały zestaw, jeśli nikogo więcej tu nie będzie.
Poirot w zamyśleniu położył ręce na piersi.
- Jeśli nikogo tu nie ma. A co Tzgodnie z sensemMademoiselle?
– Cóż, wiesz, jak to jest w takim miejscu – wyjaśniła
barbara - Totalna beznadzieja! Na przykład ciocia Karolina jest jak stara kura, a Richarda nie ma co liczyć, jest zupełnie bezużyteczny, jak wszyscy mężczyźni, gdy kobieta jest chora.
— Rozumiem, rozumiem — powiedział Poirot, kiwając głową na znak, że akceptuje jej wyjaśnienie. Przesunął palcami po wieczku apteczki, a potem zbadał swoją dłoń. Milczał przez chwilę, odchrząknął nieco spektakularnie, po czym zapytał: „WieszMademoiselle,którym bardzo chętnie służysz?
- Co myślisz?
Poirot pokazał jej puszkę.
- Proszę zobaczyć... Ani śladu kurzu. Wspinać się tak wysoko na krzesło i tak bardzo starać się je odkurzyć
- Nie wszyscy pracownicy są sumienni.
– Zgadza się – zgodziła się Barbara. „Ostatniej nocy zauważyłem, że pudełko nie było zakurzone i wydało mi się to dziwne.
- Czy usunąłeś pudełko zeszłej nocy? — zapytał Poirot.
- Tak, po obiedzie. Jest tam dużo pieniędzy ze szpitala.
– Przyjrzyjmy się tym lekom szpitalnym – zasugerował detektyw, otwierając pudełko i wyjmując kilka fiolek, unosząc brwi w zdumieniu.
- Strychnina... atropina... a to tylko zbiór! Ach! A oto fiolka hioscyny, prawie pusta!
- Co? wykrzyknęła Barbaro. „I to tylko, zeszłej nocy wszystkie butelki były pełne, jestem tego pewien”.
-Voila!Poirot pokazał jej butelkę i włożył ją z powrotem do pudełka. - To bardzo dziwne. mówisz to wszystko
- jak to się mówi - butelki - czy były pełne? Gdzie dokładnie była apteczka zeszłej nocyMademoiselle?
„Cóż, założyliśmy je nastolatkowi” – odpowiedziała Barbara. "Dr. Carelli przyjrzał się lekom, skomentował je i...
Przerwała, gdy żona Richarda weszła do bibliotekiAmory'ego,Lucia Wyglądała na zaskoczoną, kiedy zobaczyła tych dwóch mężczyzn. Jej blada, dumna twarz wyglądała w świetle dziennym na zmartwioną, az linii ust wyczytać można było nieokreślony smutek, tęsknotę. Barbara szybko podeszła do niej.
- Och, kochanie, nie powinieneś był wstawać. Właśnie do ciebie przyszedłem
„Bóle głowy trochę opadły, droga Barbaro” – odpowiedziała Łucja.
ze wzrokiemutknął z detektywem. - Zeszłam na dół, bo chcę z tobą porozmawiać.Panie Poirotem.
„Ale kochanie, nie sądzisz, że powinnaś...
- Barbaro, proszę.
— No dobrze, ty wiesz najlepiej — rzekła Barbara podchodząc do drzwi; Hasting pospieszył, by je dla niej otworzyć. Wychodząc, Lucia usiadła na krześle.
-Panie Poirot...-Ona zaczęła.
- Do usług,Frau- powiedział uprzejmie. Lucia mówiła z wahaniem, jej głos był trochę drżący.
-HerrPoirot, zaczęła znowu, zeszłej nocy prosiłam cię... Błagałam, żebyś tu został. Dziś widzę, że popełniłem błąd.
- Jesteś pewnyFrau?— zapytał spokojnie Poirot.
- Kompletny. Wczoraj byłam nerwowa i rozdrażniona. Jestem ci bardzo wdzięczny za spełnienie mojej prośby, ale na razie byłoby lepiej, gdybyś odszedł.
- Ach,jest jak jest4— mruknął cicho Poirot. Głośno, ale powierzchownie mruknął: - Rozumiem,Frau.
Lucia wstała i posłała jej nerwowe spojrzenie.
- Więc postanowione? on zapytałA.
- Nie do końca,Frau— odparł Poirot, robiąc krok w jej stronę. – Pamiętasz, jak wątpiłeś w naturalną śmierć swojego teścia.
– Wczoraj wpadłam w histerię – upierała się Lucia. - Nie wiedziałem, co mówię.
- Więc jesteś przekonany, że jego śmierć nastąpiła mimo wszystko z przyczyn naturalnych?
- Naturalnie.
Detektyw uniósł brwi, nieco zdezorientowany. Patrzył na nią w milczeniu.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? — spytała Łucja przestraszonym głosem.
- Weil,Frau,czasem trudnopies tropiący owady. Ale kiedy już go znajdzie, jeśli jest dobrym psem, nie zostawi go za nic w świecie. A ja, Herkules Poirot, jestem bardzo dobrym psem!
Bardzo podekscytowana powiedziała:
- Oh! Ale musisz, naprawdę musisz iść. błagam cię, błagam cię Nie masz pojęcia, jakie szkody możesz wyrządzić, jeśli zostaniesz!
- Szkoda? — zapytał Poirot.Frau?
- dla nas wszystkich,HerrPoirota. Nie mogę nic więcej powiedzieć, ale proszę, abyście uwierzyli mi na słowo. Od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem, zaufałem mu. Proszę...
Zatrzymała się, gdy drzwi się otworzyły i wszedłRyszardw towarzystwie dr. Grahama; wyglądał na wstrząśniętego.
- Lucy! krzyknął ten widok.
-Richard, co to jest? -hukzapytała zaniepokojona Łucja i pobiegła do męża. - Co się stało? Stało się coś nowego, widzę to w twoich oczach. Dlaczego jest?
– Nic, kochanie – odpowiedziałRyszard,próbuje ją uspokoić. - Chciałbyś zostawić nas samych na chwilę?
Łucja zadawała mu pytaniaspojrzeniem.
– Nie mogłem… – zaczęła i przerwałaRyszardotworzył drzwi wejściowe.
– Proszę – powtórzył.
Z ostatnim przerażonym spojrzeniem za siebie, wyszła z pokoju.
XI
dr Graham położył torbę na ławce i usiadłnakapie.
Niestety jest to podejrzane.Panie Poirot.
- Tak? Ustaliłeś już przyczynę śmierci Sir Clauda? — zapytał detektyw.
„Został otruty silnym alkaloidem roślinnym” – powiedział Graham.
- Może to była hioscyna? — zasugerował Poirot, biorąc blaszane pudełko z lekarstwami.
- Tak, rzeczywiście, ma panration. dr Graham był zaskoczony trafnością domysłów detektywa. Poirot podszedł do stolika z gramofonem po drugiej stronie pokoju i położył tam pudełko; Hastings poszedł za nim. W międzyczasieRyszardAmory usiadł na kanapie obok lekarza.
- Co to znaczy?
– Po pierwsze, interwencja policji – pospiesznie wyjaśniał Graham.
- Mój Boże! płakałRyszard.- To okropne, czy mógłbyś to zatuszować??
dr Graham spojrzał na niego uważnie, a potem powiedział powoli i w zamyśleniu:
- Mój drogi Richardzie, uwierz mi, nikt nie opłakuje tej strasznej tragedii bardziej niż ja. Szczególnie, że w tym przypadku wydaje się mało prawdopodobne, aby twój ojciec przyjął truciznę dobrowolnie.
Na kilka sekundRyszardBył cichy.
- Myślisz, że to było morderstwo? – zapytał w końcu niepewnie.
dr Graham poważnie skinął głową.
- Morderstwo! wykrzyknąłRyszard.- Co teraz zrobimy?
Graham przybrał stanowczy, bardziej formalny ton i wyjaśnił procedurę.
- poinformowałem śledczego. czyste jutroramiona królaprowadzone jest śledztwo.
- To znaczy - czy zaangażuje się w to policja? Czy nie dałoby się tego jakoś uniknąć?
- NIE. Musisz być tego świadomy, Richard, powiedział dr. Grahama.
Ryszardzaczął krzyczeć jak szalony.
Ale dlaczego mi tego nie powiedziałeś...
- zapalić. Pokonaj siebie. Jestem pewien, że rozumiesz, że podjąłem tylko kroki, które uważałem za absolutnie konieczne – przerwał Graham. – Nie możesz tracić czasu na coś takiego.
- Mój Boże!
– Wiem, Richardzie – powiedział Graham łagodniej. - Naprawdę rozumiem. To był dla ciebie duży szok. Ale jest kilka rzeczy, o które muszę cię zapytać. Czy czujesz się na siłach odpowiedzieć na kilka pytań?
RyszardZ widocznym wysiłkiem Amoriz zebrał się w sobie.
- Co chcesz wiedzieć? -On zapytał.
– Po pierwsze, co twój ojciec jadł i pił na obiad zeszłej nocy?
- Chwileczkę, wszyscy jedliśmy to samo. Zupa, smażona ryba, sznycel i na koniec sałatka owocowa.
- A co z piciem?
RyszardZastanawiał się przez chwilę, po czym odpowiedział:
- Mój ojciec i moja ciocia Piliburgundy; Raynora pewnie też. Trzymałem się whisky i wody, a Dr. Carelli - tak, dr. Carelli cały czas pił białe winoO.
– Ach, tak, tajemniczy doktor Carelli – mruknął Graham. - Przepraszam, Richard, ale co ty wiesz o tym człowieku?
Hastings, ciekawy odpowiedzi Richarda, podszedł bliżej.
- Nic o nim nie wiem. Do wczoraj nigdy go nie spotkałem ani nawet o nim nie słyszałem.
- Ale czy on jest chłopakiem twojej żony? zapytał lekarz.
- Najwyraźniej tak.
- Czy była mu bliska?
- O nie, chyba tylko znajomy. Graham cmoknął językiem i potrząsnął głową.
– Mam nadzieję, że nie pozwoliłeś mu wyjść z domu?
-nie? Nie- zapewnił goRyszard.„Wczoraj wieczorem wyjaśniłem mu, że najlepiej będzie, jeśli zostanie w tym domu, dopóki ta sprawa nie zostanie rozwiązana – to znaczy kradzież wzoru”. Wysłałem nawet jego rzeczy do hotelu, w którym wynajmował pokój.
- A nie zsprzeciwiłeś się — zapytał nieco zaskoczony Graham.
- O nie, zgodził się chętnie.
– Hm… – Graham westchnął. Potem rozejrzał się dookoła i zapytał:
- Dobra, a co z pokojem? Poirot podszedł do nich.
„Drzwi zostały zamknięte zeszłej nocy przez lokaja Tredwella”, wyjaśnił lekarzowi, „który dał mi klucze. Wszystko jest dokładnie takie samo jak wtedy, z wyjątkiem krzeseł, które przestawiliśmy, jak widać.
dr Graham spojrzał na filiżankę na stole. Wskazał na nią i zapytał:
- Cczy to kubek? Podszedł do stołu, podniósł go i powąchał. „Richard, czy to ten kubek, z którego pije twój ojciec?” Lepiej ją wezmę Należy przeanalizować. Postawił filiżankę na stoliku do kawy i otworzył torbę.
RyszardzerwWstaję.
– Chyba nie myślisz… – zaczął.
„Jest wysoce nieprawdopodobne, aby trucizna została podana do obiadu. Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że do kawy sir Clauda dodano hioscynę.
– Ja… ja… – próbował się wykrztusićRyszard,wstań i zrób krok w stronę lekarza; ale przerwał, wykonał rozpaczliwy gest ręką i nagle wybiegł przez szklane drzwi do ogrodu.
dr Graham wyjął z kieszeni małe wyściełane bawełną pudełko kartonowe i ostrożnie zawinął kubek, cały czas mówiąc do Poirota:
- To brudna sprawa. Wcale mnie to nie dziwi.RyszardAmory jest zdenerwowany. Gazety będą dużo pisać o przyjaźni jego żony z tym włoskim lekarzem. A trochę błota zawsze utkniePanPoirota. Bta sama kobieta! Prawdopodobnie jest całkowicie niewinna. Ten mężczyzna najwyraźniej jej schlebiał i tak właśnie się poznał. Cudzoziemcy są niesamowicie mądrzy, oczywiście nie powinienem mówić tak, jakby sprawa była przesądzona, ale czy można się dziwić, że człowiek dochodzi do takich wniosków?
– Wydaje ci się to uderzające, prawda? — zapytał Poirot, wymieniając spojrzenia z Hastingsem.
„Cóż, wynalazek Sir Clauda był bardzo cenny” — wyjaśnił dr. Grahama. - Nadchodzi ten cudzoziemiec, Włoch, o którym nikt nie wie. Sir Claud zostaje w tajemniczy sposób otruty...
- O tak! Borgiowie! — wykrzyknął Poirot.
- Słyszę?
- Nic nic.
dr Graham wziął swoją torbę i zaczął wychodzić.
— Cóż, chyba już pójdę — powiedział, wyciągając rękę do Poirota.
- Na razie,lekarz- powiedział detektyw i uścisnął mu dłoń.
Graham zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił.
- Do widzenia,HerrPoirot Dopilnujesz, żeby niczego w tym pokoju nie dotykano, dopóki nie przyjedzie policja, dobrze? To jest bardzo ważne.
— Oczywiście, że sam się tym zajmę — zapewnił go Poirot. Gdy Graham wyszedł, zamykając za sobą drzwi, Hastings sucho zauważył:
— Wiesz, Poirot, nie chcę być chory w tym domu. Po pierwsze, prawdopodobnie grasuje truciciel, a po drugie, wcale nie jestem pewien, czy temu młodemu lekarzowi można ufać.
Poirot spojrzał na niego wesoło.
– Miejmy nadzieję, że nie będziemy tu wystarczająco długo, żeby się rozchorować – powiedział, podchodząc do kominka i dzwoniąc. - A teraz do roboty, mój drogi Hastings - oznajmił, podchodząc do przyjaciela, który ze zdziwieniem wpatrywał się w ławkę.
- Co zamierzasz zrobić? zapytał Hastingsa.
- Razem, przyjacieluWielu — odparł Poirot, mrugając okiem — zakwestionuje tego Cesare Borgię.
Tredwell wkroczył w odpowiedzi na wezwanie Poirota.
- Dzwoniłeś, proszę pana?
- Tak, Trewellu. Czy mógłbyś powiedzieć temu włoskiemu dr. Poprosić Carellego, żeby tu przyszedł?
- Oczywiście proszę pana. Służący wyszedł, a detektyw podszedł do stołu i wziął apteczkę.
„Myślę, że byłoby dobrze”, zwierzył się Hastingsowi, „gdybyśmy mogli schować to pudełko z tak niebezpieczną zawartością”. Przede wszystkim bądźmy uporządkowani i systematyczni.
Poirot podał mu puszkę, przysunął krzesło do półki z książkami i wspiął się na nie.
- Odwieczna tęsknota za porządkiem i symetrią, prawda? — krzyknął Hastings. Ale myślę, że chodzi o coś więcej.
- Co myśliszi przyjaciel?
- Wiem co masz na myśli. Nie chcesz przestraszyć Carellego. Kto miał lekarstwo w rękach zeszłej nocy? Łącznie z nim. Gdyby zobaczył ją nastolatek, byłby ostrożny, prawda, Poirot?
Poirot poklepał akcje Hastingsa.
– Jaki sprytny jest mój przyjaciel Hastings – powiedział, biorąc od niego pudełko.
– Znam cię zbyt dobrze – upierał się Hastings. „Nie możesz rzucać mi piasku w oczy”.
Poirot przesunął palcem po półce z książkami, strzepując kurz z uniesionej twarzy przyjaciela.
„Wierzę, moja droga, że właśnie to zrobiłem” - wykrzyknął; Ponownie przesunął dłonią po półce i skrzywił się. – Chyba za wcześnie pochwaliłem służących. Na półce jest dużo kurzu. Szkoda, że nie mam porządnej wilgotnej szmatki, wyczyściłbym to!
— Mój drogi Poirot — zaśmiał się Hastings — nie jesteś służącą.
— Niestety, nie — zauważył smutno Poirot. - Jestem tylko detektywem!
- Tam na górze nie ma nic dla detektywa, więc zejdź na dół.
-Jak sam mówisz, nie ma nic… — zaczął Poirot, ale nagle przerwał; stała bardzo nieruchomo na krześle, przerażona.
- Co się stało? — zapytał niecierpliwie Hastings. — Zejdź na dół, Poirot. Carelli będzie tu za chwilę. Nie chcesz, żeby znalazł cię w takim stanie, prawda?
— Masz rację, przyjacielu — zgodził się Poirot, wstając powoli z krzesła. Jego twarz przybrała poważny wyraz.
- Dlaczego jest?
— Myślałem o czymś — powiedział Poirot, patrząc z roztargnieniem.
- O czym?
-Krótko, Hastings. Kurz, powiedział detektyw dziwnym głosem.
Drzwi się otworzyły i dr. Carelli wszedł do pokoju. Powitał Poirota z wielką uwagą, po czym każdy zwrócił się do drugiego w swoim własnym języku.
-Och proszę panaPoirot — powiedział uprzejmie Carelli. -Chcesz mnie przesłuchać!
-Tak, doktorze, takLeidozwolonyon odpowiedziałPoirot.-Ach,Leiparlajalski?
-Tak, ale wolę rozmawiać z tobąFrancuski.
-WIĘC- powiedziałCarelli-o co chcesz mnie zapytać?5
-aureola- wtrącił Hastings, lekko zirytowany. - Co to wszystko, do cholery, znaczy?
- Ach, zZapomniałem, że biedny Hastings nie jest poliglotą — uśmiechnął się Poirot. - Lepiej porozmawiajmy po angielsku.
– Oczywiście, wybacz mi – zgodził się Carelli. Zwracając się do Poirota, wyglądał na bardzo szczerego. - Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś,HerrPoirot, oznajmił. „Jeśli nie, sam poprosiłbym o wywiad”.
- Naprawdę? — powiedział Poirot, wskazując krzesło przy stole.
Carelli siedział tam, Poirot zajął jego miejsce, a Hastings rozsiadł się wygodniena kanapie.
– Tak – kontynuował włoski lekarz. - Mam teraz pilną sprawę w Londynie.
– Proszę kontynuować – zachęcił go detektyw.
- Oczywiście, że tak. Sytuacja była całkowicie zrozumiała zeszłej nocy. Skradziono cenny dokument. Byłem jedynym obcokrajowcem obecnym. Oczywiście byłem gotów zostać i poddać się rewizji z rozbieraniem, nawet nalegałem. Jako dżentelmen nie mogłem nic więcej zrobić.
— Zgadza się — zgodził się Poirot. - I dzisiaj?
„Dzisiaj jest inaczej” – odpowiedział Carelli. - Jak już powiedziałem, mam pilną sprawę w Londynie.
- A chcesz iść?
- Dokładnie.
— To wydaje się całkiem rozsądne — stwierdził Poirot. - Nie sądzisz, Hastings?
Hastings nie odpowiedział, ale najwyraźniej w to nie wierzył.
– Może byłoby właściwe, gdybyś szepnęła do siebie słowo.Amory'emu, monsieurPoirot, zasugerował Carelli. - Chcę uniknąć wszelkich niedogodności.
- Jestem tu, żeby Ci pomóclekarz— zapewnił go Poirot.
– A teraz czy mógłbyś odpowiedzieć mi na kilka pytań?
-Zświetna zabawa.
Detektyw zastanowił się przez chwilę, po czym zapytał:
- Długo się z nim przyjaźnisz?FrauŁucja Amory?
- Na bardzo długi czas. Carelli westchnął. - To była cudowna niespodzianka spotkać ją tak niespodziewanie w tym odległym miejscu.
- Mówisz - nieoczekiwane?
– Całkiem nieoczekiwanie – odparł Włoch, rzucając detektywowi przenikliwe spojrzenie.
— Całkiem nieoczekiwane — powtórzył Poirot. - I to wszystko! Atmosfera zrobiła się trochę napięta. Carelli spojrzał na niego
ostry, ale nic nie powiedział.
- Interesują Cię najnowsze odkrycia naukowe?
- Naturalnie. Jestem lekarzem.
- Oh! Ale to nie do końca się zgadza — zauważył Poirot. - Nowa szczepionka, nowy rodzaj promieniowania, nowy zarazek - to wszystko. Ale nowy materiał wybuchowy nie jest przedmiotem zainteresowania medycyny?
„Każdy powinien interesować się nauką” — nalegał Carelli.
- Symbolizuje zwycięstwo człowieka nad naturą. Człowiek pomimo jej silnego oporu wydziera tajemnice z natury.
Poirot skinął głową.
- To, co mówisz, jest naprawdę niesamowite! Czysta poezja! Ale, jak właśnie przypomniał mi mój przyjaciel Hastings, jestem tylko detektywem i patrzę na świat z bardziej praktycznej perspektywy. Odkrycie Sir Clauda jest warte mnóstwo pieniędzy, prawda?
– Być może – odrzekł od niechcenia Carelli. - Nie myślałem o tym.
– Najwyraźniej jesteś człowiekiem zasad – zauważył
Poirota-Atakże bogaty. Na przykład podróżowanie to drogie hobby.
– Człowiek powinien znać świat, w którym żyje – powiedział sucho Carelli.
— Zgadza się — zgodził się Poirot. - I ludzi, którzy w nim mieszkają. Niektórzy z nich są sędziami. Cóż za dziwna mentalność musi mieć złodziej!
– Masz rację – zgodził się Carelli. - Bardzo dziwny.
– I szantażysta – kontynuował detektyw.
- Co myślisz? — zapytał ostro lekarz.
— Powiedziałem szantażysta — powtórzył Poirot. Przez chwilę zapadła niezręczna cisza. - Ale odchodzimy od tematu - śmierć Sir ClaudaAmory'ego.
- Sir Clauds TodAmory'ego?Dlaczego powinniśmy o tym rozmawiać?
— Ach, oczywiście — przypomniał Poirot. - Jeszcze nie wiesz. Niestety, SirClaud nie zmarł na atak serca. Został otruty. Uważnie obserwował, jak zareaguje Carelli.
- Oh! Włoch chrząknął i skinął głową.
- Czy to nie jest dla ciebie niespodzianka?
– Niezupełnie – odparł Carelli. - Podejrzewałem to zeszłej nocy.
— Widzi pan zatem — ciągnął Poirot — że sprawa stała się poważniejsza. Nie będzie pan mógł dzisiaj wyjść z tego domu, doktorze. Carelli — dodał innym tonem.
Carelli pochylił się w stronę Poirota i zapytał:
– Łączysz śmierć SirClauda z kradzieżą wzoru?
– Oczywiście – odparł detektyw. - A Ty nie? Carelli mówił szybko i poważnie.
„Czy w tym domu nie ma Maniko, nikogo w tej rodzinie, kto chciałby śmierci SirClauda, nie mając absolutnie nic wspólnego ze Wzorem?” Co jego śmierć oznacza dla większości ludzi w tym domu? Ja powiem. oznacza wolność,HerrPoirota. Wolność i to, o czym przed chwilą wspomniałeś – pieniądze. Starzec był tyranem i skąpcem – i to nie tylko ze swojej stronyDobrze zrobiony.
- Oglądałeś to wszystko zeszłej nocy,Lekarz!— zapytał niewinnie Poirot.
- A jeśli tak, to co? Mruczę i widzę. Co najmniej trzy osoby w tym domu były zainteresowane pozbyciem się Sir Clauda. -Carelli
wstał i spojrzałna zegarze przy kominku. - Ale to mnie teraz nie dotyczy.
Hastings z zaciekawieniem pochylił się do przodu, gdy Carelli dodał:
„Martwię się, że nie będę mógł uczestniczyć w spotkaniu w Londynie.
- Przepraszam,lekarz— spytał Poirot — ale co mogę z tym zrobić?
– Więc już mnie nie potrzebujesz? — spytał Carelli.
- Jeszcze nie.
dr Carelli podszedł do drzwi.
- Powiem ci coś jeszcze,Herr— Poirot — powiedział, otwierając go i patrząc na detektywa. „Są pewne kobiety, z którymi nie można posunąć się za daleko – to niebezpieczne”.
Poirot ukłonił mu się uprzejmie; Carelli odwzajemnił ukłon, nieco cierpko, i wyszedł.
XII
Hastings przez kilka minut wpatrywał się w drzwi, przez które wyszedł Carelli.
— Posłuchaj, Poirot — odezwałem się w końcu — jak myślisz, co chciał przez to powiedzieć?
Poirot wzruszył ramionami.
– To była bezsensowna uwaga – odparł.
— Ale Poirot — upierał się Hastings — jestem pewien, że Carelli chciał ci coś powiedzieć.
- NalegałemZnowu senny dzwonek, Hastings. To była jedyna odpowiedź małego detektywa. Hastings zrobił, jak mu kazano, ale nie mógł powstrzymać się od pytania:
„Co teraz zrobisz?” Poirot odpowiedział tajemniczo:
- Zobaczysz, moja droga, cierpliwość to wielka cnota.
Tredwell wszedł do pokoju ze swoim zwykłym pełnym szacunku pytaniem:
- Podłącz, proszę pana?
Poirot uśmiechnął się do niego radośnie.
- Ach, Tedwell. Przywitaj się ode mnie z panną Caroline Amory i zapytaj ją, czy zechciałaby poświęcić kil dla mniegotować, dobrze?
- Oczywiście proszę pana.
- Dziękuję, Trewellu.
Kiedy kamerdyner odszedł, Hastings zawołał:
- Starsza pani jest w łóżku. Nie sądzę, żebyś ją stamtąd zabrał, jeśli nie czuje się dobrze.
- Mój przyjaciel Hastings wie wszystko! Więc jest w łóżku, tak?
- Cóż, czy się mylę?
Poirot czule poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Chciałbym wiedzieć.
— Jasne… — powiedział Hastings z wyrzutem. - Nie pamiętasz?RyszardAmory tak powiedział.
Detektyw przyjrzał mu się uważnie.
- Hastings, tutaj zginął człowiek. Jak reaguje jego rodzina? Kłamstwa, kłamstwa i jeszcze raz kłamstwa! DlaczegoFrauAmory chce, żebym poszedł? DlaczegoHerrAmory chce, żebym poszedł? Dlaczego nie chce, żebym zobaczyła się z jego ciotką? co ona może mi powiedzieć I dlaczego nie chce, żebym o tym wiedziała? Mówię ci, Hastings, tu jest dramat! Nie zwykłą, odrażającą zbrodnią, ale wstrząsającym ludzkim dramatem!
Wyglądało na to, że zamierza rozwinąć temat, ale panna Amory właśnie weszła do pokoju.
.—Panie Poirot- powiedziała i zamknęła drzwi. -Tredwell powiedział mi, że chcesz się ze mną zobaczyć.
- W rzeczy samej,Mademoiselle- powiedział detektyw i podszedł do niej. - Chcę tylko zadać ci kilka pytań. odpoczniesz Poprowadził ją do krzesła przy bocznym stoliku; Usiadła i spojrzała na niego nerwowo.
- Myślałem, że jesteś chory w łóżku? — ciągnął Poirot, siadając po drugiej stronie stołu i patrząc na nią z niepokojem.
- T– To był straszny szok – westchnęła Caroline Amory. -Bardzo przerażające! Ale jak zawsze powtarzam, trzeba zachować spokój. Słudzy są podekscytowani. Cóż – kontynuowała szybciej – wiesz, jacy oni są,HerrPoirota. Oni kochają pogrzeby! Przypuszczam, że woleliby ich odesłać. A ten kochany dr. Graham! Jest taki miły... taki uspokajający. Naprawdę mądry lekarz i oczywiście bardzo przywiązany do Barbary. Życzę tegoRyszardwydaje się, że go lubi, ale... co ja powiedziałem? O tak, dr. Grahama. jest taki młody W zeszłym roku wyleczył mnie z zapalenia nerwu. To nie jest tak, że często choruję. Myślę, że to pokolenie jest słabe. Zeszłej nocy biedna Łucja musiała wyjść z jadalni na kolację, bo źle się poczuła. Oczywiście biedne dziecko to kłębek nerwów, ale czego można się spodziewać po włoskiej krwi, która płynie w jej żyłach? Pamiętam, że tak samo było, gdy skradziono jej diamentowy naszyjnik...
Przerwała, żeby złapać oddech. Kiedy mówiła, Poirot wyjął papierośnicę i już miał zapalić papierosa, ale zmienił zdanie i wykorzystał przerwę, by zapytać:
- Skradziono diamentowy naszyjnikFrauamorki? Kiedy to było,Mademoiselle?
Twarz panny Amory była zamyślona.
-Chwileczkę, to musi być... tak, to było dwa miesiące temu - mniej więcej w tym samym czasie co wtedyRyszardPokłócił się z ojcem.
Poirot spojrzał na trzymanego w dłoni papierosa.
- Pozwolisz mi zapalić? - zapytał. Otrzymując w zamian uśmiech i wdzięczne skinienie głowy, wyjął z kieszeni pudełko zapałek, zapalił papierosa i spojrzał zachęcająco na pannę Amory. Kiedy milczała, detektyw wspominał:
- Myślę, że to powiedziałeśHerrAmory pokłócił się z ojcem.
- Och, to nic poważnego, to był tylko dług Richarda. Oczywiście wszyscy młodzi mężczyźni są zadłużeni! Chociaż Claude nigdy tak naprawdę nie był. Od najmłodszych lat poświęcał się nauce i oczywiście jego eksperymenty zaczęły kosztować dużo pieniędzy. Powtarzałem mu, że nie dał Richardowi wystarczająco dużo pieniędzy. Ale tak, jakieś dwa miesiące temu trochę się pokłócili; z tego powodu odmówił zgłoszenia tego na policję, a także z powodu zaginionego naszyjnika Łucji; To był bardzo niepokojący czas. Poza tym to kompletnie bez sensu! Nerwy, wszystkie nerwy!
„Jesteś pewien, że nie masz nic przeciwko wyznaczaniu trendów?”Mademoiselle?— zapytał Poirot z papierosem w dłoni.
— O nie, oczywiście, że nie — odparła panna Amory. - Myślę, że panowie powinni palić.
Dopiero teraz zauważPrzekonany, że papieros nie zapalił się prawidłowo, Poirot podniósł ze stołu pudełko zapałek.
– To musi być bardzo niezwykłe, żeby młoda i piękna kobieta tak spokojnie znosiła utratę swojej biżuterii? zapytał, ponownie zapalając papierosa i ostrożnie wkładając dwie spalone zapałki z powrotem do pudełka, które następnie włożył z powrotem do kieszeni.
- Tak, to dziwne. Tak to nazywam, zgodziła się panna Amory. - Niesamowicie dziwaczne! Wydawało się, że wcale jej to nie obchodzi. O Boże, gadam o rzeczach, które nie mogą cię interesowaćHerrPoirota.
Ale jestem tobą bardzo zainteresowanyMademoiselle– zapewnił ją detektyw. - Proszę mi powiedzieć, kiedy zeszłej nocyFrauAmory, czując się słabo, wyszedł z jadalni, poszedł na górę?
– O nie – powiedziała Karolina. - Weszła do tego pokoju. Posadziłem ją tutaj, nosof, potem wróciłem do jadalni i wpuściłem ją...
Firma Richarda. Wiesz, jak to jest z młodymi małżonkamiPanie Poirot!Młodzi mężczyźni nie są już tak romantyczni jak za moich czasów! O Boże! Pamiętam nazwisko młodego człowiekaAlojzy Jones.Graliśmy razem w krykieta. Co za głupi chłopiec! Ale znowu odbiegam od tematu. Rozmawialiśmy o Richardzie i Lucii. Tworzą cudowną parę, nie sądzisz, Poirot? Spotkał ją we Włoszech w listopadzie ubiegłego roku, nad włoskimi jeziorami. Miłość od pierwszego wejrzenia. Po tygodniu wzięli ślub, Łucja jest sierotą, nie miała nikogo na świecie. To bardzo smutne, chociaż czasami zastanawiam się, czy to nie było naprawdę błogosławieństwo. Gdyby miała wielu zagranicznych krewnych, byłoby to trochę uciążliwe, nie sądzisz? Wiesz, jacy są kosmici! Oni są... o! Zatrzymała się nagle, obróciła na krześle i spojrzała zakłopotana na Poirota. - Och, proszę, wybacz mi!
— Dobrze, dobrze — mruknął Poirot, rzucając Hastingsowi rozbawione spojrzenie.
- Byłam taka głupia - przeprosiła bardzo podekscytowana panna Amory. – Nie to miałem na myśli… oczywiście z tobą jest zupełnie inaczej.belgijskie lesbijki,jak mawialiśmy w czasie wojny.
— Nie martw się — powiedział Poirot. Po chwili kontynuował, jakby wzmianka o wojnie coś mu przypomniała. „Myślę, że… to znaczy, pomyślałem, że pudełko z lekarstwami na półce było pamiątką wojenną.” Wszyscy widzieliście to zeszłej nocy, prawda?
- Tak, oglądaliśmy.
- Dobra, jak to się stało?
Panna Amory zastanowiła się przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- Jak to się stało? O tak, pamiętam. Powiedziałem, że chcę trochę amoniaku i Barbara wzięła pudełko, potem weszli panowie i dr. Carelli śmiertelnie mnie przestraszył tym, co powiedział.
Hastings był bardzo zainteresowany obrotem, jaki przybrała rozmowa, i Poirot zachęcał Caroline, by kontynuowała.
– Masz na myśli to, co doktor Carelli powiedział o narkotykach? Zakładam, że dobrze się im przyjrzał?
— Tak — potwierdziła panna Amory. Trzymał fiolkę, coś o bardzo niewinnej nazwie - chyba bromek; Często cierpiałem na chorobę morską i powiedziałem, że może zabić dwunastu silnych mężczyzn!
- Bromek hioscyny? — zapytał Poirot.
- Słyszę?
- Czy dr. Carelli powiedział bromek hioscyny?
— Tak, tak, coś w tym rodzaju — wykrzyknęła panna Amory. - Jaki jesteś mądry! A potem Lucia odebrała mu to i powtórzyła to, co powiedział - o kamiennym śnie.Nienawidzę tej nowoczesnej neurotycznej poezji. Zawsze powtarzam, że od śmierci drogiego lorda Tennysona nikt nie napisał poezji o niczym...
— O Boże — mruknął Poirot.
- Słyszę? — spytała panna Amory.
– Ach, tak właśnie myślałem, drogi lordzie Tennysonie. Ale proszę kontynuować. Co się wtedy stało?
- Następnie?
- Opowiedziałeś nam o wydarzeniach ostatniej nocy. Tutaj w tym pokoju...
- Ach,tak, Barbara chciała puścić wyjątkowo wulgarną piosenkę. Mam na myśli gramofon. Na szczęście udało mi się temu zapobiec.
— Rozumiem — mruknął Poirot. „A ta mała buteleczka, którą trzymał lekarz – czy była pełna?”
- O tak - powiedziała bez zastanowienia panna Amory. - Bo cytując sen sen, powiedział, że wystarczy pół butelki tabletek. Caroline wstała i odeszła od stołu. -WieszHerrPoirot — ciągnęła, gdy detektyw podszedł do niej — nie lubię tego człowieka. Ten doktor Carelli. Jest w nim coś... nieszczerego... i jest taki odrażający... Oczywiście nie mogłam nic powiedzieć w obecności Lucii, skoro miał być jej chłopakiem, ale nie lubię go. Widzisz, Lucia jest taka ufna! Jestem pewien, że ten mężczyzna wkradł się w jej łaski w nadziei, że zostanie zaproszony do domu i będzie miał okazję ukraść wzór.
Poirot spojrzał radośnie na pannę Amory, po czym zapytał:
– Więc nie masz wątpliwości, że doktor Carelli ukradł formułę sir Clauda?
Panna Amory spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- LiebHerrPoirot! Ona płakała. - Kto inny mógłby to zrobić? Był jedynym obecnym obcokrajowcem. Oczywiście mój brat nie chciał pozwać gościa, więc dał mu możliwość zwrotu dokumentu. Myślę, że był bardzo delikatny. Naprawdę wyjątkowo delikatny!
— Możliwe — zgodził się taktownie Poirot, delikatnie obejmując ją ramieniem, ku jej wyraźnemu niezadowoleniu. - I teraz,Mademoiselle,Spróbuję przeprowadzić mały eksperyment, przy którym potrzebuję twojej współpracy. Cofnął ramię. - Gdzie siedziałeś ostatniej nocy, kiedy zgasły światła?
- Tam! — powiedziała panna Amory, wskazując na kanapę.
„Czy byłbyś tak miły i usiadł tam ponownie?” Caroline usiadła na kanapie.
- I teraz,Mademoiselle,Chcę, żebyś puścił wodze fantazji! Proszę zamknąć oczy.
Panna Amory zrobiła, jak jej kazano.
— To dobrze — kontynuował Poirot. A teraz wyobraź sobie, że to było zeszłej nocy. Jest ciemno. Nic nie widać, tylko słychać. Proszę się cofnąć.
Panna Amory wzięła jego słowa dosłownie i odwróciła się plecami do kanapy.
— Nie, nie — powiedział Poirot. „Chciałem powiedzieć, proszę, cofnij się w myślach. słyszysz? W porządku, proszę, wróć myślami do przeszłości. A teraz powiedz mi, co słyszysz w ciemności.
Panna Amory, zdumiona powagą detektywa, zrobiła wszystko, co w jej mocy, aby spełnić jego prośbę. Milczała przez chwilę, po czym zaczęła mówić powoli i powoli.z hamulcami:
- Słyszę, jak ktoś sapie. Ciężki, przerywany oddech. Potem dźwięk przewracającego się krzesła... i brzęk metalu...
- Jak ten? — spytał Poirot, wyjmując z kieszeni klucz i rzucając go na podłogę. Nie było żadnego dźwięku, a panna Amory, po odczekaniu kilku sekund, oświadczyła, że nic nie słyszała.
- Dobra, a co z tym? Poirot spróbował ponownie, podnosząc klucz z podłogi i rzucając go gwałtownie na stolik.
„Tak, to ten hałas, który słyszałem zeszłej nocy!” — wykrzyknęła panna Amory. - Dziwny!
- proszę kontynuuj,MademoisellePoirot zachęcał ją.
- Cóż, słyszałem krzyk LuciaPanie Claude. DOpotem rozległo się pukanie do drzwi.
- To wszystko? Jesteś pewny?
- Tak, myślę, że tak... och, chwileczkę! Na samym początku rozległ się dziwny dźwięk, jakby ktoś darł jedwabną tkaninę. Zakładam, że to była sukienka.
- O kim myślisz? — zapytał Poirot.
- Pewnie Łucja. To nie mogła być sukienka Barbary, bo siedziała obok mnieTutaj.
— Dziwne — mruknął Poirot w zamyśleniu.
— To naprawdę wszystko — podsumowała panna Amory. - Mogę już otworzyć oczy?
- Oh tak, oczywiścieMademoiselle.Kto nalewa kawę Sir Claude'owi? Ty?
- Nie. Lucy.
- Kiedy dokładnie to było?
„Prawdopodobnie zaraz po tym, jak rozmawialiśmy o tych okropnych narkotykach”.
– Czy pani Amory sama przyniosła kawę sir Claude’owi? Karolina zamyśliła się na chwilę.
– Nie… – powiedziała w końcu.
- NIE? — zapytał Poirot. - Więc kto to zrobił?
- Nie wiem... Nie jestem pewien... Chwileczkę. O tak, teraz sobie przypominam: filiżanka kawy Sir Clauda stała na stole obok Lucii. Pamiętam to, ponieważ pan Raynor chciał wnieść kawę SirClauda do gabinetu, ale Lucia go powstrzymała i powiedziała, że wziął złą filiżankę – co było bardzo nierozsądne, ponieważ obie filiżanki zawierały dokładnie tę samą kawę – czarną, bez cukru.
— Cóż — zauważył Poirot — toHerrRaynor przyniósł kawę Sir Claudowi?
- Tak... to znaczy myślę... nie, tak,Ryszardodebrał puchar od pana Raynora, bo Barbara chciała z nim zatańczyć.
- Oh!HerrWięc Amory przyniósł kawę ojcu.
— Tak, dokładnie tak się stało — potwierdziła panna Amory.
- Oh! wykrzyknął Poirot. - Powiedz mi, co pan Amory robił wcześniej? tańczył?
- O nie. Zamówił lek. Wiesz, włożył je z powrotem do pudełka.
- Rozumiem. Sir Claud pijący w swoim gabinecie?
„Myślę, że to on zaczął” — wspomina Caroline. „Ale wrócił tu z kubkiem w dłoni. Pamiętam, że narzekał na smak kawy, mówiąc, że jest gorzka. Ale zapewniam cięHerrPoirot, że to doskonała kawa. Specjalna mieszanka, którą osobiście zamówiłem w sklepie Army and Navy w Londynie. Musicie znać ten wspaniały dom
fracht naWiktoriaUlica. Jesttak dogodnie zlokalizowany niedaleko dworca kolejowego. Zawsze...
Zatrzymała się, gdy drzwi się otworzyły i wszedł Edward Raynor.
- Przeszkadzam Ci? - On zapytał. -Przepraszam. chciałem porozmawiaćPanie Poirotem,ale mogę przyjść później.
"Nie, nie," powiedział detektyw. "Skończyłem torturować tę biedną kobietę!"
Panna Amory wstała.
- Obawiam się, że nie przekazałam ci żadnych przydatnych informacji - przeprosiła, kierując się do drzwi.
Poirot wstał i minął ją.
- Dałeś mi dużo cenRzeczy,Mademoiselle.Może nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo – zapewnił Karolinę i otworzył jej drzwi.
XIII
Pożegnawszy się z panną Amory, Poirot zwrócił się do Edwarda Raynora.
- I teraz,HerrRaynor— powiedział, wskazując na fotel sekretarza — posłuchajmy, co masz mi do powiedzenia.
Raynor usiadł i spojrzał poważnie na detektywa.
"Pan. Amory właśnie poinformował mnie o przyczynie śmierci Sir Clauda. To niespotykaneHerr.
- Czy to było dla ciebie szokujące? — zapytał Poirot.
- Naturalnie. Nigdy bym się czegoś takiego nie domyślił. Poirot podszedł do Raynora i wręczył mu znaleziony klucz, uważnie obserwując jego reakcję.
Widziałeś już ten klucz?HerrRaynora? -On zapytał. Raynor ze zdziwieniem obrócił klucz w dłoni.
– Wygląda na klucz do sejfu sir Clauda – zauważył. - Ale słyszałem od pana RyszardaAmory'ego,że klucz SirClauda jest na łańcuszku. - Oddał go Poirotowi.
- Tak, to jest klucz do sejfuw gabinecie sir Clauda, ale tylko duplikat, powiedział detektyw, dodając powoli i dobitnie. - Duplikat, który leżał na podłodze obok krzesła, na którym siedziałeś zeszłej nocy.
Raynor spojrzał na Poirota bez zmieszania.
- Mylisz się, jeśli myślisz, że go upuściłem - powiedział. Poirot posłał mu pytające spojrzenie, po czym skinął głową z satysfakcją.
– Wierzę ci – powiedział, podchodząc energicznie do kanapy i siadając, zacierając ręce. - A teraz do pracy,HerrRaynora. Byłeś zaufanym sekretarzem Sir Clauda, prawda?
- Prawidłowy.
– Więc dużo wiedziałeś o jego pracy?
- Tak. Mam wykształcenie naukowe i czasami pomagałem mu w jego eksperymentach.
– Czy wiesz coś, co mogłoby rzucić nieco światła na tę niefortunną sprawę? — zapytał Poirot.
Raynor wyciągnął z kieszeni list.
— To wszystko, co mam — odparł, wstając, podchodząc do Poirota i wręczając mu list. „Jednym z moich zadań było otwieranie i porządkowanie korespondencji Sir Claude'a. Przyszedł dwa dni temu.
Poirot na zewnątrzGłos powiedział: „Wyhodowałeś żmiję w swoim łonie. Łono?” powtórzył, zwracając się do Hastingsa i czytając dalej: „Strzeż się Selmy Goetz i jej dzieci. Twój sekret się wydał. Podpisano „The Observer". Och, bardzo kolorowy i dramatyczny. Hastings, spodoba ci się — powiedział Poirot, wręczając list przyjacielowi.
– Czy mogę wiedzieć, kim jest ta Selma Goetz? — zapytał Edward Raynor.
Poirot usadowił się wygodnie na kanapie, złożył razem koniuszki palców i wyjaśnił:
Myślę, że mogę zaspokoić Twoją ciekawość.Herr.Selma Goetz była najsłynniejszym międzynarodowym szpiegiem, jakiego świat kiedykolwiek widział. Poza tym była bardzo piękną kobietą. Pracowała dla Włoch, Francji, Niemiec, a ostatnio chyba także dla Rosji.Tak, Selma Goetz była niezwykłą kobietą.
Raynor cofnął się o krok i zapytał krótko:
- Wojna?
— On nie żyje — powiedział Poirot. - Zmarła w Genui w listopadzie. Wziął list od Hastingsa, który zakłopotany potrząsnął głową.
- W takim razie ten list musi być prowokacją - wykrzyknął Raynor.
— Zastanawiam się — mruknął Poirot. - Tu jest napisane "Selma Goetz i jej dzieci". Selma Goetz miała córkęHerrRaynor, bardzo piękna dziewczyna. Po śmierci matki nikt już o niej nie słyszał. - Włożył list do kiscena
„Czy to możliwe, że…” zaczął Raynor.
- Tak? Czy chciałeś coś powiedzieć?Herr?Poirot zachęcał go.
Gdy detektyw się zbliżył, Raynor przemówił z zapałem:
- Włoska pokojówka pani Amory. Bardzo ładna dziewczyna, którą Lucia przywiozła z Włoch. ZwanyWiktoria Muzio.Czy to możliwe, że jest córką Selmy Götz?
— Ach, to jest pomysł — Poirot wydawał się być pod wrażeniem.
- Pozwól, że ją tu przyślę - zaoferował Raynor, przygotowując się do wyjścia.
Poirot wstał.
- Nie, nie, chwileczkę, przede wszystkim nie powinniśmy wzbudzać ich podejrzeń. Najpierw porozmawiam z tobąFrauamorki. Jestem pewien, że będzie mogła mi coś powiedzieć o tej dziewczynie.
- Może masz rację - zgodził się Raynor. - Zaraz dam ci znaćAmory.
Sekretarka wyszła z pokoju z miną człowieka zdeterminowanego, a Hastings podszedł do Poirota w wielkim podnieceniu.
- To wszystko, Poirocie! Carellii, spiskująca włoska pokojówka pracująca dla obcego mocarstwa, zgadzasz się?
Poirot spojrzał na przyjaciela, zamyślony.
- Poirot? Co o tym myślisz? Powiedziałem, że Carelli i pokojówka zdecydowanie współpracują.
– Ach, tak, spodziewałem się, że to powiesz, przyjacielu. Hastings poczuł się urażony.
- Okej, a ty?myślałeś? - zapytał z oburzeniem.
- Kilka pytań pozostaje bez odpowiedzi, moja droga. Dlaczego naszyjnik został skradziony dwa miesiące temuFrauamorki? Dlaczego nie chciała zgłosić tego na policję? Dlaczego...
Urwał, kiedy Lucia weszła do pokoju z torbą w ręku.
- Słyszałem, że chciałeś się ze mną zobaczyć,HerrPoirota. Zgadza się? Zapytała.
- Również,Frau.Chcę ci tylko zadać kilka pytań. Wskazał krzesło obok stołu. - Chcesz odpocząć?
Lucia usiadła, a Poirot zwrócił się do Hastingsa.
- Mój przyjaciel,Ogród za oknem jest piękny – zauważył, biorąc Hastingsa pod ramię i delikatnie popychając go w stronę okna balkonowego. Wyglądało na to, że Hastings nie chciał wyjść, ale detektyw był nieugięty. – Tak, przyjacielu. Godne podziwuNatura. Nigdy nie marnuj takich okazji.
Niechętnie Hastings w końcu dał się wypchnąć za drzwi. Było ciepło i słonecznie, więc postanowił skorzystać z okazji i dobrze przyjrzeć się Ogrodowi Amory. Przeszedł przez trawnik do ogrodzenia, za którym znajdował się bardzo ładny ogród.
Idąc wzdłuż ogrodzenia, Hastings usłyszał w pobliżu głosy; wkrótce zdał sobie sprawę, że byli to Barbara Amory i Dr. Grahama, przypuszczalnie w pozycji siedzącejtwarzą w twarzna ławce po drugiej stronie płotu. Mam nadzieję, że usłyszę coś, co może zainteresować Poirota na temat śmierciJestem Sir Clauda Amorylub wraz ze zniknięciem wzoru Hastings zatrzymywał się i słuchał.
„…oczywiście Richard uważa, że jego piękna młoda kuzynka zasługuje na kogoś lepszego niż jakikolwiek wiejski lekarz. Pewnie dlatego nie lubi naszych spotkań – powiedział Kenneth Graham.
- Och, wiem toRyszardmoże czasem zachowywać się jak stary palant i zachowywać się, jakby był dwa razy starszy od niego — odpowiedziała Barbara — ale nie powinieneś się tym martwić, Kenny. Nie zwracam na niego uwagi.
„Cóż, ja też nie”, powiedział dr. Grahama. „Ale posłuchaj, Barbaro, poprosiłem cię o spotkanie tutaj, ponieważ chciałem porozmawiać z tobą prywatnie, tak aby żaden z członków twojej rodziny nie usłyszał ani nie zobaczył. Przede wszystkim muszę ci powiedzieć, że twój wujek został wczoraj otruty - co do tego nie ma wątpliwości.
- O tak? — powiedziała od niechcenia Barbara.
- Nie wydajesz szaskoczony tą wiadomością.
- Och, może jestem zaskoczony. W końcu członek rodziny nie umiera codziennie, prawda? Ale muszę przyznać, że jego śmierć nie martwi mnie zbytnio. Właściwie jestem nawet zadowolony.
-Barbaro!
- Nie zaczynaj terazUdawaj zdziwionego, Kenny. Słyszałeś, jak wiele razy krytykowałem tego starego drania. Tak naprawdę nie dbał o nas wszystkich, dbał tylko o swoje brudne eksperymenty. Traktował Richarda bardzo źle i nie był szczególnie miły dla Łucji, kiedy przybyła z Włoch jako nowo poślubiona żona jego syna. A Lucia jest taka słodka, a ona i Richard tak dobrze do siebie pasują.
„Barbaro, kochanie, muszę cię o coś zapytać”. Obiecuję, że wszystko, co powiesz, zostanie między nami. Będę cię chronić, jeśli to konieczne. Ale powiedz mi, czy wiesz coś - cokolwiek - o okolicznościach śmierci twojego wujka? Czy masz powody
Nigh że na przykładRyszardbył tak zdesperowany z powodu swojej sytuacji finansowej, że mógł chcieć zabić swojego ojca, aby dostać to, co i tak ostatecznie odziedziczy?
- Nie zamierzam kontynuować tej rozmowy, Kenny. Myślałem, że zaprosiłeś mnie tutaj, żeby szeptać mi do ucha słodkie słówka, a teraz oskarżasz mojego kuzyna o morderstwo.
„Kochanie, nie winię Richarda za nic. Ale trzeba przyznać, że coś tu jest nie tak: wydaje się, że nie chce, by policja prowadziła śledztwo w sprawie śmierci jego ojca. Jakby bał się, co może z tego wyniknąć. Oczywiście nie mógł odwieść policji, ale dał do zrozumienia, że jest na nas zły za to, że nalegaliśmy na oficjalne śledztwo. A ja po prostu spełniałem swój obowiązek jako lekarz. Jak mogę wystawić akt zgonu stwierdzający, że SirClaud zmarł na zawał serca? Jezu Chryste, kiedy ostatni raz go sprawdzałem kilka tygodni temu, jego serce było w idealnym stanie.
- Kenny, nie chcę tego więcej słuchać. Wchodzę. Możesz sam znaleźć drogę powrotną przez ogród, prawda? Do zobaczenia później.
„Barbaro, chcę tylko…” Ale jej już nie było, a dr. Graham westchnął głęboko, prawie jęcząc. W tym momencie Hastings zdecydował, że lepiej będzie szybko wrócić do domu, tak aby nikt go nie widział.
XIV
Nie, dopóki Hastings nie będzie starszyW stronę ogrodu, wypchnięty przez Poirota, zmęczony detektyw zwrócił uwagę na Lucię Amory i najpierw zamknął szklane drzwi biblioteki. Lucia spojrzała z niepokojem na Poirota.
„Słyszałem, że chcesz mnie zapytać o moją pokojówkę,Panie Poirot.Tak mi powiedział pan Raynor. Ale to bardzo dobra dziewczyna, jestem pewien, że nie zrobiła nic złego.
-Frau— odparł Poirot. — To nie o twojej pokojówce chcę z tobą rozmawiać.
Łucja wyglądała na zaskoczoną.
„Ale pan Raynor powiedział…” zaczęła.
- Z jakiegoś powodu chciałem, żeby pan Raynor tak myślał - przerwał mi mały Belg.
- Okej, więc o co chodzi? - Lucia brzmiała teraz ostrożnie.
-Frau— powiedział Poirot. – Zrobiłeś mi wczoraj bardzo miły komplement. Wspomniałeś, że zdobyłem Twoje zaufanie od pierwszej chwili.
- A co z tym?
- Również,Frau,proszę zaufaj mi teraz!
- W jaki sposób?
Poirot spojrzał na nią poważnie.
Mają w sobie młodość, piękno, podziw, miłość - wszystko to, czego pragnie i pragnie każda kobieta.. Ale brakuje damyFrau- Spowiedniku! Proszę przyjąć kandydaturę papy Poirota na to stanowisko.
Lucia już miała coś powiedzieć, ale Poirot ją uprzedził.
- Proszę się dobrze zastanowić, zanim odmówi.Frau.Zostałem tu na twoją prośbę. Chciałem ci służyć Nadal jestem zadowolony z występu.
Łucja odpowiedziała z nagłym gniewem:
„Będziesz mi najlepiej służył, jeśli stąd odejdziesz,Herr.
-FrauPoirot ciągnął niezrażony: — Czy wiesz, że wezwano policję?
- policja? -Tak.
- Ale kto do niej zadzwonił? I dlaczego?
- dr Graham i inni lekarze, jego koledzy, odkryli, że Sir Claud Amory został otruty.
- Ah nie! NIE! tylko nie to! Lucia wyglądała na bardziej przestraszoną niż zaskoczoną.
- Tak. teraz widziszFrau,że masz bardzo mało czasu na wybranie najrozsądniejszego sposobu działania. Służę ci teraz Później może będę musiał wymierzyć sprawiedliwość.
Lucia spojrzała na Poirota badawczo, jakby zastanawiając się, czy może mu ufać. W końcu zapytała drżącym głosem:
„Co mam zrobić?” Poirot usiadł naprzeciw niej.
- A kobieta? powiedział jakby do siebie, po czym zwrócił się do Łucji i delikatnie zasugerował: „Dlaczego po prostu nie powiesz mi prawdy,Frau?
Łucja nic nie powiedziała. W końcu wyciągnęła ręce i zaczęła:
„Ja… ja…” Urwała niezdecydowanie, po czym powiedziała surowo: „Naprawdę,HerrPoirot, nie rozumiem cię.
Poirot spojrzał na nią uważnie.
- Oh! Otóż to. Przepraszam.
Łucja odzyskała nieco spokój i powiedziała chłodno:
„Jeśli powiesz mi, czego ode mnie chcesz, odpowiem na wszystkie twoje pytania”.
- I to wszystko! — zawołał mały detektyw. — Chcesz przechytrzyć Herkulesa Poirota, prawda? Doskonały. Proszę jednak zachować ostrożnośćFrau,abyśmy odkryli prawdę. - Uderzył w stół. - Ale w mniej przyjemny sposób.
– Nie mam nic do ukrycia – powiedziała wyzywająco.
Poirot wyjął z kieszeni list, który dostał od Edwarda Raynora, i wręczył go Lucii.
- Kilka dni temu, sir Clauzachował tę anonimowość, poinformował ją. Lucia spojrzała na list niewzruszona.
- No i co z tego? powiedziała i oddała go detektywowi.
„Czy kiedykolwiek słyszałeś nazwisko Selmy Goetz?”
- Nigdy! Kim on jest?
— Zmarła… w listopadzie… w Genui — wyjaśnił Poirot.
- Naprawdę?
– Może ją tam spotkałeś – zauważył, chowając list z powrotem do kieszeni. - Właściwie jestem o tym przekonany.
– Nigdy w życiu nie byłam w Genui – upierała się stanowczo Lucia.
- A jeśli ktoś potwierdzi, że cię tam widział?
— To byłoby… niewłaściwe — upierał się Poirot.
- I słyszałemFrau,że poznałaś swojego męża w Genui.
- JeśliRyszardCzy on to powiedział? Jak głupio! Poznaliśmy się w Mediolanie.
- Więc ta kobieta, z którą byłeś w Genui... - Lucia przerwała mu ze złością.
- Mówię ci, nigdy nie byłem w Genui!
— Ach, przepraszam! — wykrzyknął Poirot. - Oczywiście, że właśnie to powiedziałeś. Ale dziwne!
- Co jest osobliwe?
Poirot zamknął oczy i odchylił się w fotelu.
- Opowiem ci historię,Frau- powiedział i wyjął zeszyt z kieszeni. - Mam przyjaciela, który pracuje jako fotograf dla niektórych londyńskich magazynów. Jak mówisz, robi zdjęcia hrabinom i innym modnym damom kąpiącym się na Lido. taki. Poirot przekartkował strony swojego notatnika, po czym kontynuował: — W listopadzie zeszłego roku mój przyjaciel był w Genui i rozpoznał pewną sławną damę.Dzieckosłynny francuski dyplomata. ludzie mówiąto, ale jej to nie obchodziło, bo skłonny dyplomata też mówił, a tego właśnie chciała. Rozumiesz, był bardziej zakochany niż dyskretny… Poirot urwał niewinnie. - mam nadzieję, że cię nie zanudzę,Frau?
- Nie, ale właściwie wiem, o czym jest ta historia. Detektyw przejrzał notatnik i kontynuował:
Wkrótce się przekonasz, zapewniam cię.Frau.Mein
Znajomy pokazał mi zdjęcie, które zrobił. Przyznaliśmy, że baronową jest de GiersBardzo ładna kobieta, \Wcale nas nie zaskoczyło zachowanie dyplomaty.
- To wszystko?
-Nie, proszę pani.Widzisz, ta pani nie była sama. Została sfotografowana, jak spacerowała z córką, a ta córka,Frau,miała bardzo piękną twarz, której nigdy się nie zapomina.
Poirot wstał, ukłonił się tak szarmancko, jak tylko mógł, i zamknął notatnik.
„Oczywiście rozpoznałem tę twarz, gdy tylko tu przyjechałem.
Lucia spojrzała na Poirota i wzięła głęboki wdech.
- Oh! wykrzyknęła. Ale po chwili odzyskała panowanie nad sobą i roześmiała się.
- KochanieHerrPoirot, co za dziwaczny błąd. Teraz rozumiem, dlaczego zadałeś mi te wszystkie pytania. Bardzo dobrze pamiętam baronową de Giers i jej córkę. Moja córka jest raczej nieciekawą osobą, ale moja mama mnie zafascynowała. Byłem w niej zakochany i często chodziliśmy razem na spacery. Wydawała się trochę rozbawiona moim oddaniem i bez wątpienia zaszło nieporozumienie, że ktoś myślał, że jestem córką tej kobiety. Łucja pogłębiławfoftel.
Poirot powoli skinął głową ze zrozumieniem, a Lucia odetchnęła z wyraźną ulgą. Potem detektyw szybko pochylił się do niej przez stół i zauważył:
- A ja myślałem, że nigdy nie byłeś w Genui. Lucia sapnęła i obserwowała Poirota
wkłada notatnik z powrotem do kieszeni marynarki.
– Nie masz żadnych zdjęć – powiedziała. Było to w połowie pytanie, w połowie stwierdzenie.
— Nie — przyznał Poirot. - Nie mam żadnych zdjęćFrau.Znałem nazwisko, którego Selma Goetz używała w Genui. Szareszta - mój przyjaciel i jego zdjęcie - to mój niewinny wynalazek!
Lucia podskoczyła, jej oczy płonęły gniewem.
- Zastawiłeś na mnie pułapkę! Krzyknęła gniewnie. Poirot wzruszył ramionami.
- Również,Frau- potwierdził - Niestety nie miałem wyboru.
– Co to wszystko ma wspólnego ze śmiercią sir Clauda? Lucia wymamrotała do siebie i rozejrzała się w panice po pokoju.
Poirot przybrał obojętny ton i zamiast odpowiedzieć, zadał kolejne pytaniedh.
-Frauzapytał, strzepując wyimaginowanego ku^zu ze swojej kurtki, „Czy to prawda, że niedawno zgubiłeś drogocenny diamentowy naszyjnik?”
Lucia posłała mu nienawistne spojrzenie.
- Znowu - wycedziła przez zaciśnięte zęby - co to ma wspólnego ze śmiercią Sir Clauda?
Poirot dobierał słowa powoli i ostrożnie.
- Najpierw skradziony naszyjnik - potem skradziony wzór. Oba mogą przynieść dużo pieniędzy.
- Co myślisz? Łucja zakrztusiła się.
- Prosiłbym o odpowiedź na następujące pytanie. Ile zrobił dr. Carelli tym razem?
Odwróciła się do grubasa.
- Ja... ja... nie odpowiem już na żadne pytania - wyszeptała.
- Czy byłeś przestraszony? zapytał detektyw i podszedł do niej. Lucia znów na niego spojrzała i wyzywająco odrzuciła głowę do tyłu.
„Nie”, odpowiedziała, „nie boję się. Po prostu nie wiem, o czym mówisz! dlaczego dr Carelli prosi mnie o pieniądze?
— Szantażował cię — powiedział Poirot. - Twój mążRyszardpochodziz dumnej rodziny i na pewno nie chciałeś, żeby wiedzieli, że jesteś... córką Selmy Goetz!
Lucia przez chwilę wpatrywała się w Poirota w milczeniu, po czym przykucnęła, opadając na krzesło i zakrywając twarz dłońmi. Minęła co najmniej minuta, zanim westchnęła i podniosła wzrok
- JeśliRyszardwiedza? — zapytała cicho.
- Nadalnie pani— powiedział powoli Poirot. Łucja zaczęła rozpaczliwie błagać:
- Nie mów muHerrPoirot! Proszę, nie mów mi! Jest taki dumny ze swojego imienia, tak wrażliwy na punkcie honoru! To było podłe z mojej strony, że go poślubiłam! Ale byłam taka nieszczęśliwa. Nienawidziłem tego życia, tego okropnego życia, które musiałem wieść z matką. Odebrałem to jako upokorzenie. Ale co mogłem zrobić? A potem, kiedy zmarła moja matka, w końcu byłem wolny! Mogłem być szczery, mogłem uciec od życia pełnego kłamstw i intryg. Spotkałem Richarda.
To największa rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przytrafiła.Ryszardstał się częścią mojego życia. Kochałam go, a on chciał się ze mną ożenić, jak mam mu powiedzieć, kim jestem? Dlaczego mam mu mówić?
— A potem — zachęcał ją łagodnie Poirot — Carelli rozpoznał cię gdzieś w firmiePan Amory'egoi zaczął szantażować?
– Tak, ale nie miałam pieniędzy – wydyszała Lucia.
- Sprzedałem naszyjnik i zapłaciłem mu. Myślałem, że na tym się skończy. Ale pojawił się tu wczoraj. Słyszał o formule, którą odkrył SirClaud.
– Chciał, żebyś go dla niego ukradła? Lucy westchnęła.
-Więc.
- I zrobiłeś to? — zapytał Poirot, podchodząc bliżej.
– Nie uwierzysz mi… teraz – wyszeptała Lucia, smutno kręcąc głową.
Poirot spojrzał ze współczuciem na piękną młodą kobietę.
– Tak, moje dziecko – zapewnił ją. - Nadal ci wierzę. Miej odwagę i zaufaj papieżowi Poirotowi, tak? Po prostu powiedz mi prawdę, proszę: czy wziąłeś wzór Sir Clauda?
- Nie, naprawdę nie! — zażartowała Łucja. Ale to prawda, taki był mój zamiar. Carelli zrobił klucz do sejfu Sir Clauda z formy, którą wziąłem.
Poirot wyciągnął z kieszeni klucz i zapytał:
- Czy to ten?
- Tak, to było bardzo proste, Carelli dał mi ten klucz. Byłem w gabinecie i próbowałem otworzyć sejf, kiedy wszedł sir Claud i mnie złapał. To prawda, przysięgam!
- Wierzę ciFrau— powiedział Poirot. Schował klucz z powrotem do kieszeni i usiadł na krześle, dotykając opuszkami palców i myśląc przez chwilę. - A jednak chętnie zgodziłeś się na plan Sir Clauda, by wyłączyć wszystkie światła w bibliotece, prawda?
„Nie chciałam przechodzić rewizji osobistej” — wyjaśniła Lucia.
„Carelli wysłał mi SMS-a z kluczem i miałem go przy sobie.
- Co z tym zrobiłeś? — zapytał Poirot.
- Kiedy zgasło światło, rzuciłem klucz najdalej jak mogłem. Tam. Wskazała na krzesło, na którym Edward Raynor siedział poprzedniej nocy.
— A ten list, który dała pani Carelli? — zapytał Poirot.
„Nie wiedziałam, co z tym zrobić.” Lucia wstała i podeszła do stołu. Więc wsunąłem go między strony książki. Wzięła ze stołu książkę i zaczęła ją przeglądać. – Tak, nadal tam jest – oznajmiła, biorąc kawałek papieru. - Chcesz przeczytać?
-nie panijest twój, powiedział Poirot.
Lucia usiadła przy stole, podarła list na małe kawałki, a następnie włożyła je do torebki. Poirot obserwował ją, a potem zapytał:
- Jeszcze jedna rzecz,Frau.Czy przypadkiem nie podarłaś swojej sukienki zeszłej nocy?
- I? NIE! - Lucybyć zaskoczonym.
„Czy słyszałeś odgłos łez w materiale podczas tych kilku chwil ciemności?”
Łucja zastanawiała się przez kilka sekund. Potem powiedziała:
- Tak, teraz, kiedy o tym wspomniałeś, wydaje mi się, że to słyszałem. Ale to nie była moja sukienka. To musiała być suknia panny Amory albo Barbary.
— Cóż, tym się nie przejmujemy — powiedział obojętnie Poirot. Ale teraz przechodzimy do następnego przypadku. Kto nalał Claude'owi kawę zeszłej nocy?
-Tak.
– I położyłeś to na tym stoliku obok filiżanki? -Tak.
Poirot wstał, nachylił się nad stołem do Lucii i zapytał nagle:
- W którym kubku umieściłeś hioscynę? Łucja spojrzała na niego z przerażeniem.
- Skąd możesz wiedzieć? sapnęła.
„Moim zadaniem jest rozumienie rzeczy. Który kubekFrau?
Lucy seufzte.
- Do mojego.
- Dlaczego?
- Ponieważ chciałem... Chciałem umrzeć.Ryszardpodejrzewał, że coś się dzieje między mną a Carellim - że mamy romans. Nie może być dalej od prawdy. Nienawidziłem Carellego! Teraz też go nienawidzę. Ale ponieważ nie mogłam zdobyć dla niego próbki, byłam pewna, że przekaże mnie Richardowi. było samobójstwem
jakiekolwiek wyjście - jedyne wyjście. Szybki, twardy sen... bez przebudzenia, powiedział.
- Kto Ci to powiedział?
- Doktor Carelli.
— Zaczynam rozumieć… zaczynam rozumieć — mruknął Poirot. Wskazał kubek na stole. - Więc to jest twój kubek? pełne, nietknięte?
-Więc.
- Dlaczego zmieniłeś zdanie i nie piłeś kawy?
- Przyszedł do mnieRyszard.Powiedział, że mnie stąd wyciągnie
- za granicą - i że jakoś dostanie na to pieniądze. Znowu dał mi nadzieję.
- Teraz proszę, słuchaj uważnie,Frau— powiedział poważnie Poirot. - Dziś rano dr. Grahamowi kubek, który stał przy krześle Sir Clauda.
-Więc?
- Jestem pewien, że jego koledzy nic w nim nie znajdą, poza fusami z kawy na podłodze... Zamilkł.
Nie patrząc na niego, Łucja odpowiedziała:
- Ach, oczywiście.
- Zgadza się, prawda? Poirot nalegał.
Lucia patrzyła prosto przed siebie, nie odpowiadając. Potem spojrzała na detektywa i wykrzyknęła:
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? Przerażasz mnie!
— Powiedziałem — powtórzył Poirot — że zabrali filiżankę, którą znaleźli dziś rano przy krześle sir Clauda. Załóżmy, że zabrali kubek, który był obok jego krzesła zeszłej nocy.
Podszedł do stolika przy drzwiach i wziął z dzbanka filiżankę kawy. - Przypuśćmy, że zabrali ten puchar!
Lucia szybko wstała i zakryła twarz dłońmi.
- Bóg wie! Westchnęła, a Poirot przysunął się do niej bliżej.
-Frau!— powiedział surowo. „Zbadaj ten kielich, jeśli jeszcze tego nie zrobili, i nic nie znajdą”. Ale ostatniej nocy wlałem kilka kropel z prawej zlewki do probówki. Co byś powiedział, gdybym jej powiedział, że w filiżance Sir Clauda jest hioscyna?
Lucia była wstrząśnięta, zachwiała się, ale szybko doszła do siebie. Milczała przez chwilę, po czym szepnęła:
- Masz rację. Całkowita racja. zabiłem go - Nagle głośno -
krzyknęła: „Zabiłam go!” Wrzuciłam hioscynę do jego kubka.
Podchodząc do stołu, wzięła pełną filiżankę kawy. - To tylko... kawa.
Uniosła go do ust, ale Poirot rzucił się do przodu i zakrył jej usta dłonią.Wpatrywali się w siebie przez chwilę, po czym Lucia wybuchnęła płaczem. Poirot podniósł filiżankę i odstawił ją.
-Frau!płakał.
- Dlaczego mnie powstrzymałeś? Łucja wymamrotała.
-Frau,Świat jest bardzo piękny. Dlaczego chcesz go zostawić?
- Ja... o! Opadła na kanapę, szlochając z rozpaczy. Poirot przemówił miękkim, ciepłym głosem:
- Powiedziałeś mi prawdę. Dodałeś Hioscynę do swojego kubka. Wierzę. Ale w tym drugim kubku była też hioscyna. Teraz jeszcze raz proszę cię, żebyś był ze mną szczery. Kto włożył hioscynę do kubka Sir Clauda?
Lucia wpatrywała się w Poirota z przerażeniem.
- Nie, nie, mylisz się. on nie. zabiłem go
– krzyknęła histerycznie.
- Kto nie„Kogo ukrywasz?Frau?Powiedz mi, zażądał Poirot.
– On tego nie zrobił, mówię ci – szlochała Lucia. Rozległo się pukanie do drzwi.
– To na pewno policja – powiedział. - Nie zostało nam dużo czasu. Złożę ci dwie obietniceFrau.ObEtnica numer jeden: Uratuję cię...
- Ale ja go zabiłem, mówię ci! Łucja prawie krzyknęła.
— Obietnica numer dwa — ciągnął beztrosko Poirot — uratuję twojego człowieka!
- Oh! szepnęła i spojrzała na niego z konsternacją.
Tredwell wszedł do pokoju, zwrócił się do Poirota i oznajmił:
- Inspektor Tak ze Scotland Yardu.
XV
Piętnaście minut później inspektor Japp w towarzystwie młodego posterunkowego Johnsona zakończył pierwszą inspekcję salonu. Japp, krzepki, energiczny mężczyzna w średnim wieku, krępy i o jasnej karnacji, rozmawiał z Poirotem i Hastingsem, którzy powrócili z wygnania w ogrodzie.
— Tak — powiedział Japp do konstabla — panie. Poirot i ja zaczęliśmy dawno temu, słyszeliście, jak o nim mówiłem wiele razy. Kiedy pracowaliśmy razem, był jeszcze w belgijskiej policji. Tak było w przypadku fałszerza Abercrombiego, prawda, Poirot? Namierzyliśmy go w Brukseli. Ach, to były czasy. A pamiętasz „Barona” Altarę? Co to był za odrzutowiec! Przechytrzył połowę policji w Europie. Ale udało nam się go złapać w Antwerpii – dzięki panu Poirotowi. Japp zwrócił się do detektywa. — A potem znowu spotkaliśmy cię w tym kraju, prawda, Poirot? – Do tego czasu oczywiście byłeś już na emeryturzePrzełaz,Pamiętasz? Ostatni raz pracowaliśmy razem jakieś dwa lata temu, prawda? Przypadek włoskiego szlachcica w Londynie. Miło cię znowu widzieć, Poirot. Prawie spadłem z nóg, wchodząc kilka minut temu i widząc twoją dziwną, starą twarz.
- Moje usta? — zdziwił się Poirot. Nadal miał problemy ze zrozumieniem potocznego języka angielskiego.
„Mam na myśli twoją twarz, człowieku," wyjaśnił Japp z szerokim uśmiechem. „Dobra, popracujemy nad tym razem?"
Poirot uśmiechnął się.
„Dobry Japp, znasz moje małe słabości!
- Jesteś tajemniczym gościem, prawda? — zauważył Japp, klepiąc Poirota po ramieniu. – Pani Amory, z którą rozmawiałeś, kiedy tu przyszłaś…
To znaczy, jest bardzo ładna, żona RichardaAmory'ego,Założę się, że dobrze się bawiłeś stary byku!
Inspektor roześmiał się nieco szorstko i usiadł na krześle przy stole.
– W każdym razie – kontynuował – ta sprawa idealnie do ciebie pasuje. To satysfakcjonujące dla komórek mózgowych. Nie lubię przypadków zatruć. Nie ma na czym się opierać. Dowiedz się, co jedli i pili, kto tego dotykał, a nawet kto na nim oddychał! Ale mam wrażenie, że dr. Graham jest tego pewien. Twierdzi, że narkotyk musiał zostać dodany do kawy. Według niego tak duża dawka zadziałałaby niemal natychmiast. Oczywiście nie dowiemy się tego na pewno, dopóki nie otrzymamy raportu analityka, ale mamy już dość materiału, na którym można się oprzeć. — Wstał z krzesła.
- Cóż, skończyłem z tym pokojem - powiedział. – Lepiej zamienię kilka słów z panem Richardem Amory, a potem zobaczę się z tym doktorem Carellim. Wygląda na to, że to jest mężczyzna, którego szukamy. Ale niczego nie można przewidzieć, jak zawsze powtarzam, niczego nie można przewidzieć. - Podszedł do drzwi.
- Idziesz, Poirot?
— Oczywiście, że pójdę z tobą — powiedział Poirot, podchodząc do niego.
— Bez wątpienia kapitan Hastings też — roześmiał się Japp. — Śledzi cię cień, prawda, Poirot?
Detektyw posłał przyjacielowi znaczące spojrzenie.
– Może mimo wszystko Hastings wolałby tu zostać – zauważył. Hastings zrozumiał jego aluzję i odpowiedział:
- Tak, tak, chyba tu zostanę.
- NIECóż, jeśli wolisz, powiedział zaskoczony Japp. Poszli z Poirotem, a za nimi młody policjant; Po chwili drzwi balkonowe otworzyły się i pojawiła się Barbara Amory w różowej bluzce i jasnych marynarskich spodniach.
- Ale du pan IŚw moja droga! Kto właśnie spadł nam na głowy? — zapytał Hastings, siadając na kanapie. - Policja?
– Tak – odparł Hastings, siadając obok niej. - Inspektor Japp ze Scotland Yardu. Poszedłem teraz do twojego kuzyna, żeby zadać mu kilka pytań.
– Myślisz, że on też będzie chciał ze mną rozmawiać?
-Kichać.Ale nawet gdyby tak było, nie ma powodu do zmartwień, zapewnił Hastings.
– Och, nie martwię się – odparła Barbara. - To naprawdę niesamowita rzecz! Kusi mnie, aby trochę go pokolorować, aby dodać trochę polotu. Uwielbiam sensacje, prawda?
Zakłopotanie wojenne Hastingsa.
- Ja... naprawdę nie wiem. Nie, chyba nie lubię sensacji. Barbara Amory spojrzała na niego wesoło.
– Fascynujesz mnie – powiedziała. - Gdzie byłeś przez całe życie?
- No cóż, kilkanaście lat spędziłem w Ameryce Południowej.
- Wiedziałem! wykrzyknęła Barbaro. Zrobiła przyłbicę z rękami na oczach. - Otwarte, szerokie przestrzenie. Dlatego jesteś tak uroczo staromodny.
Hastpoczuł się urażony.
— Przepraszam — powiedział chłodno.
„Och, ale ja to uwielbiam” – pospiesznie wyjaśniła Barbara. - Myślę, że jesteś kochany, naprawdę kochany.
– Co dokładnie masz na myśli, mówiąc „staroświecki”?
– Cóż – powiedziała – jestem pewna, że wierzysz w różne nudne rzeczy, takie jak przyzwoitość, mówienie prawdy, kiedy można kłamać, i udawanie dobrej miny w dobrej grze.
– Raczej tak – potwierdził Hastings, nieco zaskoczony. - A Ty nie?
- Ja? NNa przykład, czy oczekujesz, że będę się zachowywał, jakbym martwił się śmiercią wujka Claude'a?
- Nie? Hastings wyglądał na zszokowanego.
- Mój Boże! wykrzyknęła Barbaro. Wstała i usiadła na skraju ławki. „Dla mnie to największa rzecz, jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła”. Nie masz pojęcia, jakim był zrzędą. Nie wiesz, jak nas wszystkich upokorzył! Przerwała, podekscytowanie nie pozwalało jej kontynuować.
Hastings zaczął niespokojnie:
„Ja… ja… wolałbym, żebyś nie…”, ale Barbara mu przerwała.
- Nie lubisz szczerości? Zapytała. „Spodziewałem się, że będziesz taki. Wolałbyś, żebym zamiast tego założył żałobne ubranie i powiedział cicho: „Biedny wujek Claud! Był dla nas taki dobry”.
- Chodź, Barbaro! wykrzyknął HastingS.
– Och, nie musisz udawać – kontynuowała. „Wiem, że gdybym znał cię lepiej, byłbyś tą osobą”. Ale myślę, że życie jest za krótkie na te wszystkie kłamstwa i pozory. StryjClaud wcale nie był dla nas dobry. Jestem pewien, że w głębi serca wszyscy cieszymy się, że nie żyje. Tak, nawet ciocia Caroline. Biedne dziecko, musiała to znosić dłużej niż ktokolwiek inny.
Barbara nagle się uspokoiła, kiedy znów się odezwała, jej ton był łagodniejszy.
- Wiesz, myślałem o tym. Z naukowego punktu widzenia ciocia Caroline mogła otruć wujka Claude'a. Ten atak serca zeszłej nocy był naprawdę podejrzany. Nie sądzę, żeby to był zawał serca. Można śmiało założyć, że ciocia Karolina, zmuszona latami tłumić swoje uczucia, rozwinęła w sobie potężny kompleks...
— Teoretycznie jest to możliwe — powiedział ostrożnie Hastings.
—. – Swoją drogą, ciekawe, kto ukradł wzór – ciągnęła Barbara. „Wszyscy mówią, że to Włoch, ale osobiście podejrzewam Tredwella”.
- sługa? Mój Boże, dlaczego?
- Bo nie wszedł do biura! Hastings był zdumiony.
- A więc...
„Pod pewnymi względami jestem bardzo konwencjonalna” — powiedziała Barbara. „Uczono mnie podejrzewać najbardziej nieprawdopodobną osobę”. W najlepszych kryminałach to zawsze działa. ATredwell jest z pewnością najbardziej nieprawdopodobną osobą.
– Może z wyjątkiem ciebie – zasugerował Hastings ze śmiechem.
- OKach, ja! Barbara uśmiechnęła się niepewnie, wstała i odeszła od niego. – Jakie to dziwne… – szepnęła do siebie.
- Co jest osobliwe? — zapytał Hastings, wstając.
- Coś o czym właśnie myślałem. Chodźmy do ogrodu. nienawidzę tego pokoju Podeszła do francuskiego okna.
„Niestety muszę tu zostać” – powiedział Hastings.
- Dlaczego?
- Nie mogę opuścić tego pokoju.
„Wiesz,” powiedziała Barbara, „wygląda na to, że masz kompleks na punkcie tego pokoju. Pamiętasz zeszłą noc?” Wszyscy byliśmy tutaj, całkowicie zdruzgotani zniknięciem wzoru, a ty wszedłeś i cudownie rozładowałeś napięcie, mówiąc, jakby nic się nie stało, „Co za piękny pokój, panie Amory”. taki zabawny, kiedy oboje nie był wyższy niż 160 centymetrów, ale nosił się z wielką godnością, Apan był taki, taki przyjacielski.
— Muszę przyznać, że Poirot wydaje się dość dziwny przy pierwszym spotkaniu — zgodził się Hastings. Ponadto zawiera wiele małych błędów. Na przykład ma bzika na punkcie porządku. Jeśli widzi przekrzywioną ozdobę, drobinkę kurzu, czy choćby lekki nieład w czyimś ubraniu, jest to dla niego męka nie do zniesienia.
- Jesteś pracownikiemanielski kontrast – powiedziała Barbara ze śmiechem.
— Poirot ma specjalną metodę śledczą — kontynuował Hastings. - Porządek i metoda to dla niego najwyższe wartości. Gardzi fizycznymi dowodami, takimi jak ślady stóp i popiół z papierosa, wiesz, co mam na myśli. Twierdzi, że gdyby detektyw polegał tylko na nim, nigdy nie byłby w stanie rozwiązać zagadki. Prawdziwa praca, powtarza, jest wykonywana od wewnątrz. Potem klepie swoją jajowatą główkę i z satysfakcją zauważa: „Małe szare komórki – pamiętaj o nich zawsze,Mój przyjaciel".
– Och, jest cudowny – wyjaśniła Barbara. - Ale nie tak uroczo jak ty ze swoim "Co za ładny pokój!"
— Ale to rzeczywiście przyjemny pokój — upierał się Hastings, coś, co Mrpoirytowany.
- Osobiście się z tobą nie zgadzam. Wzięła go za rękę i próbowała pociągnąć do otwartych francuskich drzwi. - W każdym razie, wystarczająco się już nacieszyłeś. chodźmy.
– Nie rozumiesz – powiedział Hastings, odsuwając rękę. - ObiecałamPoirota.
- ObiecałeśHerrPoirota za to, że nie opuścił tego pokoju? Ale dlaczego? — spytała powoli Barbara.
- Nie mogę tego powiedzieć.
- Oh! Przez chwilę milczała, po czym zmieniła taktykę. Pojawiła się za Hastingsem i zaczęła recytować majestatycznym, dramatycznym głosem: „Na płonącym pokładzie stał chłopiec…”
- Słyszę?
„Dokąd wszyscy oprócz niego uciekli?” I co, proszę pana?
– Po prostu cię nie rozumiem – powiedział desperacko Hastings.
- Dlaczego miałbyś mnie zrozumieć? Och, jesteś naprawdę uroczy. Barbara wzięła go za ramię. - Chodź i daj się uwieść, wiesz, myślę, że jesteś naprawdę cudowna.
- Masz mnie.
- Zupełnie nie. mam bzika na punkcie tego Są przedwojenne w najlepszym tego słowa znaczeniu.
mieć ten czasPozwoliła jej dowlec się do francuskich drzwi.
- Jesteś wyjątkową osobą - powiedział. „Zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny, które kiedykolwiek spotkałem”.
- Cieszę się, że ze mną rozmawiasz. To bardzo dobry znak, powiedziała Barbara; Stal Nownapnaprzeciw siebie, w otwartych drzwiach.
- Dobry znak?
- Tak, to daje dziewczynie nadzieję.
Hastings zarumienił się, a Barbara zaśmiała się lekko, ciągnąc go do ogrodu.
XVI
Po wyjściu Barbary i Hastingsa biblioteka nie była pusta dłużej niż przez kilka chwil. Wtedy drzwi od korytarza otworzyły się i weszła panna Amory z koszykiem dzianin. Podeszła do sofy, postawiła tam koszyk, uklękła i zaczęła czegoś szukać. W międzyczasie dr. Drugimi drzwiami wszedł Carelli z kapeluszem i małą walizką w ręku. Kiedy zobaczył pannę Amory, zatrzymał się i przeprosił za zamieszanie.
Nieco zdezorientowana panna Amory wstała.
– Szukałam szydełka – powiedziała niepotrzebnie, trzymając szydełko w dłoni. - Spadł na kanapę. Potem spojrzała na walizkę i zapytała: „Panna jedzie, doktorze. Carelli?
Carelli położył kapelusz i walizkę na krześle.
- Czuję, że nie mogę dłużej nadużywać państwowej gościnności
zdefiniował.
Wyraźnie zadowolona panna Amory zdołała jednak zachować uprzejmość:
– No, oczywiście, jeśli masz na myśli… – Potem, przypominając sobie sytuację, w jakiej znaleźli się ostatnio mieszkańcy i goście domu, dodała: – Ale myślałam, że jest kilka żmudnych formalności… – Zawahała się i spadł jeszcze.
– Och, wszystko załatwione – zapewnił ją Carelli.
„Cóż, jeśli uznasz za konieczne iść...
- Tak, absolutnie konieczne.
– Zamówię samochód – powiedziała szybko Karolina, podchodząc do dzwonka nad kominkiem.
– Nie, nie – zaprotestował Carelli. - To też jest zrobione.
- Ale nawet sam musiałeś znieść walizkę na dół. Naprawdę, ta usługa! Wszyscy są zboczeńcami, całkowicie zdemoralizowani!
Oparła się o kanapę i wyjęła z kosza swetry.
- Nie możesz się skoncentrować, doktorze. Carelli. Tracisz głowę. Dziwne prawda?
Carelli wyglądał na bardzo zdenerwowanego; beztroskim tonem odpowiedział:
- Bardzo dziwny. Zerknął na telefon. Panna Amory zaczęła szydełkować, starając się podtrzymać rozmowę.
- Przypuszczam,że chcesz złapać pociąg o dwunastej piętnaście. Nie wolno ci się spóźnić. Oczywiście nie chcę robić zamieszania. Zawsze mówię, że to...
– Tak, rzeczywiście – przerwał stanowczo Carelli – ale przed nami jeszcze długa droga.
Panna Amory podniosła wzrok.
– Och, tak, oczywiście – powiedziała, kontynuując swoją pracę. Nie przyszło jej do głowy, że dr. Carelli może chcieć wykonać prywatną rozmowę.
-DzPrzepraszam, panienko, mruknął Carelli, podchodząc do biurka; udawał, że sprawdza numer w książce telefonicznej. Rzucił pannie Amory niecierpliwe spojrzenie. - Myślę, że szukałeś swojej siostrzenicy - zauważył.
Caroline nie odpowiedziała, po prostu zaczęła mówić o Barbarze, zajmując się swoją pracą, zupełnie obojętna.
- Droga Barbaro! wykrzyknęła. - Ona jest taką słodką osobą. Wiesz, prowadzi dość smutne życie, zbyt nudne jak na tak młodą dziewczynę, ale śmiem twierdzić, że teraz wszystko się zmieni. Przez chwilę pieściła tę myśl, po czym dodała: - Nie chodzi o to, że nie dałam z siebie wszystkiego. Ale każda dziewczyna potrzebuje trochę zabawy. Całkiemwoskświat nie może go zastąpić.
oraz TZdumienie Carellego mieszało się z rosnącą irytacją.
-wosk?- On zapytał.
- Również,wosk- albo możeBeemax?To są witaminy, a przynajmniej tak jest napisane na opakowaniu. A, B, C i D. Kompletny zestaw oprócz witaminy zapobiegającej beri-beri. Ale nie sądzę, że jest to konieczne, jeśli mieszkasz w Anglii. U nas tej choroby nie ma, prawdopodobnie zapadają na nią ludzie, którzy polerują ryż w krajach tropikalnych. bardzo interesujące
ssać. Namówiłem Raynora, żeby to wziął - to znaczywosk- codziennie po śniadaniu. Był bardzo blady, biedak. Próbowałem nakłonić Lucie, żeby zrobiła to samo, ale mi nie pozwoliła. Panna Amory pokręciła głową z dezaprobatą. - Pomyśleć o tym, kiedy byłem młody, surowo zabroniono mi jeść karmelki z powoduwosk- OznaczającyBeemax.Wiesz, czasy się zmieniają. Naprawdę się zmieniasz.
dr Carelli kipiał ze złości, chociaż starał się to ukryć.
– Tak, tak, panno Amory – odpowiedział tak uprzejmie, jak tylko potrafił. Podchodząc bliżej, ponownie spróbował odwołać się do jej taktu. - Dzwoni do siostrzenicy.
- Zadzwoń?
- Tak. Nie słyszysz? Karolina zaczęła słuchać.
– Nie, nie słyszę cię – przyznała. - Dziwny. - Zwinęła robótkę. - Ma pan doskonały słuch, doktorze. Carelli. To nie tak, że jestem zła. Właściwie, powiedziano mi, że...
Upuściła kłębek włóczki i Carelli schylił się, żeby go podnieść.
- Dziękuję, wszyscy członkowie mojej rodziny dobrze słyszą. - Wstała - Mój ojciec zachował pełną sprawność intelektualną do późnej starości. W wieku osiemdziesięciu lat czytał bez okularów. Znowu upuściła nić, a Carelli znów ją podniosła.
- Och dziękuje. To niezwykły człowiek, dr. Carelli, ciągnęła panna Amory. - Mówię o moim ojcu. Niezwykły człowiek. Zawsze sypiał w łóżku z baldachimem, a okna jego sypialni były zawsze zamknięte. Twierdził, że najbardziej szkodliwe jest nocne powietrze. Niestety, opiekowała się nim młoda kobieta, która upierała się przy pozostawieniu otwartych okien na piętrze, kiedy zachorował na artretyzm i mój biedny ojciec zmarł na to.
Znów upuściła kłębek włóczki, ale tym razem Carelli podał jej go i odprowadził do drzwi. Panna Amory szła powoli, cały czas mówiąc:
- Nie lubię pielęgniarek szpitalnych, dr. Carelli. Plotkują o swoich pacjentach, piją za dużo herbaty i ciągle denerwują służbę.
„Ma pani rację, proszę pani, całkowitą rację.” Carelli pospiesznie skinął głową i otworzył przed nią drzwi.
– Dziękuję – powiedziała Karolina. wydalony
Wyszedł z pokoju, zamknął drzwi, szybko podszedł do biurka i podniósł słuchawkę. Po chwili powiedział cicho i pospiesznie:
- Tu MarketKlevejeden-pięć-trzy Połącz mnie z Londynem, proszę - Soho, dwie ósemki, pięć-trzy... nie, pięć-trzy, dobrze... Dobra?... Zadzwoń do mnie?... Dobra.
Odłożył słuchawkę i zaczął niecierpliwie obgryzać paznokcie. Po chwili podszedł do drzwi gabinetu, otworzył je i wszedł. W tym momencie z korytarza do biblioteki wszedł Edward Raynor. Raynor rozejrzał się po pokoju i pozornie od niechcenia podszedł do kominka. Dotknął wazy z fidubusami; Potem wrócił z biura Carelli. Kiedy zamknął za sobą drzwi, Raynor odwrócił się do niego.
— Nie wiedziałem, że tu jesteś — powiedział sekretarz.
„Czekam na telefon” - wyjaśnił Włoch. -Oh!
Po chwili Carelli przemówił ponownie:
- Kiedy przyszedł inspektor?
- Jakieś dwadzieścia minut temu. Widziałeś go?
- tylko z daleka -— odparł Carelli.
– Jest ze Scotland Yardu – poinformował go Raynor. „Najwyraźniej był zamieszany w inną sprawę w okolicy i został wezwany przez lokalną policję.
– To się nazywa mieć szczęście, prawda? — zauważył lekarz.
- PRAWDA?
Telefon zadzwonił; Raynor chciał odpowiedzieć, ale Carelli był szybszy.
- Myślę, że to dla mnie. Spojrzał na Raynora. - Nie chcesz...
„Oczywiście, moja droga”, powiedział sekretarz. - Idę. Raynor wyszedł z pokoju, a Carelli podniósł słuchawkę. zapada cisza
głos powiedział:
- Cześć? - Czy toMiguel?- Tak? - Nie, do diabła, nie zrobiłem tego. To było niemożliwe. - Nie, nie rozumiesz, stary zmarł ostatniej nocy. - Idę natychmiast. - Tak jest tutaj - Tak. Wiesz, ten facet ze Scotland Yardu. - Nie, jeszcze z nim nie rozmawiałem. -Też mam nadzieję. - To samo miejsce co zawsze, 21:30. - Tak.
Carelli odłożył słuchawkę, poszedł do alkowy, wziął walizkę, włożył kapelusz i podszedł do francuskiego okna.
WtW tym momencie Herkules Poirot wrócił z ogrodu i zderzył się z nim.
– Przepraszam, proszę pana – powiedział Włoch.
— Nie ma za co — powiedział uprzejmie Poirot, wciąż blokując wyjście.
- Czy mógłbyś mi pozwolić...
— To niemożliwe — powiedział cicho Poirot. -Wykluczone.
- Nalegam.
— Nie mogę — mruknął Poirot, uśmiechając się uprzejmie. Carelli nagle rzucił się na niego. Mały detektyw uchylił się
szybko, przez co Włoch stracił równowagę; potem Poirot wziął od niego kufer. W tym momencie do pokoju wszedł Japp i wziął Carellego pod ramię.
- Hola, co to wszystko znaczy? — krzyknął inspektor.
- I to tylko, do cholery, jeśli to nie Tonio!
- Oh! — zaśmiał się lekko Poirot, odsuwając się od nich.
— Pomyślałem, drogi inspektorze Japp, że mógłby mi pan podać nazwisko tego dżentelmena.
– Och, wiem o nim wszystko – potwierdził Japp. - Tonio jest osobą publiczną. Tonio, założę się, że byłeś zaskoczony jego ruchemHerrPoirota. Jak masz na imię, Poirot? Ju-Jitsu czy coś w tym rodzaju, prawda? Nasz biedny Tonio!
Poirot położył walizkę na stole i otworzył ją, a Carelli warknął na adresJappa:
- Nie masz nic przeciwko mnie. Nie możesz mnie powstrzymać.
— Interesujące — powiedział inspektor. „Założę się, że nie musimy daleko szukać człowieka, który ukradł wzór i powalił staruszka”.
Zwracając się do Poirota, dodał: „Ten wzór jest dokładnie w interesie Toni i kiedy złapaliśmy go na próbie ucieczki, nie zdziwiłbym się, gdyby miał go teraz na sobie”.
— Zgadzam się z tobą — powiedział Poirot.
Japp przeszukał Carellego, podczas gdy Poirot przeszukał zawartość walizki.
- I co? — zapytał inspektor.
„Nic”, odpowiedział detektyw i zamknął sprawę. - Nic. Ja jestemrozczarowany.
- Myślisz, że jesteś bardzo mądry, prawda? Carelli warknął.
Ale mógłbym ci powiedzieć...
Poirot spokojnie, ale stanowczo przerwał mu:
- Być może, ale to byłoby bardzo nierozsądne z twojej strony.
- W jaki sposób? — wykrzyknął Carell zdumionyI:
-Herr— Poirot ma absolutną rację — powiedział Japp. - Lepiej się zamknij. Podszedł do drzwi na korytarz, otworzył je i zawołał: „Johnson!” Młody policjant wetknął głowę w drzwi. - Cała rodzina powinna się tu zebrać, dobrze? Tak, zalecane. - Chcę, żeby wszyscy tu byli.
– Tak, jest – odparł Johnson.
- Protestuję! Ja... Carelli wykrztusił. Nagle chwycił swoją walizkę i rzucił się do francuskich drzwi. Japp pobiegł za nim, złapał go i rzucił z walizką na kanapę. - Nikt cię wcześniej nie skrzywdził, więc nie krzycz - warknął Japp na przestraszonego Włocha.
Poirot odwrócił się w stronę drzwi.
— Nie odchodź teraz, Poirot! — zawołał za nim Japp, stawiając walizkę Carellego obok ławki. - To powinno być bardzo interesujące.
- Nnie, nie, drogi Japp, nie idę — zapewnił go Poirot. - Zostanę tutaj. To spotkanie rodzinne, jak mówisz, będzie rzeczywiście szczególnie interesujące.
XVIII
Kilka minut później, kiedy rodzina Amory zaczęła się zbierać w bibliotece, Carelli nadal siedział ponuro na kanapie, podczas gdy Poirot kręcił się przy francuskim oknie. Barbara Amory i Hastings wrócili z ogrodu; Barbara usiadła na kanapie obok Carellego, a Hastings obok Poirota.
— Byłoby pomocne, Hastings, gdybyś zarejestrował — w myślach, widzisz — gdzie wszyscy siedzą — szepnął Poirot do przyjaciela.
- Pomocny? Jak?
„Psychicznie, przyjacielu” — brzmiała jedyna odpowiedź detektywa.
Hastings patrzył, jak Lucia wchodzi do pokoju i siada po prawej stronie stołu.Ryszardpojawił się w towarzystwie ciotki panny Amory, która usiadła na krześle przy biurku, podczas gdy on stał obok żony za stołem. Raynor przybył jako ostatni i stanął za krzesłem. Constable Johnson poszedł za nim do pokoju; zamknął drzwi i stanął obok nich na straży.
RyszardAmory przedstawił inspektoraJappadwóch członków rodziny, których nigdy wcześniej nie spotkał.
„To jest moja ciotka, panna Karolina Amory, a to moja kuzynka, panna Barbara Amory”.
Barbara przywitała się z nim i zapytała:
- Po co to całe zamieszanie, inspektorze? Japp zignorował pytanie.
- Myślę, że jesteśmy już kompletni, prawda? - zauważył, zbliżając się do kominka.
Panna Amory wyglądała na zdezorientowaną i trochę przestraszoną.
– Nie do końca rozumiem – powiedziała do Richarda. - Co ten... ten pan tu robi?
– Chyba powinienem ci coś powiedzieć – odparł. "Słuchaj, ciociu Caroline... i wszyscy," dodał, rozglądając się po pokoju, "Dr. Graham dowiedział się, że mój ojciec został... otruty.
- Co? wykrzyknął Raynor, panna Amory krzyknęła z przerażenia.
– Został otruty hioscyną – kontynuowałRyszard.Raynor wzdrygnął się.
- Hioscyna? on zapytał. „Ale przed chwilą zobaczyłem…” Przerwał i zobaczył MraLucie.
Inspektor Japp zrobił krok w jego stronę i zapytał:
- Co pan widział, panie Raynor? Sekretarka była zakłopotana.
- Nic... przynajmniej... - zaczął z wahaniem i umilkł.
– Przykro mi, panie Raynor – upierał się Japp – ale muszę znać prawdę. Śmiało, wszyscy widzą, że coś ukrywasz.
— Niezupełnie — powiedział sekretarz. – Mam na myśli, że zdecydowanie istnieje racjonalne wyjaśnienie.
- Wyjaśnienie czego, panie Raynor? Raynor wciąż się wahał.
- Tak? Japp go zachęcił.
- Chodzi o to…” Raynor znów przerwał, ale w końcu się zdecydował. – Po prostu widziałem, jak pani Amory wlewała te małe pigułki do swojej dłoni.
- Kiedy to było?
- Zeszłej nocy opuściłem gabinet Sir Clauda. Reszta towarzystwa była zajęta przy gramofonie. Wszyscy tam stali. Widziałem, jak pani Amory bierze butelkę pigułek — myślałem, że to hioscyna — i wlewa jej większość do ręki. Potem SirClaud wezwał mnie z powrotem do swojego biura.
- Dlaczego nie wspomniałeś o tym wcześniej? zapytał Japp. Lucia chciała coś powiedzieć, ale inspektor ją uciszył.
- Chwileczkę, pani Amory. Po pierwsze, chcę wysłuchać pana Raynora do końca.
– Nie myślałem o tym później – powiedział Raynor. – Właśnie sobie przypomniałem, jak pan Amory powiedział, że sir Claud został otruty hioscyną. Po prostu trafił mnie przypadek. W pigułkach równie dobrze mogłoby nie być hioscyny. Może to była inna fiolka.
Japp zwrócił się teraz do Lucii.
- Cóż, co powiesz?
Lucia wydawała się całkiem opanowana.
– Chciałam się trochę przespać – odpowiedziała. Japp odwrócił się do Raynora i zapytał:
– Mówisz, że prawie opróżniła fiolkę?
- Tak myślałem.
Następne pytanie inspektora było ponownie skierowane do Łucji:
- Nie potrzebujesz tylu tabletek, żeby zasnąć. Jeden lub dwa by się przydały. co w ogóle zrobiłeś
Zastanawiała się przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- Nie pamiętam. Zaczęła mówić więcej, ale Carelli wstał i syknął:
- Widzisz, inspektorze? Nagraj swojego zabójcę. Barbara szybko wstała z kanapy i odeszła od Carellego;
Hastings stał obok niej, a Włoch kontynuował:
- Pozna pan prawdę, inspektorze. Przyjechałem tu specjalnie, żeby zobaczyć się z tą kobietą. Posłała po mnie. Powiedziała, że dostanie próbkę Sir Claude'a i zaproponowała, że mi ją sprzeda. Przyznam, że miałem już do czynienia z podobnymi przypadkami.
„To wyznanie jest niewiele warte” – powiedział Japp, przechodząc między Carellym a Lucią. „Tyle już wiemy”. Zwrócił się do Łucji: „A co ty na to?”
Wstała, blada jak płótno, podszedł do niejRyszard.
„Nie pozwolę...” zaczął, ale Japp mu przerwał. „Proszę pana.”
- Spójrz na tę kobietę! — odparł Carelli. - Nikt z was nie wie, kim ona jest. Ale wiem! Jest córką Selmy Götz. Córka jednej z najwredniejszych kobiet, jakie znał świat.
– To nieprawda, Richardzie – wykrzyknęła Lucia. - To nie jest prawda! Nie słuchaj go...
-On połamie ci wszystkie kości! warknąłRyszardAmory doCarellego.
Japp zrobił krok w stronę Richarda.
– Zachowaj spokój, proszę pana, uspokój się – upomniał go. - Musimy dokładnie zbadać tę sprawę. Zwrócił się do Lucii i powiedział: „Słuchamy, panno Amory”.
Zapadła cisza. Łucja zebrała siły.
— Ja… ja… — zaczęła, patrząc na męża, potem na Poirota i bezradnie wyciągnęła rękę.
- Mut,Fraudomyślił się detektyw. - Proszę zaufaj mi. Powiedz im niech powie im prawdę Doszliśmy do punktu, w którym nie ma sensu dłużej kłamać. Prawda będzie musiała wyjść na jaw.
Lucia spojrzała błagalnie na Poirota, ale on tylko powtórzył:
- Mut,Pani Tak, tak.Proszę o odwagę i wypowiedzenie się. - On wróciłna swoje miejsce pod francuskim oknem.
Po długim milczeniu Lucia odezwała się niskim, stłumionym głosem:
- To prawda, że jestem córką Selmy Goetz. Jednak nie jest prawdą, że poprosiłem tego człowieka, aby tu przyszedł i zaproponował mu sprzedaż wzoru Sir Clauda. Przyszedł mnie szantażować!
- Łapówkarstwo! Wziął głęboki oddechRyszard,zbliża się do niej. Wzruszona Łucja zwróciła się do męża:
- Zagroził, że powie ci o mojej matce, jeśli nie zdobędę dla niego wzoru, ale tego nie zrobiłem. Myślę, że ukradł. Potem miał okazję, był tam sam - w biurze. A teraz widzę, że chciał, żebym popełniła samobójstwo, biorąc Hioscynę, żeby wszyscy myśleli, że ukradłam wzór. Prawie mnie zahipnotyzował i… – Straciła panowanie nad sobą i wybuchnęła płaczem.
Lucy, Liebling! -RyszardObjął żonę ramieniem. Następnie podał ją pannie Amory, która postarała się pocieszyć młodą, drżącą kobietę;Ryszardzwrócił się doJappa:
– Inspektorze, chcę z panem porozmawiać na osobności.
Japp patrzył na niego przez chwilę, po czym skinął na Johnsona.
– Doskonale – zgodził się, a konstabl otworzył drzwi pannie Amory i Lucii. Barbara i Hastings skorzystali z okazji, by wrócić do ogrodu, a Edward Raynor wymamrotał coś do Richarda, kiedy wychodził.
- Przepraszam Amory, tak mi przykro. Gdy Carelli podniósł walizkę i skierował się do wyjścia, Japp powiedział do policjanta: „Trzymaj dr. Carelli ma na myśli panią Amoryi.” Włoch zniknął za drzwiami, a Japp powiedział dalej do konstabla: „Nie chcę na nas żadnych paskudnych sztuczek, rozumiesz?”
„Tak jest” – odpowiedział Johnson, wychodząc za Carellim z pokoju.
– Przykro mi, panie Amory – powiedział Japp do Richarda – ale z tego, co powiedział nam pan Raynor,zmuszony do korzystania
zachować wszelkie możliwe środki ostrożności. I chcę, żeby pan Poirot pozostał tutaj jako świadek.
Ryszardzbliżył sięJappaz twarzą człowieka, który podjął doniosłą decyzję. Wziął głęboki oddech i powiedział stanowczo:
- Inspektor!
- Słucham cię, co się dzieje?
Ryszardodpowiedział bardzo powoli i z namysłem:
– Chyba czas, żebym się przyznał. Zabiłem mojego ojca.
– Obawiam się, że to nie wystarczy, sir – uśmiechnął się Japp.Ryszardspojrzał na niego ze zdumieniem.
- Czy pmieć na myśli?
— Cóż, proszę pana — kontynuował Japp. - Powiem inaczej: nie dasz rady. Zdaję sobie sprawę, że jesteś bardzo zakochany w swojej kochance. Niedawno wzięli ślub i tak dalej. Ale szczerze mówiąc, nie ma sensu nadstawiać szyi dla paskudnej kobiety. Chociaż przyznaję, że jest bardzo ładna, nie ma co do tego wątpliwości.
- Inspektor Tak! — wykrzyknął gniewnieRyszard.
– Dlaczego jesteś na mnie zły, sir – ciągnął beztrosko Japp. — Powiedziałem panu szczerą prawdę, bez owijania w bawełnę i nie mam wątpliwości, że pan Poirot powie panu to samo. Przepraszam pana, ale obowiązek to obowiązek, a morderstwo to morderstwo. To wszystko. Japp energicznie skinął głową i wyszedł z pokoju.
Odwróciłem się do Poirota, który siedział na kanapie i obserwował ją przez cały czas.Ryszardzapytał chłodno:
- I co, powiesz mi to samo,HerrPoirota?
Detektyw wstał i wyjął z kieszeni papierośnicę. Zamiast odpowiedzieć na pytanie Richarda, zadał sobie pytanie:
-HerrAmory, od kiedy podejrzewasz swoją żonę?
– Ja nigdy… – zacząłRyszard, hmPoirot przerwał mu i podniósł ze stołu pudełko zapałek.
- Proszę, błagam pana,HerrAmory, chcę tylko prawdy! Wiem, że ją podejrzewałeś. I to przed moim przyjazdem. Dlatego tak bardzo mnie pragnąłeś, nie zaprzeczaj. Herkulesa Poirota nie da się oszukać. Zapalił papierosa, położył zapałki na stole i uśmiechnął się do znacznie wyższego mężczyzny, który górował nad nim. Stworzyli zabawny kontrast.
- MileProszę pana, powiedział chłodnoRyszard.- Śmiertelnie się mylisz. Jak mogłem podejrzewać Lucie?
— Niemniej jednak równie dobrze możesz zostać oskarżony — kontynuował w zamyśleniu Poirot, ponownie siadając na sofie. - Miałeś w ręku lekarstwa i filiżankę kawy, brakowało Ci pieniędzy i musiałeś je pilnie zdobyć. O tak, każdy, kto cię podejrzewał, może być usprawiedliwiony.
— Wygląda na to, że inspektor Japp nie podziela pańskiej opinii — zauważyłRyszard.
- O tak! Kieruje się zdrowym rozsądkiem — uśmiechnął się Poirot. - Ona nie jest zakochaną kobietą.
- Zakochana kobieta? -Ryszardwydawał się zdumiony.
- Pozwól, że udzielę ci lekcji psychologii,Herrzasugerował Poirot. „Kiedy tu dotarłem, przyszła do mnie twoja żona i poprosiła, żebym został i znalazł zabójcę”. Czy zachowywałaby się tak, gdyby była winna?
– To znaczy… – powiedział szybkoRyszard.
— To znaczy — przerwał Poirot — że przed zachodem słońca będziesz na kolanach błagał ją, żeby się zdecydowała.Połączenie.
- O czym mówisz?
— Może za dużo mówię — przyznał Poirot, wstając. - I teraz,Herr,Proszę, złóż swój los w moje ręce. W rękach Herkulesa Poirota.
- Udało ci się ją uratować? -On zapytałRyszardgłos pełen desperacji. Poirot spojrzał na niego poważnie.
- Dałem słowo - choć wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, jakie to będzie trudne. Jak widać liczy się czas, trzeba działać i to szybko. Musisz obiecać zrobić dokładnie to, co mówię, bez zadawania pytań i sprawiania kłopotów. obiecuję panieA?
- Więc -Ryszardniechętnie się zgodził.
- W celu. Teraz proszę posłuchaj. To, co proponuję, nie jest ani trudne, ani niemożliwe, ale zdrowy rozsądek. Ten dom wkrótce zostanie przekazany policji. Przeszukasz każdy zakamarek. Będą badać wszędzie. Może to być bardzo nieprzyjemne dla Ciebie i Twojej rodziny. Sugeruję, żebyś poszedł.
- I oddać dom policji? - On zapytałRyszardzniedowierzaniem.
– To moja propozycja – powtórzyłPoirota. -Oczywiście, że musisz być blisko. Ale lokalny hotel jest całkiem niezły. Zarezerwuj tam pokój. W ten sposób będziesz pod ręką, jeśli policja będzie chciała cię przesłuchać.
Ale kiedy to się stanie? Poirot uśmiechnął się.
- Myślę... natychmiast.
„Myślę, że będzie to wyglądało naprawdę dziwnie?”
— Wcale nie, wcale — powiedział mały detektyw, znów się uśmiechając. „Takie zachowanie dowodzi twojej wielkości – jak to mówisz?” - Wrażliwość. Z miejscem tym wiążą się złe wspomnienia – nie zostaje się tu dłużej niż godzinę. Zapewniam, że będzie wyglądać idealnie.
- A co z inspektorem?
- Zajmę się nim osobiście.
„Nadal nie rozumiem, co może być w tym dobrego” – nalegałRyszard.
— Oczywiście, że nie rozumiesz — Poirot wydawał się bardzo z siebie zadowolony. Wyrzucił ramiona. - Nie rozumiesz. Ale ja rozumiem. Ja, Herkules Poirot. Wystarczy. Położył dłoń na ramieniu Richarda. - Śmiało i poczynić przygotowania. Lub, jeśli nie możesz sam sobie z tym poradzić, poproś Raynora, aby to zrobił. Idziesz teraz! Prawie wypchnął Richarda za drzwi.
rzucając mu zatroskane spojrzenieRyszardodszedł w spokoju.
- Ach, ci Anglicy! Jesteś taki uparty, mruknął Poirot. Podszedł do francuskiego okna i zawołał: -MademoiselleBarbaro!
XVIII
W odpowiedzi na wezwanie Poirota w drzwiach pojawiła się Barbara.
- Dlaczego jest? Coś się dzieje? Zapytała. Poirot posłał jej ujmujący uśmiech.
- Ach,Mademoisellepowiedział. „Zastanawiałem się, czy mógłbyś poświęcić kilka minut mojemu koledze?”
Barbara posłała Poirotowi zalotne spojrzenie.
- Otóż to! Chcesz zabrać mi dziecko, prawda?
- Tylko na moment,Mademoiselle,Obiecuję ci.
- Będziesz to miałHerrPoirota. Odwróciła się do ogrodu i zawołała:
- Kochanie, szukają cię.
— Dziękuję, proszę pani — Poirot znów się uśmiechnął i ukłonił się galowo. Barbara wróciła do ogrodu, aw kilka chwil później do pokoju wszedł Hastings; wyglądał na trochę zawstydzonego.
– A co masz do powiedzenia w ramach przeprosin? — zapytał Poirot, udając zirytowanego.
Hastings uśmiechnął się przepraszająco.
— Łatwo głupio się uśmiechać — zganił go Poirot. „Zostawię cię tutaj, żebyś patrzył, a potem dowiem się, że spacerujesz po ogrodzie z tą uroczą młodą damą.” Zasadniczo jesteś najbardziej odpowiedzialnym mężczyzną, jakiego znamMann,ale gdy tylko na horyzoncie pojawia się piękna młoda kobieta, twój umysł wyparowuje.Przepraszam!
Głupi uśmieszek zniknął z twarzy Hastingsa, zastąpiony rumieńcem.
— Posłuchaj, Poirot, strasznie mi przykro — zawołał. – Wyszedłem na chwilę na zewnątrz, a potem zobaczyłem, jak wchodzisz do pokoju przez okno, więc pomyślałem, że to nie ma znaczenia.
„To znaczy, że zdecydowałeś, że lepiej się ze mną nie spotykać" - powiedział detektyw. „Cóż, kochanie, mogłeś wyrządzić nieodwracalne szkody." Znalazłem tutaj Carellego. Tylko dobry Bóg wie, co zrobił, jakie fałszywe dowody sfabrykował.
— Już powiedziałem, Poirot, że bardzo mi przykro. Strasznie mi przykro, powtórzył Hastings.
„Jeśli nie ma nieodwracalnych szkód, jest to bardziej kwestia szczęścia”. Ale teraz,Mój przyjaciel,Nadszedł czas, abyśmy wykorzystali nasze szare komórki. Poirot, udając, że uderza kolegę, mocno go poklepał.
- Dobra, to do dzieła! wykrzyknął Hastings.
— Nie, to niedobrze, przyjacielu — powiedział Poirot. - To jest złe. nic nie jest jasne Jego twarz przybrała zdezorientowany wyraz. - Nic nie wiadomo, tak jak nie było wiadomo zeszłej nocy. Zamyślił się na chwilę, po czym dodał: - Ale... tak... Chyba mam mały pomysł, zalążek pomysłu. Tak, zacznijmy od tego!
Hastings był całkowicie zdezorientowany.
-O czym mówisz? - On zapytał.
Poirot mówił teraz innym tonem, poważnym i zamyślonym.
- Dlaczego SirClaud umarł, Hastings? Odpowiedz mi, dlaczego umarł?
Hastings spojrzał na przyjaciela.
- To już wiemy! wykrzyknął.
- Zakończone? JesteśJesteś pewny?
– Eee… tak – odparł Hastings z pewnym wahaniem. - Umarł... umarł, bo został otruty.
Poirot machnął niecierpliwie ręką.
- Tak, ale dlaczego został otruty? Hastings zamyślił się głęboko.
– Pewnie dlatego, że złodziej podejrzewał… – zaczął. Poirot powoli potrząsnął głową, a Hastings kontynuował:
— …ponieważ złodziej podejrzewał… że jego tożsamość została odkryta… — Znowu przerwał, widząc, że Poirot wciąż kręci głową.
— Załóżmy, Hastings — mruknął — że złodziej nic nie wie?
– Nie do końca rozumiem – przyznał Hastings.
Poirot przechadzał się po pokoju, po czym podniósł rękę, by zwrócić na siebie uwagę przyjaciela. Odchrząknął.
„Pozwólcie, że opowiem bieg wydarzeń takim, jakim mógł się potoczyć, a raczej jaki powinien był”.
HAstings usiadł na krześle przy stole, a Poirot mówił dalej:
- Pewnego wieczoru Sir Claudumier w swoim fotelu. Podszedł do krzesła i usiadł na nim; Milczał przez chwilę, po czym powtórzył w zamyśleniu: „Tak, sir Claud umiera na swoim krześle”. Najprawdopodobniej atak serca. Minęło kilka dni, zanim sprawdzili jego prywatne dokumenty. Jedynym dokumentem, którego będą szukać, jest jego testament. W odpowiednim czasie, po pogrzebie, odkryją, że notatki na nowym ładunku wybuchowym są niekompletne. Nigdy nie wolno ujawniać, że dany wzór istniał. Widzisz, Hastings, co to robi z naszym złodziejem?
-Więc.
- Co? — zapytał Poirot.
Hastings wyglądał na zdezorientowanego.
- Co? on powtórzył.
-Bezpieczeństwo: Oto, co zyskuje złodziej. Może bezpiecznie ukryć swoją ofiarę, kiedy tylko zechce. Nie musiał się spieszyć, nawet gdyby dowiedzieli się o schemacie, miałby mnóstwo czasu na zatarcie śladów.
„Cóż, to jest pomysł… tak, myślę, że masz rację” - powiedział z wahaniem Hastings.
— Oczywiście, że tak — powiedział z wyrzutem Poirot. „Czyż nie jestem Herkulesem Poirotem? Zobacz, dokąd zaprowadzi nas ten pomysł”. Mówi nam, że morderstwo Sir Clauda nie było przypadkowym, impulsywnym manewrem. To było zaplanowane z góry. Z góry. Czy widzisz, gdzie teraz jesteśmy?
– Nie – przyznał Hastings z rozbrajającą szczerością. „Dobrze wiesz, że nigdy nie zauważam takich rzeczy. Wiem, że jesteśmy w domu w biblioteceSir Claud, i to wszystko.
- Tak, masz rację, przyjacielu. Jesteśmy w bibliotece w domu Sir ClaudaAmory'ego.Jest wieczór, właśnie zgasły światła. Plan złodzieja się nie powiódł.
Poirot wyprostował się i zaczął mówić, podkreślając palcem najważniejsze punktynajciekawsze momenty twojej wypowiedzi.
„Sir Claud, który normalnie nie zajrzałby do sejfu aż do następnego dnia, odkrył kradzież zupełnie przypadkowo. I jak sam powiedział, złodziej znalazł się jak szczur w pułapce. Tak, ale ten złodziej
to jest jedenWie coś o śnieżnym zabójcy, czego nie wie Sir Claud. Wie, że za kilka minut Claude Amory zamilknie na zawsze. On
- lub ona - ma do rozwiązania tylko jeden problem - skuteczne ukrycie dokumentu w kilku chwilach ciemności. Zamknij oczy, Hastings, tak jak ja. Światła są wyłączone i nic nie widać. Ale słyszymy. Powtórz najdokładniej, jak potrafisz, słowa panny Amory, która opisała, co się wtedy wydarzyło.
Hastings zamknął oczy, po czym zaczął mówić powoli iz przerwami; trudno było mu to zapamiętać.
— Dym — powiedział. Poirot skinął głową.
— Znowu sapanie, czyjś ciężki, przerywany oddech — ciągnął Hastings, a Poirot znów skinął głową.
Hastings zamyślił się na chwilę.
Wydaje mi się, że kluczem było kliknięcie przechylanego krzesła, metaliczny brzęk.
— Masz rację — powiedział Poirot. - przycisk. mów dalej.
- Krzyk. To był krzyk Łucji. Zawołała Sir Clauda - wtedy rozległo się pukanie do drzwi - o! Poczekaj chwilę - na samym początku było słychać odgłos rozdzierania się materiału. Otworzył oczy.
— Tak, dźwięk rozdzieranego materiału — wykrzyknął Poirot. Wstał, podszedł do biurka, a następnie podszedł do kominka.
„Wszystko wydarzyło się wtedy, w tych kilku chwilach ciemności. Wszystko. A jednak nasze uszy nie mówią nam... nic. Zatrzymał się przy kominku i instynktownie poprawił wazon za pomocą fidubusów.
— Och, przestań poprawiać te cholerne rzeczy, Poirot — wypalił Hastings. -Robisz to cały czas.
Poirot, Zafascynowany, wydjej rękę z wazonu.
- Co ty mówisz? - On zapytał. -Tak to jest prawda. Wpatrywał się w wazon z fidubusami. Pamiętam, że poprawiałem to godzinę temu. A teraz... muszę to zrobić jeszcze raz. - Był podekscytowany. - Dlaczego, Hastings, dlaczego?
– Bo jest krzywy, jak sądzę – odparł znudzony Hastings. - Ty ze swoją obsesją na punkcie porządku.
- Podarty materiał! wykrzyknął Poirot. - Nie, Hastingsie! To ten sam dźwięk. - Spojrzał na wazon z papierowym fidubusem i wziął go do ręki - Podarty papier... - powiedział odsuwając się od kominka.
Jego podniecenie udzieliło się przyjacielowi.
- Dlaczego jest? zapytał Hastingsa; wstał i podszedł do małego Belga.
Poirot rozsypał pieniądze na sofę. Wręczył je po kolei Hastingsowi i szepnął:
- Zmamy. Ach, następny; i jeszcze jeden. Hastings rozwinął skrawki papieru i obejrzał je.
„C 19, N 23” – zaczął czytać na głos.
- Tak tak! wykrzyknął Poirot. - To jest wzór!
- Słuchaj, to niesamowite!
- Szybko! Odwróć je! — powiedział Poirot, a Hastings usłuchał. - Och, jesteś taki powolny! — spytał gorączkowo Poirot. - Szybko! Szybko!” Chwycił fidubusy Hastingsa i włożył je z powrotem do wazonu, który natychmiast postawił na kominku.
Hastings był oszołomiony, Poirot się uśmiechnął.
-Jesteście ciekawi, co robię, prawda? Powiedz mi, Hastings, co mam w tym wazonie?
– Fidibusse, oczywiście – odparł sarkastycznie Hastings.
-Nigdy mój przyjacielubyć.-być?
- Dokładnie, przyjacielu, ser.
„Słuchaj, Poirot, czy wszystko w porządku?”, zapytał ze współczuciem Hastings. - Chodzi mi o to, czy nie boli cię głowa czy coś?
Poirot zignorował frywolne pytanie przyjaciela.
- Do czego służy ser, Hastings? ja powiemTutaj mój przyjacielu.Ustaw pułapkę na myszy. Teraz czekamy już tylko na jedno - Namysza.
- A mysz...
– Przyjdzie, przyjacielu – zapewnił go detektyw. - Upewnij się, że wysłałem jej wiadomość. Nie zawaha się odpowiedzieć.
Zanim Hastings zdążył odpowiedzieć na to tajemnicze ogłoszenie, drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Edward Raynor.
- O, tutaj jesteś,HerrPoirot, powiedział. - I kapitan Hastings też. Inspektor Japp chciałby rozmawiać z panami na górze.
XIX
— Jesteśmy w drodze — powiedział Poirot. Ruszył do drzwi, a za nim Hastings, gdy Raynor podszedł do kominka. Poirotznock odwrócił się w progu i spojrzał na sekretarza.
– A propos, panie Raynor – zapytał, wracając na środek pokoju – czy wie pan przypadkiem, czy dr. Carelli był dziś rano w bibliotece?
- Tak był. znalazłem tutaj.
- Ach! -Poirot wydawał się zadowolony. - A co zrobił?
- Pewnie rozmawiał przez telefon.
- Kiedy wszedłeś, rozmawiałeś przez telefon?
- Nie, właśnie wrócił do pokoju. Był już wcześniej w biurze Sir Clauda.
Poirot zastanowił się przez chwilę, po czym zapytał:
- Gdzie dokładnie wtedy byłeś? Pamiętasz? Raynor, wciąż stojący przy kominku, odpowiedział:
- Och, myślę, że jesteś gdzieś w pobliżu.
- Czy masz dr. Słyszałeś telefon Carellego?
- NIE. Dał jasno do zrozumienia, że chce być sam, więc wyszedłem.
- Rozumiem. Poirot zawahał się, po czym wyciągnął z kieszeni notatnik i ołówek. Napisał kilka słów na kartce i wyrwał ją z zeszytu.
- Hastings! płakał.
Hastings, który stał w drzwiach, podszedł do przyjaciela, który wręczył mu złożoną kartkę papieru. - Czy mógłbyś to zanieść do inspektora Jappa?
Raynor zaopiekował się Hastingsem, gdy wychodził z pokoju, a potem zapytał:
- Dlaczego jest?
Poirot schował notatnik i ołówek z powrotem do kieszeni i odpowiedział:
– Powiedziałem Jappowi, że spotkam się z nim za kilka minut, a potem może podam mu nazwisko zabójcy.
- Naprawdę? czy wiesz kto to jest – zapytał podekscytowany Raynor.
Zapadła cisza. Sekretarka wydawała się urzeczona osobowością Herkulesa Poirota i obserwowała go z fascynacją; Tymczasem detektyw zaczął powoli mówić:
„Tak, myślę, że wiem, kto jest zabójcą”, w końcu. Pamiętam inny przypadek z niezbyt odległej przeszłości. Nigdy nie zapomnę morderstwa lordaEdgware'a.Byłem prawie pokonany - tak, ja, Herkules Poirot! - przez prymitywną przebiegłość bezmyślnego umysłu. zobaczyszHerrRaynorze, zwykli ludzie często mają talent do popełniania prostych przestępstw, a potem o nich zapominają. Miejmy nadzieję, że zabójca Sir Clauda jest inteligentnym, wyniosłym człowiekiem, zakochanym w sobie i niemogącym oprzeć się pokusie - jak to ująć? zrobić coś, co wciąż jest piękne. Oczy Poirota rozbłysły.
– Chyba cię nie rozumiem – powiedział Raynor. - Chcesz powiedzieć, że pani Amory nie jest mordercą?
- Nie, to nie ona. Napisałem więc inspektorowi notatkę. Ta biedna kobieta wystarczająco wycierpiała. Trzeba jej oszczędzić dalszych pytań.
Raynor zamyślił się na chwilę; nagle krzyknął:
– W takim razie założę się, że to Carelli. Mam rację? Poirot żartobliwie pogroził mu palcem.
-HerrRaynor, pozwól mi zachować moje małe sekrety do ostatniej chwili. Wytarł czoło chusteczką. -Mój Boże,jak gorąco dzisiaj!
- Czy chciałbyś się czegoś napić? – zapytał Raynor. - Przepraszam za moje zachowanie. Powinienem był ci to wcześniej zaproponować.
Poirot uśmiechnął się.
- Jesteś bardzo miły, poproszę whisky, jeśli mogę.
- Naturalnie. Proszę chwilę zaczekać.” Raynor wyszedł z pokoju, a Poirot podszedł do francuskiego okna i przez chwilę patrzył na ogród. Wkrótce pojawił się Raynor z dwiema szklankami whisky i wodą na tacy. Patrzył, jak Poirot sięga po ozdobę na kominku.
— Przypuszczam, że to cenny antyk — zauważył detektyw, podnosząc dzban.
- Tak? - powiedział obojętnie Rayno. - Nie znam się na takich rzeczach. Zrób sobie coś do picia, zaproponował i postawił tacę na stoliku do kawy.
— Dziękuję, sir — mruknął Poirot, podchodząc do niego.
- Cóż, wszystkiego najlepszego - powiedział Raynor, biorąc łyk. Poirot ukłonił się i podniósł szklankę do ust.
- Twoje zdrowie, przyjacielu. Teraz powiem mu o moich podejrzeniach. Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że...
Zatrzymał się nagle i obejrzał się przez ramię, jakby coś usłyszał. Spojrzał najpierw na drzwi, potem na Raynora i przyłożył palec do ust na znak, że powinien być cicho, bo ktoś może podsłuchiwać.
Raynor skinął głową ze zrozumieniem. Powoli i cicho zbliżyli się do drzwi; Poirot dał znak, żeby został w pokoju. Sam nagle otworzył drzwi i wybiegł na zewnątrz, ale natychmiast wrócił; wyglądał na załamanego.
— Dziwne — powiedział. - Mógłbym przysiąc, że coś słyszałem. Cóż, myliłem się, to nie zdarza się często.Oklaski,Przyjacielu. Opróżnił szklankę do dna.
- Oh! - wykrzyknął Raynor i też wypił.
- Słyszę? — zapytał Poirot.
- Nic nic. Kamień spadł mi z serca, to wszystko. Poirot postawił szklankę na stole.
- Czy wieszHerrRaynor powiedział, że szczerze mówiąc, nie jestem przyzwyczajony do twojego narodowego trunku, whisky. Nie lubię jego smaku. To jest gorzkie.
- Usiadł na krześle.
- Naprawdę? Bardzo mi przykro, mój wcale nie był gorzki.
Raynor odstawił szklankę na stolik do kawy i kontynuował: – Chyba chciałeś mi coś powiedzieć, prawda?
Poirot wyglądał na zaskoczonego.
- Naprawdę? Co to mogło być? Czy już zapomniałem? Myślę, że chciałem ci wyjaśnić, jak prowadzę dochodzenie. Voyony\ Jeden fakt prowadzi do drugiego. Czy następny pasuje?Wunder!Świetnie, możemy kontynuować. następny szczegół
- NIE! Ach, jakie to dziwne, czegoś tu brakuje - ogniwa w łańcuchu. Prowadzimy dochodzenie. Patrzymy. I ten mały dziwny szczegół, ten być może nieistotny fakt, który nie pasuje, umieściliśmy tutaj! Poirot wykonał duży gest ręką. - To jest znamienne! To jest wspaniałe!
-byłoby., i,Rozumiem – powiedział Raynor z wahaniem.
Poirota Tpotrząsnął gwałtownie palcem przed twarzą Raynora, zaskakując go.
- Ach, musisz uważać! Biada detektywowi, który mówi: „To drobiazg – to nie ma znaczenia. To nie będzie pasować. pomijam to. To powoduje zamieszanie! Wszystko jest ważne. Poirotraptycznie przerwał i postukał się w głowę. „Ach! Przypomniałem sobie, o czym chciałem z tobą porozmawiać. Nie wiem”.HerrRaynora.
Raynor uśmiechnął się do niegorutynowo.
- O kurz?
- Dokładnie. Kurz, powtórzył Poirot. „Mój przyjaciel Hastings przypomniał mi ostatnio, że jestem detektywem, a nie pokojówką.” Pomyślał, że jest bardzo sprytny, kiedy to powiedział, ale nie jestem tego taki pewien. W końcu służąca i detektyw mają ze sobą coś wspólnego. Co robi służąca? Z pomocą swojej miotły penetruje wszystkie ciemne zakamarki. Wydobywa na światło dzienne wszystkie ukryte przedmioty, które można wygodniej usunąć z widoku. Czy detektyw nie robi tego samego?
Raynorabył wyraźnie znudzony, ale odpowiedział: „Bardzo ciekawe,HerrPoirota. Usiadł na krześle przy stole i zapytał: „Ale… czy to wszystko, co chciałeś mi powiedzieć?”
— Niezupełnie — odpowiedział Poirot. Pochylił się do przodu. - Nie powiedziałeś mi, paniemiłe oczy,HerrRaynor, bo nie było piasku ani kurzu. Czy rozumiesz?
Sekretarka obserwowała go uważnie.
- Niestety nie.
- Na tej apteczce nie było kurzu.MademoiselleBarbara zwróciła mi na to uwagę. I powinien być kurz. Półka, na której stoi pudełko — Poirot wskazał w tym kierunku — jest pokryta grubą warstwą kurzu. Właśnie wtedy doszedłem do wniosku...
- Jaki wniosek?
— Wreszcie — ciągnął Poirot — że ktoś niedawno wyjął pudło. I że osoba, która otruła Sir Clauda, nie musiała podnosić pudełka zeszłej nocy, bo już zaopatrzyła się w potrzebną mu dawkę trucizny i wybrała moment, kiedy wiedział, że nikt go nie powstrzyma. Nie schudłaś wczorajPu-
Pudełka z lekarstwami, ponieważ już miałaś potrzebną hioscynę. Ale dotknąłeś filiżanki kawyHerrRaynor.Raynor uśmiechnął się pobłażliwie.
- Mój Boże! Oskarżasz mnie o morderstwo sir Clauda?
- Możesz temu zaprzeczyć?
Sekretarz milczał przez chwilę, po czym odpowiedział, ale już szorstko:
- O nie. Nie zaprzeczam, dlaczego miałbym? Jestem z siebie całkiem dumna, chociaż powinno pójść całkiem gładko. To niefortunne, że sir Claud ponownie otworzył sejf zeszłej nocy. Nigdy wcześniej tego nie robił.
Pozapytał sennie:
- Dlaczego mi to wszystko mówisz?
- Czemu nie? Jesteś bardzo sympatyczny. Lubię z tobą rozmawiać. Raynor się roześmiał. - Tak, moje plany prawie się nie powiodły. Ale najbardziej jestem dumny z tego, że udało mi się zamienić porażkę w sukces. Na jego twarzy pojawił się wyraz triumfu. „Znalezienie kryjówki, która była tak trafna i tak nieprzygotowana, było naprawdę sporym osiągnięciem. Mam ci powiedzieć, gdzie jest teraz wzór?
wyjściewydawało się, że Poirot, coraz bardziej senny, miał trudności z mówieniem.
- Ja... ja cię nie rozumiem - wyszeptał.
Popełniłeś mały błądHerr— Poirot — powiedział pogardliwie Raynor. - Nie doceniłeś mojej inteligencji. Nie oszukałeś mnie swoją sprytną sztuczką z Carellim. Człowiek na twoim poziomie nie mógł uwierzyć, że biedny Carelli... to nie do pomyślenia. Słuchaj, gram o wysoką stawkę. Ten kawałek papieru, umieszczony we właściwych rękach, znaczy dla mnie pięćdziesiąt tysięcy funtów. Rozsiadł się wygodnie w fotelu. „Pomyśl tylko, co człowiek o moich zdolnościach mógłby zrobić z taką ilością pieniędzy.
Poirot odpowiedział coraz bardziej sennym głosem:
- Ja... nie chcę... chcę o tym myśleć.
„Cóż, może nie. Rozumiem to – przyznał Raynor. - Osoba musi rozważyć różne poglądy.
Poirot pochylił się do przodu i z widocznym wysiłkiem opanował się.
– To się nie stanie – wykrzyknął. - Wyeksponuję cię. Ja, Herkules Poirot… — Urwał nagle.
– Herkules Poirot nic nie zrobi – powiedział Raynor, a detektyw opadł z powrotem na swoje miejsce.
„Nawet nie zgadłeś, kiedy powiedziałeś, że whisky jest gorzka, prawda?” — kontynuował sekretarz z drwiącym uśmieszkiem.
- Spójrz, moja drogaHerrPoirot, wziąłem z tego pudełka nie jedną, ale kilka fiolek hioscyny. Właściwie dostałeś nieco wyższą dawkę niż Sir Claud.
- Ach,mój Boże— sapnął Poirot, próbując wstać. Zawołał słabym głosem:Hastings! Hast...Zamilkł i opadł na krzesło. Zamknął oczy.
Raynor zerwał się, odsunął krzesło i stanął nad Poirotem.
- Staraj się nie zasnąć,HerrPoirota. Z pewnością chcesz wiedzieć, gdzie był ukryty wzór, prawda?
Odczekał chwilę, ale oczy detektywa pozostały zamknięte.
„Szybki, twardy sen bez przebudzenia, jak ujął to nasz drogi przyjaciel Carelli” – skomentował sucho Raynor, podchodząc do kominka; Wziął fidubusy, zwinął je i schował do kieszeni. Podszedł do francuskich drzwi i zawołał przez ramię: „Żegnaj, kochanie”.HerrPoirot!
Już miał wejść do ogrodu, ale zatrzymał go głos Poirota, który zapytał pogodnym, swobodnym tonem:
- Ty też chcesz kopertę?
Raynor obrócił się; W tej samej chwili inspektor Japp wszedł z ogrodu do biblioteki. Sekretarka cofnęła się o kilka kroków, zatrzymała się na chwilę niezdecydowana, a potem rzuciła się do francuskiego okna, ale tam została złapana przez charakterystycznego personelu Jappa, Johnsona.
POirot wstał z krzesła i przeciągnął się.
— I co, mój drogi Japp — zapytał — czy wszystko słyszałeś?
Japp właśnie zaciągnął Raynora z powrotem na środek pokoju z pomocą konstabla:
— Każde słowo dzięki twojej notatce, Poirot — odparł.
- Z tego tarasuSłychać wszystko doskonale tuż za oknem. Teraz poszukajmy i zobaczmy, co możemy znaleźć. Wyjął fidubusy z kieszeni Raynora i rzucił je na ławkę. Potem wyciągnął małą buteleczkę.
- Ach! Hioscyna! Wysadź to.
- Ach, bis ty, Hastings - Poirotprzywitabył ze swoim przyjacielem, który wszedł do biblioteki z korytarza ze szklanką whisky i wody; przekazał go detektywowi.
- Czy ty widzisz? — zwrócił się Poirot do Raynora najuprzejmiej, jak potrafił. - Odmówiłem udziału w twojej komedii. Zamiast tego sprawiłem, że grałeś w moje. W mojej notatce przekazałem instrukcje zarówno Jappowi, jak i Hastingsowi. Potem ułatwiłem ci sprawę, narzekając na upał. Wiedziałem, że zaproponujesz mi drinka. Przecież to takie naturalne. To była uwertura, której potrzebowałeś. Kiedy szedłem do drzwi, dobroduszny Hastings czekał na zewnątrz z kolejną whisky w dłoni. Wymieniam się z nim okularami i znowu tu jestem. Przedstawienie trwało więc dalej. Poirot oddał szklankę Hastingsowi. „Osobiście uważam, że dość dobrze odegrałem swoją rolę” – powiedział.
Nastąpiła pauza, podczas której Poirot i Raynor spojrzeli na siebie. Wtedy Raynor przemówił:
„Bałem się ciebie, odkąd przyszedłeś do tego domu. Może mój plan by się powiódł, mógłbym zadowolić się 50 tysiącami funtów – może więcej – za ten cholerny projekt na całe życie. Ale odkąd przybyłeś, straciłem wiarę, że ujdzie mi na sucho morderstwo tego nadętego starego głupca i kradzież jego cennego kawałka papieru.
— Już wcześniej zauważyłem, że jesteś inteligentny — powiedział Poirot. Odchylił się w fotelu, bardzo z siebie zadowolony; Japp przemówił szybko:
„Edwardzie Raynor, aresztuję cię za morderstwo pierwszego stopnia”.Sir Klaudy Amoryi ostrzegam cię, wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie. Dał znak policjantowi, by wyprowadził więźnia.
XX
Raynor w towarzystwie konstabla Johnsona przeszedł przez drzwi z panną Amory, która właśnie wchodziła do biblioteki. Odwróciła się za nimi, zaskoczona, po czym szybko podeszła do Poirota, który wstał, by ją powitać.
— Poirot — szepnęła — czy to prawda? To pan Raynor zamordował mojegobiedny brat?
- Niestety tak,Mademoiselle— powiedział Poirot. Panna Amory była oszołomiona.
- Oh! Oh! Ona płakała. -Nie mogę w to uwierzyć! Co za złośliwość! Zawsze traktowaliśmy go jak rodzinę.woski to wszystko… Odwróciła się gwałtownie i ruszyła w stronę wyjścia, gdy wszedłRyszardi przytrzymał jej otwarte drzwi. Prawie wybiegła z pokoju; w tym samym czasie Barbara weszła z ogrodu.
- To zbyt szokujące, żeby o tym mówić - wykrzyknęła.
- Edward Raynor ze wszystkich ludzi... Ktczy on by w to uwierzył? Ktokolwiek to odkrył, jest niesamowicie sprytny. Zastanawiam się kto!
Popatrzyła znacząco na Poirota, który mimo wszystko ukłonił się inspektorowi i szepnął:
- To inspektor Japp rozwiązał zagadkę,Mademoiselle.Tak, uśmiechnął się.
- WPowiedz coś o sobieHerrPoirot, że jesteś właściwym człowiekiem. A przy tym prawdziwy dżentelmen.” Ukłonił się zebranym i wyszedł żwawym krokiem; Po drodze wziął szklankę whisky od zdezorientowanego Hastingsa i powiedział:
– Zajmę się dowodami, jeśli nie masz nic przeciwko, kapitanie Hastings!
- Tak, ale czy to naprawdę inspektor Japp odkrył mordercę wujka Claude'a? A może — zapytała nieśmiało Barbara, podchodząc do Poirota — to zależy od ciebiePanie HerkulesiuPoirota?
PoirotaPodszedł do swojego starego przyjaciela Hastingsa i objął go ramieniem.
-Mademoisellepowiedział: „Prawdziwa zasługa należy się Hastingsowi”. Wskazał coś z niezwykłą błyskotliwością, co naprowadziło mnie na właściwy trop. Zabierz go do ogrodu i poproś, żeby ci o tym opowiedział.
Popchnął Hastingsa w stronę Barbary i odprowadził ich oboje do drzwi.
– Ach, moja mała – westchnęła komicznie Barbara, wychodząc z Hastingsem do ogrodu.
RyszardJuż miał rozmawiać z Poirotem, kiedy drzwi na korytarz otworzyły się i weszła Lucia. Kiedy zobaczyła męża, szepnęła nieśmiało:
-Ryszard... RyszardOdwrócił się.
- Łucja!
Zrobiła kilka kroków do przodu.
– Ja… – zaczęła, po czym przerwała.RyszardPodszedł do niej, ale zatrzymał się.
- Ty...
Obaj byli zdenerwowani i zawstydzeni spotkaniem. Nagle Lucia zobaczyła Poirota i podeszła do niego z wyciągniętymi ramionami.
-HerrPoirot! Jak możemy Ci podziękować? Poirot ujął jej dłonie w swoje.
- Więc,Frau,twoje zmartwienia się skończyły! ogłosił.
- Zabójca został złapany, ale czy moje problemy naprawdę się skończyły? — zapytała smutno Łucja.
— To prawda, że nie wyglądasz na zbyt szczęśliwego, moje dziecko — zauważył Poirot.
„Zastanawiam się, czy jeszcze kiedykolwiek będę szczęśliwy?”
— Myślę, że tak — powiedział Poirot, mrugając. - Zaufaj staremu Poirotowi. Posadził Lucie na krześle przy stole na środku pokoju, chwycił puszyste zawiniątka, podszedł do Richarda i wręczył mu je.
-Herrpowiedział: „Z przyjemnością zwracam ci wzór Sir Clauda!” Po złożeniu wszystkich elementów w całość - jak to definiujesz? - będzie jak nowy
- Mój Boże, wzór! wykrzyknąłRyszard.- Zapomniałem o tym. nie widzę tego. Pomyśl tylko, przez co
cierpieliśmy to. Mój ojciec nie żyje i wszyscy zrujnowaliśmy sobie życie.
- Co zamierzasz z tym zrobić, Richardzie? — zapytała Łucja.
- Jeszcze nie wiem. Co byś zrobił? Wstała, przybliżyła się do niego i szepnęła:
- Możesz mi to dać?
— To twoje — powiedziałRyszard,dał jej Fidybusse'a. - Rób co chcesz z tym przeklętym motywem.
– Dzięki, Richardzie – mruknęła Lucia. Podeszła do kominka, wyjęła zapałkę z leżącego tam pudełka, zapaliła Fidubusen i wrzuciła je kawałek po kawałku do kominka. Na świecie jest już tyle cierpienia. nie chcę więcej.
-Frau— powiedział Poirot. — Podziwiam sposób, w jaki spalasz wiele tysięcy funtów z taką samą obojętnością jak kilkakilka centów.
– To tylko popiół – westchnęła Lucia. - Tak jak moje życie. Poirot prychnął.
- O La la! Przygotujmy nasze trumny, powiedział z udawaną depresją. - NIE! Chcę być szczęśliwy, wesoły, tańczyć, śpiewać. Do zobaczenia później, moje dzieci” – kontynuował i również zwrócił się do Richarda. - Czas na chwilę szczerości.Frauzniża nos do piątego i myśli: - „Zdradziłam męża”.Herrobniża nos do jednej piątej i myśli: „Podejrzewałem moją żonę.” A tak naprawdę oboje chcecie się przytulić, prawda?
Lucia zrobiła krok w stronę męża.
– Richard… – zaczęła stłumionym głosem.
-Frau— przerwał Poirot. Ale czy wiesz, moje głupie dziecko, że twój mąż próbował oskarżyć inspektora Jappa - który faktycznie przyznał się do zabójstwa Sir Clauda - żeby cię uratować?
Lucia krzyknęła cicho, patrząc na Richarda z podziwem.
-Apan, monsieur— kontynuował Poirot.
-Łucjaszepnął czuleRyszard,podchodzi do niej.
— Ponieważ jesteś Anglikiem — zauważył Poirot na pożegnanie — czy nie objąłbyś się w mojej obecności?
Lucia podeszła do niego i wzięła go za rękę.
-HerrPoirot, chyba nigdy cię nie zapomnę.
- Ciebie też nie zapomnę,Frau— powiedział szarmancko Poirot i pocałował ją w rękę.
— Poirot — powiedziałRyszardAmory - nie wiem co Powoprócz tego, że uratowałeś mi życie i małżeństwo. Trudno mi wyrazić, co czuję...
— Nie martw się, przyjacielu — powiedział Poirot. - Cieszę się, że mogłem pomóc.
Łucja IRyszardwyszli razem do ogrodu i spojrzeli sobie w oczy; objął ją ramieniem. Poirot poszedł za nimi do drzwi i zawołał:
- Niech cię Bóg błogosławi, mes enfantsl Och, a jeśli spotkasz pannę Barbarę, poproś ją, żeby sprowadziła z powrotem do mnie kapitana Hastingsa. Niedługo lecimy do Londynu. Odwrócił się do pokoju; jego wzrok padł na kominek. - Oh! — wykrzyknął, podchodząc, by wyprostować wazę fidubus. -Voila]Teraz spokój i porządek zostały przywrócone – mruknął, kierując się do wyjść z bardzo zadowolonym wyrazem twarzym.in.
Panie ClaudAmory, światowej sławy naukowiec, opracowuje formułę nowego śmiercionośnego materiału wybuchowego. Przekonany, że ktoś w domu próbuje ukraść wzór, prosi Herkulesa Poirota o pomoc. Niestety na słynnego detektywa jest już za późno: koperta ze wzorem ginie, a Sir Claud zostaje otruty... Jedną z podejrzanych jest synowa nieżyjącej już, młodej i pięknej Lucii, włoskiego pochodzenia. Czy będzie drugą Lukrecją Borgią?
1OgólneElektrykaFirma.
2 Królewskie samolotyUmeblowanie.
3Nie wynika (z przesłanek) (fac).
4Otóż to!(Frank.).
5- Chcesz mnie przesłuchać? - Tak, doktorze, jeśli pan pozwoli. - Ach, mówisz po włosku? - Tak, ale wolę mówić po francusku. - Dobra, o co chcesz mnie zapytać?
Pobierz cały dokument Agatha Christie Czarna kawa (2).docx |
wyszukiwarka
Podobne strony:
Czarna kawa Agathy Christie
Agatha Christie 4 Czarna kawa
Czarna kawa Christie Agatha
Christie, Czarna kawa Agaty
Zerwane zaręczyny Agathy Christie
Agata Christie Tajemnica bladego konia
Agatha Christie Tajemnica rezydencji w kominach
Dom zbrodni Agathy Christie
!Agatha Christie Tajemnica godziny siódmej%c3%b3w
Zbrodnie Agathy Christie na świecie
Spotkanie Agathy Christie ze śmiercią
Kot Agatha Christie wśród gołębi
Agatha Christie Śmierć Lorda Gware
Agatha Christie Tajemniczy przeciwnik
Agatha Christie Tajemnica Błękitnego Ekspresu
A potem nie było Agathy Christie
Agatha Christie Śpiące morderstwo
Agatha Christie Śpiący Pysk Nieznany
Agatha Christie Tragedia w trzech aktach
inne podobne podstrony